[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeszła obok wejścia, przy którym za dziesięć minut powinien zjawić się jej przyjaciel.Wślizgnęła się do księgarni za sąsiednim sklepem.Obok Frenchmen’s Bend były przynajmniej trzy butiki, z których mogła obserwować wejście, udając zaabsorbowaną zakupami klientkę.Wybrała księgarnię, ponieważ sprzedawcy nie byli tu tak namolni, a kupujący zatrzymywali się na dłużej.Najpierw obejrzała magazyny i kolorowe pisma; gdy do umówionej pory zostały tylko trzy minuty, wkroczyła między półki z książkami kucharskimi i rzuciła okiem na wejście do sklepu z odzieżą.Thomas mówił, że Verheek zawsze się spóźnia.Darby da mu jednak tylko piętnaście minut.Potem zniknie.Spodziewała się, że przyjdzie dokładnie o dwunastej i.oto i on! Czarna bluza treningowa, czerwona baseballówka, złożona gazeta.Był chudszy, niż myślała, ale przez kilka ostatnich dni mógł stracić na wadze.Serce przyśpieszyło gwałtownie.“Uspokój się - skarciła się w duchu.- Uspokój się, do cholery!”Zdjęła z półki grubą książkę kucharską i spojrzała zza niej na Verheeka.Był siwawy i miał dosyć ciemną karnację.Oczy ukrył za przeciwsłonecznymi okularami.Kręcił się nerwowo i sprawiał wrażenie poirytowanego - dokładnie tak jak wtedy, gdy rozmawiali przez telefon.Przekładał gazetę z ręki do ręki, przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą i rozglądał się niespokojnie.Wszystko w porządku.Tak go sobie wyobrażała.Było w nim coś kruchego, coś bardzo ludzkiego, co świadczyło, że boi się nie mniej niż ona.Po pięciu minutach wszedł do sklepu - tak jak mu kazała - i stanął przy stojaku z kurtkami.Khamel nauczył się nie bać śmierci.Otarł się o nią wiele razy i wiedział, jak opanować strach.Po prawie trzydziestu latach stawania twarzą w twarz ze śmiercią nic, absolutnie nic, nie mogło go zaskoczyć.Ekscytował się jedynie seksem - reszta nie robiła na nim wrażenia.W tej chwili dawał przedstawienie: wiercił się i strzelał niespokojnie oczami na boki.Wyszedł cało z pojedynków z ludźmi nie ustępującymi mu pod względem profesjonalizmu, więc z pewnością potrafi dobrze rozegrać spotkanie ze zdesperowaną dziewczyną.Przerzucał myśliwskie kurtki i udawał zdenerwowanego.W kieszeni miał chusteczkę, że niby nagle się przeziębił i dlatego ma taki niski i zachrypnięty głos.Słuchał nagrania niemal ze sto razy i był pewny, że potrafi naśladować intonację nieco śpiewnego dialektu Środkowego Zachodu.Verheek mówił bardziej przez nos - dlatego Khamel udawał, że jest przeziębiony i musi stale używać chusteczki.Zawsze starał się, by nikt nie zaszedł go od tyłu, tym razem musiał jednak zgodzić się na zasady gry.Nie widział jej.Gdy usłyszał głos, stała tuż za jego plecami.- Gavin?Odwrócił się gwałtownie.Oglądała biały słomkowy kapelusz z szerokim rondem.- Darby.- Wyciągnął szybko chusteczkę i udał, że kicha.Jej włosy miały złocistą barwę i były krótsze niż jego.Ponownie kichnął i zakaszlał.- Chodźmy stąd - powiedział.- Nie podoba mi się to wszystko.Chryste, a czy jej się podoba?! Jest poniedziałek i wszystkie koleżanki ze studiów zajmują się własnymi sprawami, a ich jedynym zmartwieniem jest kolejne zaliczenie.Dlaczego akurat jej się to przytrafiło? Dlaczego musi się maskować i bawić w policjantów i złodziei z facetem, który może sprowadzić na nią nieszczęście?- Rób, co ci każę.Przeziębiłeś się?Kichnął w chusteczkę i odezwał się szeptem:- Tak, w nocy.Przesadziłem z klimatyzacją.Chodźmy stąd.- Idź za mną.- Wyszli ze sklepu.Darby wzięła go za rękę i poprowadziła schodami prosto na bulwar.- Widziałaś ich? - spytał.- Nie, jeszcze nie.Ale jestem pewna, że są niedaleko.- Dokąd mnie, do diabła, ciągniesz? - zachrypiał.Maszerowali bulwarem coraz szybciej.Rozmawiali, nie patrząc na siebie.- Nie pytaj i wyciągaj nogi.- Idziesz za szybko, Darby.Możemy wzbudzić podejrzenia.Zwolnij! Posłuchaj, to szaleństwo! Pozwól mi zadzwonić, załatwić ochronę.Za dziesięć minut będzie tu trzech agentów.- trajkotał jak prawdziwy Verheek.To działało! Trzymali się za ręce i pędzili na złamanie karku.- Nic z tego.- Zwolniła.Bulwar był pełen ludzi.Obok parowca “Królowa Delty” ustawiła się kolejka wycieczkowiczów.Stanęli na jej końcu.- Co ty, do cholery, kombinujesz? - spytał.- Czy zawsze tak się ciskasz? - odpowiedziała szeptem.- Zawsze.Szczególnie gdy muszę robić coś głupiego, a to, co robimy, to idiotyzm! Chcesz popłynąć statkiem?- Aha.- Dlaczego? - Kichnął i rozkaszlał się na dobre.Mógłby załatwić ją jedną ręką, ale wszędzie było pełno ludzi.Z przodu, z boku, za nimi.Khamel szczycił się tym, że każdą robotę wykonuje tak samo starannie, nie zostawiając śladów, a tutaj wywołałby zamieszanie.Wsiądzie więc na statek, poudaje Verheeka przez kilka następnych minut, a potem się zobaczy.Tak.Najlepiej będzie, jeśli zaprowadzi ją na górny pokład, tam zabije, wrzuci trupa do rzeki i zacznie wrzeszczeć, że wypadek, że znowu ktoś się utopił.To powinno się udać.Jeśli nie, poczeka cierpliwie na inną okazję.Dziewczyna nie przeżyje następnej godziny.Gavin był nerwusem, więc czas się powściekać: - Pytałem, dlaczego.- Bo milę stąd w górę rzeki ktoś zostawił dla mnie samochód na parkingu koło przystani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]