[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Horror życia w celi śmierci polega na tym, że umiera się codziennie po kawałku.Czekanie zabija.Żyjesz w klatce, a kiedy się budzisz, zrywasz kartkę z kalendarza i mówisz sobie, że jesteś teraz o jeden dzieli bliżej śmierci.Sam zapalił papierosa i patrzył, jak dym wznosi się leniwie ku kroplom na oknach.Dziwne rzeczy dzieją się w naszym absurdalnym wymiarze sprawiedliwości.Sądy orzekają coś jednego dnia, a następnego dnia orzekają coś zupełnie odwrotnego.Ci sami sędziowie wydają różne decyzje w podobnych sprawach.Sąd latami ignoruje najróżniejsze pozwy i apelacje, a potem jednego dnia uznaje zasadność któregoś z nich i udziela odroczenia.Sędziowie umierają i są zastępowani przez sędziów, którzy myślą inaczej.Prezydenci przychodzą i odchodzą, wyznaczając swoich kumpli na wysokie stanowiska.Sąd Najwyższy dryfuje najpierw w jedną stronę, potem w inną.Czasem śmierć może być wybawieniem.I Sam, gdyby miał do wyboru śmierć albo życie w Bloku, bez wahania wybrałby śmierć.Zawsze jednak istniało światełko w tunelu, nadzieja, że gdzieś w rozległym labiryncie prawniczej dżungli nastąpi reakcja i jego wyrok zostanie cofnięty.Wszyscy mieszkańcy Bloku marzyli o cudownej zmianie wyroku.Marzenie to pomagało przetrwać kolejny dzieli.Sam przeczytał gdzieś, że w amerykańskich więzieniach siedziało w roku 1990 prawie dwa tysiące pięciuset więźniów skazanych na śmierć.W roku 1989 stracono jednak tylko osiemnastu.W Missisipi wykonano tylko cztery egzekucje od roku 1977.W tych liczbach tkwiła nadzieja.Wzmacniały one postanowienie Sama, by wysyłać kolejne apelacje.Sam stał przy kratach jeszcze długo po tym, jak ucichła burza.O wschodzie słońca odebrał śniadanie i o siódmej włączył telewizor, żeby obejrzeć poranne wiadomości.Wgryzł się właśnie w kawałek zimnego tosta, kiedy nagle na ekranie obok prezenterki z Memphis pojawiła się jego twarz.Kobieta ze swadą przekazywała poruszającą historię dnia dotyczącą Sama Cayhalla i jego nowego adwokata.Wszystko wskazywało na to, że nowym adwokatem Sama jest jego wnuk, niejaki Adam Hall, młody prawnik z kancelarii Krawitz & Bone z Chicago, firmy, która reprezentowała Sama przez ostatnie siedem lat.Zdjęcia Sama pochodziło sprzed lat co najmniej dziesięciu.To było to samo zdjęcie, którego używano zawsze, kiedy nazwisko Sama pojawiało się w telewizji albo prasie.Zdjęcie Adama wydawało się odrobinę bardziej niezwykłe.Widać było, że nie pozował do niego.Ktoś musiał sfotografować go ukradkiem na dworze.Prezenterka podała, że według doniesienia z porannego wydania „Memphis Press” Adam Hall potwierdził, że jest wnukiem Sama Cayhalla.Zaraz potem streściła historię zbrodni Sama i dwa razy podała datę zbliżającej się egzekucji.Więcej na ten temat później, obiecała, być może już w południe.Potem przeszła do opisu morderstw popełnionych ostatniej nocy.Sam rzucił tosta na podłogę i zaczął mu się przyglądać.Jakiś insekt natychmiast znalazł kawałek chleba i obszedłszy go parę razy, uznał, że nie nadaje się do zjedzenia.A więc jego prawnik rozmawiał już prasą.Czego oni uczą tych ludzi na studiach? Wykorzystania mediów?— Jesteś tam?! — zawołał ściszonym głosem Gullitt.— Tak.Jestem.— Właśnie widziałem cię na czwórce.— Tak.Oglądałem to.— Jesteś wkurzony?— Nie, wszystko okay.— Weź głęboki oddech, Sam.Wszystko będzie dobrze.Mieszkańcy Bloku często używali wobec siebie żartobliwego wyrażenia „weź głęboki oddech”.Służyło ono głównie do rozweselenia strapionego współwięźnia.W ustach strażników nabierało jednak zupełnie innego, szyderczego wydźwięku.Wtedy stanowiło pogwałcenie praw człowieka.Fakt jego użycia został nieraz przytoczony w pozwie sądowym jako przykład dręczenia mieszkańców Bloku.Sam wziął przykład z insekta i zignorował resztę swojego śniadania.Popijając kawę patrzył na podłogę.O dziewiątej trzydzieści sierżant Packer wszedł na oddział po Sama.Zbliżał się czas jego godzinnej „przerwy”.Chmury odpłynęły i nad Deltą zajaśniało słońce.Packer miał ze sobą dwóch strażników i parę łańcuchów na nogi.Sam wskazał na nie i zapytał:— Po co je wziąłeś?— Ze względów bezpieczeństwa, Sam.— Wychodzę przecież tylko na gimnastykę, prawda?— Nie.Zabieramy cię do biblioteki prawniczej.Twój adwokat chce porozmawiać z tobą między książkami prawniczymi.Sam zrobił zwrot i wsunął dłonie między kraty.Packer skuł je luźno, drzwi otworzyły się i więzień wyszedł na korytarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]