[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazłem ją w domu, siedzącą przy wygaszonym kominku i obrywającą listki lawendy z długiej łodygi.Kamień spadł mi z serca, gdy ją ujrzałem.Zrobiłbym wtedy dla niej wszystko! I gdy zapytała mnie cicho, czy powiem jej wszystko, co wiem, uczyniłem to z radością.Reszta bowiem była już niczym w porównaniu z sekretem, który ukrywałem do tej pory.Opowiedziałem jej o sobie tak, jak teraz opowiadam tobie; o tym, jak Lestat przyszedł do mnie i o tym, co wydarzyło się tej nocy, gdy przyniósł ją ze szpitala.Nie zadawała żadnych pytań, a tylko czasami spoglądała na mnie znad swych kwiatów.Wreszcie, gdy skończyłem, siedziałem, wpatrując się znowu w tę nieszczęsną czaszkę i słuchając, jak zrywane płatki ześlizgują się po jej sukni.Nagle odezwała się:- Nie pogardzam tobą!Obudziłem się.Zsunęła się z wysokiej adamaszkowej poduszki i podeszła do mnie pachnąca kwiatami.- Czy to jest zapach śmiertelnego dziecka? - zapytała.-Louis, mój drogi.Pamiętam, że objąłem ją i wtuliłem głowę w jej małą pierś, a ona utopiła swe malutkie rączki w moich włosach, uspokajając mnie i tuląc.- Byłam dla ciebie śmiertelna - powiedziała.Kiedy podniosłem wzrok, ujrzałem, jak się uśmiecha.Ale miękkość jej ust była ulotna i chwilę później patrzyła już, jakby mnie nie dostrzegając, jak ktoś, kto zasłuchany jest w tony delikatnej, poważnej muzyki.- Ty ofiarowałeś mi swój nieśmiertelny pocałunek - rzekła, nie do mnie, ale do siebie.-Kochałeś mnie swoją naturą wampira.- Kocham cię teraz moją ludzką naturą, jeśli kiedykolwiek ją miałem - odrzekłem.- Ach, tak - odezwała się nadal zadumana.-Tak, i to jest właśnie twój słaby punkt.To dlatego twoja twarz była taka nieszczęśliwa, kiedy powiedziałam ci - jak czynią to ludzie -że ciebie nienawidzę.Dlatego patrzysz na mnie właśnie tak, jak teraz.To ludzka natura.Ja nie mam ludzkiej natury.I żadne opowiadanie o matczynych zwłokach i pokojach hotelowych, gdzie dzieci uczą się potworności, nie są w stanie obudzić jej we mnie.Po prostu jej nie mam.Twoje oczy nabierają chłodu, gdy mówię ci teraz o tym.A przecież mówię twoim językiem.Mam te same uczucia względem prawdy i tę samą potrzebę docierania do sedna tego wszystkiego, co ważne.A teraz sen trwający sześćdziesiąt pięć lat skończył się.- Sześćdziesięciopięcioletni sen skończył się.- Usłyszałem, jak mówi, nie dowierzając albo nie chcąc uwierzyć, że miała dokładnie to na myśli, co powiedziała.Dokładnie tyle bowiem minęło od tej nocy, kiedy próbowałem opuścić Lestata, a próba ta nic powiodła się.Zakochując się w niej, zapomniałem o rozsadzających mój umysł myślach, moich strasznych pytaniach.Teraz ona sama miała je na ustach.Klaudia wolno podeszła na środek pokoju i rozsypała wokół siebie pomięte kawałki kwiatów lawendy.Złamała delikatną łodygę i przytknęła ją do ust.Wreszcie, gdy usłyszała całą tę historię, powiedziała:- Zatem on stworzył mnie dlatego, bym była twoim towarzyszem.Żadne łańcuchy nie mogły cię przytrzymać w tej samotności a on nie mógł ci nic zaofiarować.Mnie teraz zresztą też.Wydawało mi się kiedyś, że jest czarujący.Podobał mi się jego chód, gdy stukał w bruk swą laską i gdy unosił mnie na rękach.I żywiołowość, ta beztroska swoboda, z jaką zabijał, którą także i ja odczuwałam Nie uważam go jednak już za czarującego.Zresztą ty nigdy tak nie sądziłeś.Byliśmy i jesteśmy jego marionetkami.Ty, bo pozostajesz cały czas z nim i opiekujesz się nim, a ja, bo jestem twoim towarzyszem.Pora już z tym skończyć, Louis.Pora go opuścić.Pora go opuścić.Do tej pory nic myślałem o tym poważnie, marzyłem tylko o tym skrycie, już od dawna.Dorosłem przyzwyczajony do jego postaci, jak gdyby on sam był warunkiem mojego istnienia.Usłyszałem niewyraźne odgłosy z dołu oznaczające jego powrót.Odgłos kroków na podejściu.Wkrótce wejdzie na tylne schody.Pomyślałem wtedy o tym, o czym zawsze myślałem, kiedy słyszałem, jak wraca.Ogarnął mnie znowu ten niesprecyzowany niepokój.A potem myśl o uwolnieniu się od niego, na zawsze.Wstałem, szepcząc do Klaudii, że nadchodzi.- Wiem - uśmiechnęła się.-Usłyszałam go, gdy skręcił w naszą uliczkę.- On nigdy nie pozwoli nam odejść - szepnąłem, choć pojąłem informację zawartą w jej ostatnich słowach.Jej zmysły wampira były nadzwyczajnie czułe.Stała teraz en gardę, dumna.-Chyba go nie znasz, jeśli sądzisz, że pozwoli nam odejść - powiedziałem przestraszony trochę jej pewnością siebie.-Nie pozwoli nam odejść.- Ach, czyżby.naprawdę - odrzekła, uśmiechając się.Zapanowała więc zgoda co do konieczności poczynienia pewnych planów.Natychmiast.Następnej nocy zjawił się mój pośrednik, jak zwykle utyskując na prowadzenie interesów przy jednej nędznej świecy.Wziął jednak zamówienia na załatwienie spraw związanych z podróżą przez Atlantyk.Klaudia i ja postanowiliśmy popłynąć do Europy, pierwszym możliwym rejsem, bez względu na to, dokąd płynął statek i jaki był port docelowy.Rzeczą o najważniejszym znaczeniu dla nas była skrzynia, wysłana z nami, którą należało przenieść ostrożnie podczas dnia z naszego domu i wnieść na pokład, nie jednak do luków bagażowych, lecz do naszej kabiny.Została jeszcze sprawa ustaleń dotyczących Lestata.Planowałem pozostawić mu dochód z wynajmu kilku sklepów i domów w mieście oraz z małej firmy budowlanej działającej w Fauborg Mavigny.Chętnie złożyłem swój podpis pod wszystkimi odpowiednimi dokumentami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]