[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Faireyzrobił wymowny gest dłonią.- Ich bezpieczeństwo musi stanowić naszabsolutny priorytet.Marszcząc z namysłem brwi, burmistrz odwrócił się w fotelu i spoj-rzał za okno, gdzie padał drobny deszcz.Po chwili okręcił się z powrotemi popatrzył na komisarza.- Twoja kolej, Ed.- Radziłbym udostępnić wszelkie rezerwy, panie burmistrzu i po-traktować to tak, jakby do miasta przyjechać miał prezydent.- Kosztowne masz zachcianki! - Hizzonerowi zamajaczył przedoczami deficyt budżetowy miasta.- Nic się na to nie poradzi.Będziemy musieli ustawić wzmocnione si-ły bezpieczeństwa naokoło Burghleya i wszędzie tam, gdzie zatrzymająsię VIP-y.Powinniśmy nawet zastanowić się nad eskortą policyjną dlawybranej ich grupy.I zdecydowanie należy zamknąć część Madisonprzed aukcją i podczas jej trwania.Burmistrz uszczypnął się w garbek na nosie. - Wiesz, co to znaczy, Ed, prawda?- Tak, panie burmistrzu.Bardzo wiele nadgodzin.- Na które miasto nie może sobie pozwolić.- Tak, ale jest coś, na co miasto jeszcze mniej może sobie pozwolić.- A mianowicie?- Na tej liście znajduje się kilka osób, które przeżyły próby nieuda-nych zamachów.Jak by to wyglądało, gdyby taki zamach powiódł siętutaj?Nie musiał wyliczać konsekwencji owego scenariusza; burmistrz sambardzo dobrze je znał.Prasa miałaby używanie, pomyślał ponuro.Miasto ucierpiałoby odnegatywnego rozgłosu, liczba turystów gwałtownie by spadła.A ja mógł-bym pożegnać się z reelekcją.- I pomyśleć, że wszyscy oni się tu zjeżdżają z powodu aukcji rzeczypo Becky V! - zdziwił się cicho, potrząsając głową.- Nie do wiary.- Wcale nie, jeżeli pan pamięta, kim była Becky V, panie burmistrzu -odrzekł ze spokojem Fairey.- Nie tylko naszą narodową świętością, alejedną z najbardziej znanych kobiet na świecie.- Prawda.- Burmistrz skinął głową.- To tragiczne, co się z nią stało.Wokoło rozległy się pomruki zgody.Robert zdecydował, że pora wtrą-cić własne trzy grosze.- Trzeba pamiętać o czymś jeszcze - powiedział, zmieniając temat.-O skarbach sztuki Becky V- Tak? - zainteresował się burmistrz.- No cóż, poza muzeami, nigdy nie zgromadzono tylu bezcennychdzieł sztuki w jednym miejscu i jednym czasie.Nasze towarzystwo ubez-pieczeniowe flaki sobie wypruwa, żeby skłonić inne przedsiębiorstwa, bypomogły i przejęły część zobowiązań na siebie.Cztery do sześciu miliar-dów to sporo zielonych.Hizzoner pochylił się do przodu i wytrzeszczył oczy.- Czy powiedział pan.miliardów?- Tak jest.- Właściciel Burghleya wytrzymał jego spojrzenie.- Rany boskie! - Burmistrz odchylił się do tyłu na fotelu i cicho za-gwizdał.- Widzę, że będzie to trochę więcej niż tylko dzień czy dwa do-datkowej obecności policji.- Powiedziałbym, że są ku temu powody - stwierdził Robert.- Tak, ale mówimy tu o potężnych wydatkach, a miasto już ma na-pięty budżet.- Burmistrz odtoczył się z fotelem do tyłu, wstał i podszedłdo okna.Wyjrzał przez nie z namysłem; jego sylwetka rysowała się na tlepokreślonej przez deszcz szyby.