[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stąd też, jeśli nawet nikomu z nas się to nie podobało, mogliśmy dowolnie występować z oskarżeniami z powództwa cywilnego, lecz kwestia podziału ewentualnych odszkodowań została z góry narzucona.Mieliśmy prawo jedynie do dwudzie­stu procent wywalczonej sumy, mimo że zwyczajowo adwoka­ci zatrzymywali dla siebie jej trzecią część, a niektórzy w szczególnych wypadkach brali nawet czterdzieści procent.W dodatku z owych dwudziestu procent ośrodek mógł zatrzymać dla siebie tylko połowę, reszta zasilała konto fundacji.W ciągu czternastu lat działalności Mordecai jedynie dwa razy miał okazję skorzystać z tych przepisów.Za pierw­szym razem wygrał sprawę, lecz z powodu zakwestionowania decyzji przysięgłych nie uzyskał żadnego odszkodowania.Później wystąpił w imieniu bezdomnej potrąconej przez miejski autobus.Wywalczył sto tysięcy dolarów odszkodowania i za należne ośrodkowi dziesięć tysięcy kupił nowe aparaty telefo­niczne oraz komputery.Teraz także sędzia z niedowierzaniem przyjął takie warunki umowy, nie zakwestionował ich jednak.Mogliśmy zatem występować w imieniu nowego klienta.Mecz między reprezentacjami uniwersytetów z Georgetown i Syracuse rozpoczynał się kwadrans przed dwudziestą, Green jakimś cudem zdobył dwa bilety.Mój samolot wylądował punktualnie o osiemnastej dwadzieścia i już pół godziny później spotkałem się z Mordecaiem przed wschodnim wej­ściem do hali widowiskowej Air Arena w Landover.Znaleź­liśmy się w otoczeniu dwudziestu tysięcy miłośników koszy­kówki.Wręczył mi bilet, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza grubą kopertę.List polecony z zarządu waszyngtońskiej palestry adwokackiej wysłano pod adresem ośrodka.- Przyszedł dzisiaj - oznajmił Green takim tonem, jakby już wiedział, co znajduje się w środku.- Zajmij miejsca, dołączę do ciebie za parę minut - dodał i zniknął w tłumie kibiców.Otworzyłem list i przekonałem się, że przyjaciele z kan­celarii Drake’a i Sweeneya wytoczyli przeciwko mnie najcięż­sze działa.Otrzymałem kopię skargi złożonej w komisji rewizyjnej, w której zarzucano mi działania niezgodne z etyką zawodową.Szczegółowy opis przewinień zajmował trzy strony, ale dał się skrócić do jednego akapitu.Wykradłem poufne akta, przez co naruszyłem zasady tajemnicy służbowej.Wnioskodawcy propo­nowali całkowite pozbawienie mnie licencji lub długoterminowe zawieszenie prawa wykonywania zawodu połączone z udziele­niem publicznej nagany.Zaznaczano ponadto, że akta wciąż się nie odnalazły, a ponieważ dotyczyły nadzwyczaj pilnej sprawy, odpowiednie procedury należało zastosować jak najszybciej.Do tego dołączono liczne uzasadnienia, formularze i inne papierki, które ledwie przebiegłem wzrokiem.Całość tak mną wstrząsnęła, że z trudem zebrałem myśli.Brałem pod uwagę formalne konsekwencje mojego czynu na gruncie palestry.Byłbym idiotą, sądząc, iż wspólnicy kancelarii zrezygnują z jakichkolwiek dostępnych kroków na drodze do odzyskania dokumentów.Łudziłem się jednak, że moje aresztowanie przynajmniej na jakiś czas ich usatysfakcjonuje.Tak się nie stało.Pałali żądzą krwi.Obrali doskonale mi znaną, typową dla potężnych firm taktykę frontalnego ataku i niebrania żadnych jeńców.Nie wiedzieli jedynie, że już jutro, punktualnie o dziewiątej rano, z największą przyjem­nością złożę w kancelarii sądu pozew przeciwko nim, doma­gając się dziesięciomilionowego odszkodowania za nieumyślne spowodowanie śmierci całej rodziny Burtonów.Według mego rozeznania nie mogli mi nic więcej zrobić.Nie musiałem się obawiać jakichkolwiek nakazów i następnych listów poleconych.Wyłożyli na stół wszystkie swoje atuty i szczegóło­wo rozplanowali linię frontu.Odczuwałem nawet pewną ulgę, że wpłynął już wniosek do komisji rewizyjnej palestry.Ale jednocześnie ogarnął mnie lęk.Od chwili rozpoczęcia studiów prawniczych przed dziesięcioma laty w ogóle nie brałem pod rozwagę możliwości pracy w innym zawodzie.Co miałbym teraz robić, gdyby mi odebrano licencję adwokata?No cóż, Sofia nigdy jej nie miała, a przecież wykonywała te same zadania co ja.Mordecai czekał przy wejściu do sektora, w którym mieli­śmy miejsca.Pokrótce zrelacjonowałem mu treść wystąpienia do zarządu palestry.Złożył mi serdeczne kondolencje.Zapowiadał się pasjonujący i zacięty mecz, ale nie przy­szliśmy tu w celu kibicowania sportowcom.Jeff Mackle, pracujący na pół etatu w Rock Creek Security, należał dzisiaj do grona pilnujących porządku w hali.Sofia dowiedziała się tego kilka godzin wcześniej.Musieliśmy podjąć próbę od­nalezienia go wśród jakiejś setki strażników kręcących się przed halą i w środku, ochoczo wykorzystujących możliwość obejrzenia za darmo meczu.Nie mieliśmy pojęcia, jak on wygląda, jest młody czy stary, czarny czy biały, gruby czy chudy, ale na szczęście ochroniarze nosili plakietki z nazwiskami przypięte nad kieszonką munduru.Łaziliśmy więc po schodach i korytarzach, sprawdzając wszelkie zakamarki.Dopiero tuż przed przerwą Mordecai namierzył Mackle’a pogrążonego w rozmowie z bileterką przy wejściu D, gdzie przechodziłem już dwukrotnie.Był potężnie zbudowany, biały, o ostrych rysach, w przy­bliżeniu równy mi wiekiem.Jego byczy kark i potężne bicepsy mogły budzić podziw, a nadzwyczaj szerokie bary chyba odstraszały ewentualnych przeciwników.Naprędce odbyliśmy z Greenem krótką naradę, w której zapadła decyzja, abym sam spróbował z nim porozmawiać.Trzymając w pal­cach przygotowaną zawczasu wizytówkę, podszedłem do strażnika i przedstawiłem się:- Pan Mackle? Nazywam się Michael Brock i jestem adwokatem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •