[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, jak miałbym się powstrzymać od takiego myślenia.Ciemny samczyk ląduje na poprzeczce tuż przy Alfonsie, ustawiony do niego bokiem, ale tak gwałtownie macha skrzydełkami na znak, że chce jeść, że traci równowagę i wali się w dół.W trakcie upadku opamiętuje się i bardziej szybuje niż spada prosto do naczyńka z pokarmem pod ścianą klatki.Wygląda na to, że taki pisklak zniesie każdy upadek i nic po nim nie będzie znać.Ten ciemny malec przeskoczył sam siebie cztery razy z nawiązką — to tak, jakbym ja miał wybić się z ziemi na dach.Nawet zeskoczyć bym nie umiał z tej wysokości w ten sposób, żeby nic sobie nie zrobić — a on nie ma jeszcze miesiąca.Niezbyt to zachęcające, ale i tak będę dalej patrzeć i ćwiczyć.Żadnemu kanarkowi nie może zależeć na lataniu bardziej niż mnie.Nie potrzebuję wcale fruwać tak świetnie jak kanarek: starczy, jak się nauczę szybować w dół z wysoka przy pomocy ramion.Ptasia złożyła pierwsze jajko: nowe gwiazdko zaczyna żyć.Wybieram jajeczko tak jak poprzednio i podkładam atrapę.Ptasia nie przykłada się zanadto do wysiadywania pierwszego jajka, ale trzyma się gniazda, żeby je chronić przed młodymi.Daje do zrozumienia, że już z nimi skończyła i byłaby szczęśliwa, gdyby wyniosły się z klatki.Trochę tak, jak czasami rodzice nastolatków.Znosi ich obecność i karmi je, jeśli bardzo nalegają, ale myślami jest gdzie indziej.Mija kilka dni i wszystkie pisklęta potrafią już wzlecieć na dowolną żerdź albo do gniazda: zaczyna je bawić sondowanie własnych możliwości.Ptasia zasadza się na gnieździe na całego po złożeniu ostatniego jajka.Zdaje się, że to bardziej z obawy przed atakiem starszych dzieci na nowe gniazdo, niż z jakichkolwiek innych powodów.Wszystkie młode zaczynają dziobać papkę z jajka, którą wstawiam na dno klatki.Na początku smarują się nią przypadkowo, kiedy skaczą wokół jedzącego Alfonsa.Wskakują do pełnego naczyńka, wyskakują z powrotem i nagle, całkiem niechcący, dochodzą do wniosku, że przecież mogą samodzielnie dobrać się do jedzenia.Oznacza to moment zwrotny.Postanawiam nie zamykać wejścia do klatki i czekać, co nastąpi.Ledwie Alfonso zobaczył drzwi otwarte, natychmiast wyrywa się do awiarium.Przez pięć dni z rzędu siedział zamknięty z małymi i teraz, pod koniec, wygląda, jakby lada chwila miał dostać kręćka.Fruwa w kółko jak opętany, próbuje po kolei wszystkich starych sztuczek i ogólnie pastwi się nad własnymi skrzydłami.Myślę, że obserwując go przez lornetkę mam nie mniejszą frajdę niż on sam z latania.Nie mija chwila, a mała żółta samiczka, która z takim uporem wypadała z gniazda, stoi na samym progu klatki i wygląda na awiarium.Czuję nieomal, co się tam teraz kłębi w jej małej głowinie.Naprzeciwko niej, trochę w dół, jest poprzeczka — prawie dwa razy dalej, niż kiedykolwiek w życiu skoczyła.Mała przekrzywia łebek z boku na bok; stara się oszacować odległość.Ptak nie widzi stereoskopowo i ma pewne trudności z oceną dystansu.Po jakichś trzech minutach namysłu mała startuje i kończy idealnym lądowaniem na żerdzi.Teraz dopiero wydaje się naprawdę maleńka.Alfonso, jakby chciał ją nagrodzić, podfruwa i daje jej jeść.To niesamowite przeżycie patrzeć, jak małe ptaszki po kolei przelatują do awiarium.Z początku każdy przelot z poprzeczki na poprzeczkę jest dla nich wielką przygodą: spadają raz po raz i kotłują się z wielkim trzepotem na podłodze.A skoro już się znajdą na dole, nie ma ważniejszej sprawy niż wzlecieć z powrotem na najniższą żerdź.Czyli co najmniej dwie stopy do góry.A jednak wszystkie w końcu jakoś sobie radzą i po kilku dniach rozpoczynają prawdziwe loty ćwiczebne.Zdaje się, że bardziej je bawi trzepotliwe sfruwanie z wyższej poprzeczki na niższą, niż mozolne wzlatywanie do góry.Mija parę tygodni, zanim wpadają na pomysł, że przecież można szybować.Ze mną będzie odwrotnie.Z tego, co już wiem, wynika, że najpierw będę się musiał zadowolić szybowaniem, a dopiero potem dojdę może kiedyś do lotu z trzepotaniem skrzydłami.Upływa kilka dni od opuszczenia klatki, zanim pierwszy z młodych, ten ciemny, odnajduje drogę powrotną.Ptasia skończyła właśnie składanie jajek, znowu pięć, a ja umieściłem wszystkie jajeczka w gnieździe.Alfonso może od jakiegoś czasu pozwolić sobie na odwiedzanie klatki i karmienie Ptasi, a nawet zmienia ją przy wysiadywaniu, kiedy Ptasia chce coś zjeść albo polatać.Ten mały ciemny siada przy gnieździe i zaczyna sygnalizować “nakarm mnie".Ptasia mości się głębiej i nie zwraca na niego uwagi.Zastanawiam się, czy nie należałoby zamknąć Ptasi w klatce, pozostawiając Alfonsa na zewnątrz, ale bardzo bym nie chciał tego robić.Alfonso sam rozwiązuje problem.Zupełnie jakby myślał to, co ja.Wpada do klatki i przepędza pisklaka na zewnątrz.Kiedy już mały, przerażony wrogą postawą tak kochającego dotąd ojca, trafia do awiarium, Alfonso daje mu jeść.Wszystkie młode zostają w ten sposób nauczone, że mają trzymać się z dala od wysiadującej jaja Ptasi.Chociaż tak naprawdę to nie ma z tym problemu.Na razie mają wszystkie taką frajdę z latania, że całymi dniami nie robią praktycznie nic, tylko na zmianę jedzą i fruwają.Ćwiczą różne sztuczki.Dobrze widzę, że podpatrują Alfonsa i wiele się od niego uczą.Ciekawe, jak długo ptak uczyłby się latać, gdyby w ogóle nie widział innych ptaków w akcji.Zamierzam to sprawdzić, kiedy już będę miał ich więcej.Prowadzę zapis obserwacji.Robię wiele rysunków, a także notuję spostrzeżenia i myśli.Spisuję też wszystkie projekty doświadczeń, które chcę kiedyś przeprowadzić, żeby wreszcie dojść do tego, co to jest latanie i w jaki sposób ptaki się go uczą.Dziesięć stron mam na przykład tylko o tym, jak ptak uczy się wykonywać zwrot na poprzeczce.Jest to bez wątpienia jedna z rzeczy, których ptak musi się wyuczyć: pisklęta nie potrafią wykonać tej sztuki przez blisko tydzień po opuszczeniu gniazda.Ja też ćwiczę zwrot na poprzeczce w podwórzu za domem —- nie jest to łatwe.Ptasia wygląda na zdrową i zadowoloną.To, że złożyła po raz drugi pięć jajek, jest naprawdę wyjątkowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]