- Poza tym - dodał, pocierając ręką twarz - podatnicy podniosą wrzask pod samo niebo.Będą chcieli wiedzieć,dlaczego wykorzystuje się ich pieniądze, żeby chronić bardzo małą grupębardzo bogatych ludzi, którzy zebrali się z okazji bardzo ekskluzywnego,prywatnego wydarzenia.- Mógłby pan im przypomnieć - odparł pan Goldsmith pogodnie, ja-ko że przyszedł na to spotkanie uzbrojony w liczby - że Burghley w ze-szłym roku zapłacił ponad dziesięć milionów podatku.A to nie obejmujeośmiu koma siedem milionów, które wnieśliśmy w podatku od wartościdodanej.Jeżeli pan chce, mogę przytoczyć również kwoty federalne istanowe.Burmistrz odwrócił się, podszedł do biurka i opadł na fotel.- Nie sądzę, żeby to było konieczne.- Jeżeli miałby pan mnie zapytać - warknął Robert - to należy namsię jakaś ochrona.Tu odezwał się komisarz:- Czy mogę coś zaproponować, panie burmistrzu?- Proszę cię uprzejmie, Ed.- Hizzoner uśmiechnął się ponuro.- Tamdo diabła, jestem otwarty na propozycje.- Zna pan to stare przysłowie o uncji profilaktyki.- No, co z nim?- Na początek, detektyw Ferraro i pan Hockert mogą zbadać systemalarmowy Burghleya i zobaczyć, jakie mankamenty da się wyelimino-wać.To samo z systemem transportowym, który zostanie wykorzystanyprzy przewożeniu dzieł sztuki.Będziemy w ten sposób mieli z głowypodstawowe zabezpieczenia, jeżeli pan Fairey zechce wdrożyć to, co obajpanowie zaproponują.- Niewątpliwie tak - odezwał się Sheldon.- No to jestem za.- Burmistrz popatrzył na Hannesa i Charleya.- Niemusicie się spieszyć, panowie.- Dziękujemy, panie burmistrzu - odpowiedział Fairey.- Niemniej jednak - zwrócił obecnym uwagę Hizzoner - wciąż nierozwiązuje to jeszcze naszego dylematu, w jaki sposób mamy pokryćkoszta dodatkowej ochrony policyjnej.Zapadła na chwilę cisza, potem odezwał się Robert:- Coś mi się zdaje, że miasto powinno bardziej się starać, żebyutrzymać na swoim terenie bazę podatkową.- Nie jestem pewien, czy pana rozumiem, panie Goldsmith.- Bur-mistrz zamrugał powiekami.- Och, myślę, że mnie pan dobrze rozumie.Ale wyjaśnię to panu.Mógłbym na przykład - oświadczył Robert, stawiając burmistrza pod murem - przenieść swoje magazyny i hurtownie z Long Island City doJersey i korzystać z firm przewozowych w Jersey.Od cholery by to byłotaniej niż tutaj.Hizzoner zmarszczył brwi.- A jak już o tym mowa, to mógłbym przenieść również kwateręgłówną GoldMartu i moje biuro inwestycyjne na drugą stronę rzeki.Wszystko mam skomputeryzowane, więc nie ma to znaczenia, gdzie je-steśmy.A miasto straciłoby rocznie sześćdziesiąt do siedemdziesięciumilionów, minimum.Albo więcej, jeżeli zabierzemy ze sobą część pra-cowników.- Rozumiem - powiedział burmistrz powoli.- Domyślam się, że tak.Przyszła taka pora, że miasto musi się zebraćw sobie i wykonać to, co do niego należy.Pan Hizzoner nie miał zbyt szczęśliwej miny.- Wydaje się, że jesteśmy w sytuacji przymusowej - westchnął.- Do-pilnuję żeby dostał pan dodatkową ochronę policyjną.- Dobrze.Wiedziałem, że dojdziemy do porozumienia.- Robert pod-niósł się z krzesła zadowolony. 59 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •