[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygląda, jakby z lekka kapował, co jest grane.- Ale za to jest Pizza Hut, panowie, na drugim końcu miasteczka, jakby jechać na 80.Zadowolony z siebie, kiwa głową i uśmiecha się.Prowadzi nas na ganek i wskazuje ręką jedyny kierunek, gdzie cokolwiek mogłoby się znajdować; w każdą inną stronę widać tylko ciemności.Najlepszy dowód, jak strasznie musiało lać, skoro minęliśmy pizzerię i nawet się nie zatrzymaliśmy.Gniemy się w ukłonach, dziękujemy szeryfowi, który dotyka na naszą cześć ronda kapelusza: istny Spade Cooley salutujący swojemu koniowi.Wsiadamy w Philadelphia Express i dajemy się ponieść na ślepo do pizzerii.Jak w domu.Zamawiamy po wielkiej pizzy i po pół litra piwa.Jak szaleć, to szaleć.Kufle są ze szkła, z wygiętymi szklanymi uchami jak przy wielkich kubkach, i z dzióbkiem.Pijemy piwo prosto z nich.Zmiatamy pizzę i włoską sałatkę.Muszę przyznać, że jeszcze nigdy w życiu jedzenie tak mi nie smakowało.Dwie sympatyczne kelnerki mają niezły bal patrząc, jak pijemy z dzbanków.Gdybym nie był z ojcem, tylko z obcym facetem, na pewno dałoby się je namówić na pójście z nami do hotelu.Właściciel miałby nareszcie prawdziwy powód do zmartwienia.Rozdział 16Następnego dnia wybucha strajk.Dyplomowane pielęgniarki i lekarze pracują na okrągło całą dobę, na dwie zmiany.Obowiązuje stan pogotowia.Szpital nie przyjmuje nowych pacjentów; wielu obecnych wypisuje się albo przenosi do innych szpitali.Pielęgniarki muszą słać łóżka i wykonywać całą brudną robotę należącą normalnie do sprzątaczek i salowych.Zgłaszam się do pomocy, gdzie tylko mogę: Taty nie ma przecież jak przenieść.Martwię się, że go zaniedbają w tym zamieszaniu, więc sprowadzam się do jego pokoju i śpię przy nim.I tak ponad połowa łóżek na intensywnej terapii stoi pusta.Mała ruda pielęgniarka pokazuje mi, na co trzeba uważać przy Tacie.Zmieniam mu pościel, niańczę go, sprawuję obowiązki salowego.Zabiegi lecznicze kończą się właściwie na wymianie butelek w kroplówce.Chad załatwił mi pozwolenie na przebywanie przy Tacie, więc nikt nie robi kłopotów.Kiedy Mama dowiaduje się o strajku, zaraz chce przenosić Tatę do innego szpitala.Joan i ja odwodzimy ją od tego pomysłu.W Perpetual znają stan Taty, a doktor Chad wygląda na szczerze nim przejętego.Sama zmiana miejsca mogłaby Tatę zabić.Mama siedzi w domu.Billy nocuje w sypialni ogrodowej, żeby mieć na nią oko.Dziwnie jest mieszkać w szpitalu nie będąc chorym, a szczególnie spać na oddziale intensywnej terapii.Większość pozostałych w szpitalu pacjentów jest w stanie ciężkim, zbyt ciężkim, żeby przeżyć zmianę miejsca, a zatem granica między zdrowym a chorym jest tu teraz bardziej dobitna niż zwykle.Po kilku dniach, które spędziłem w szpitalu, nikomu jakoś nie urywając łba, pielęgniarki okazują mi nieco więcej sympatii.Czasem nawet proszą mnie o pomoc, o podtrzymanie pacjenta przy zakładaniu kroplówki albo podczas słania łóżka.Pomagam też karmić chorych.Wczesnym rankiem piątej doby budzi mnie, jak zwykle, podzwanianie szkła i metalu - dominujące odgłosy szpitala.Przez okno sączy się bladoszare światło.Wsłuchuję się w poranny ruch uliczny, ruch ludzi spieszących do pracy.Zwykle o tej porze nachodzą mnie najbardziej depresyjne myśli.Leżę w łóżku, na wpół przytomny, w stanie zawieszenia.Zerkam na Tatę.Ma szeroko otwarte oczy i patrzy prosto na mnie! Naprawdę patrzy na mnie, nie na moją sylwetkę, nie poprzez mnie, nie gdzieś obok! Patrzy mi w oczy!Ześlizguję się z łóżka po jego stronie i podchodzę ostrożnie.Z początku przychodzi mi na myśl, że pewnie umarł w nocy, ale te oczy żyją, wędrują za mną, ogniskują się na mnie.Zbliżam się do krawędzi łóżka.Usta Taty otwierają się dwukrotnie, suche, wyblakłe wargi, jak z papieru.A jednak Tato wydobywa z nich głos, cienki, wysoki, prawie falset:- Gdzie ja jestem, Johnny?Nie wierzę własnym uszom.Tato cały czas patrzy mi w oczy i czeka na odpowiedź.- Jesteś w szpitalu, Tato, jesteś chory.Kiwa głową, powoli.Mierzy łóżko wzrokiem i uśmiecha się.- Tyle to sam widzę, Johnny.Ale co ty tu robisz? Ty też jesteś chory?W jego głosie jest coś czystego, młodzieńczego.Wyciągam rękę i kładę mu dłoń na głowie.- Spokojnie, Tato, nie forsuj się.Jest coraz lepiej.Unosi jedną rękę, prawą, przebarwioną ukłuciami kroplówki i śladami po plastrach.Jego ręka jest taka chuda, że mięśnie przypominają liny oplatające kości tuż pod skórą.- Zdaje się, że nie wyglądam jak okaz zdrowia, Johnny.A co się w ogóle stało? Trzęsienie ziemi, kraksa samochodowa, czy co?Nie wiem, co mu powiedzieć, ile wyjaśnić.W tym właśnie momencie wchodzi pielęgniarka z rannej zmiany.Znowu ta ruda.Tato patrzy na nią i uśmiecha się.Pielęgniarka robi wielkie oczy, doznaje takiego szoku jak ja, ale zaraz się opanowuje.- Dzień dobry, panie Tremont.Jak się pan dzisiaj czuje?Tato przenosi wzrok na mnie.- Jaka ładna, co Johnny? Zawsze chciałem mieć rudą córkę: leworęczną, jak twoja matka, i rudą.Pielęgniarka patrzy na mnie, nic nie rozumie.Trudno sobie wyobrazić bardziej drastyczny przeskok ze śmierci w życie.- Siostro, należałoby chyba wezwać doktora Chada.Tato zamyka oczy.Boję się, że był to tylko chwilowy przebłysk przytomności umysłu przed ostatecznym, nieodwracalnym, zejściem w śmierć, ale nie chcę interweniować.Przysuwam swoje krzesło do łóżka.Tak trwamy, kiedy wchodzi Chad.Tato jednak nie spał, bo otwiera oczy na gwałtowne wtargnięcie lekarza i siostry do pokoju.Patrzy na Chada z uśmiechem.- Mój Boże, toż to istny zastęp cherubinów! Chad patrzy na mnie oczami jak spodki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]