[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po bitwie pod Cynuit tak bardzo pragnąłemzobaczyć Mildrith, tymczasem teraz nie mogłem znieść ani jej wiecznegoprzygnębienia, ani bogobojności.Ona za to nie wytrzymywała megogniewu.Jej oczekiwania wobec mnie sprowadzały się do tego, bymuprawiał ziemię, doił krowy i pilnował żniw, bym spłacił ogromny dług,jaki wniosła mi w posagu.Ojciec Mildrith złożył niegdyś przyrzeczenieKościołowi, iż będzie mu oddawał plony z prawie połowy posiadanejziemi.Przyrzeczenie było na wieki i przechodziło na jego dziedziców.Niestety, duńskie rajdy oraz marne zbiory doprowadziły ojca Mildrith doruiny, a jakiś czas pózniej - do zgonu.Nie zważający na to wcale Kościół,jadowity niczym wąż, wciąż domagał się spłaty długu, grożąc, że jeśli niebędę w stanie tego zrobić, ziemię przejmą mnisi.Zawsze, gdyprzyjeżdżałem do Exanceasteru, czułem na plecach ich chciwy oddech.Exanceaster znów należał do Anglii, gdyż Guthrum przekazałzakładników i udał się na północ.W Wessexie zapanowało coś w rodzajupokoju.Rozwiązano lokalne fyrdy - pospolite ruszenie z każdego obszarukraju - i odsyłano tworzących je mężczyzn do własnych gospodarstw.Wewszystkich kościołach śpiewano psalmy, a Alfred na znak zwycięstwa słałpodarunki do każdego klasztoru.Oddzie Młodszemu, sławionemu terazjako czempion Wessexu, nadano w nagrodę ziemię okalającą wzgórzeCynuit, gdzie stoczono pamiętną bitwę z Duńczykami.Kazał tam zbudowaćkościół.Mówiono, że stanie w nim ołtarz ze szczerego złota w dowódwdzięczności dla bożej interwencji, dzięki której królestwo Wessexuprzetrwało wojenną zawieruchę.Jak długo jednak królestwo mogło przetrwać? Guthrum żył, a ja niepodzielałem chrześcijańskiej ufności, że to Bóg zesłał na Wessex pokój.Jaksię okazało, nie byłem w tym przekonaniu odosobniony.W połowie lataAlfred powrócił do Exanceasteru i zwołał posiedzenie witanu - królewskiejrady, składającej się z wiodących w kraju tenów i duchownych.Zasiadał wniej również eldorman Wulfhere z Wiltunsciru.Chciałem z nim pomówić,więc pospieszyłem do miasta, gdzie powiedziano mi, że eldormanzatrzymał się w szynku Pod Aabędziem , tuż przy wschodniej bramie.Natychmiast się tam udałem, ale zamiast niego w gospodzie zastałemAethelwolda.Królewski bratanek robił właśnie co w jego mocy, byopróżnić cały zapas karczmianego piwa.- Tylko nie mów, że ten łajdak wezwał cię na posiedzenie witanu -powitał mnie ze skwaszoną miną.Aajdakiem był, rzecz jasna, wuj Alfred.- Nie - odparłem.- Przyjechałem, żeby zobaczyć się z Wulfhere em.- Eldorman jest w kościele.A ja nie.- Uśmiechnął się zawadiacko i rękąpokazał ławę naprzeciwko niego.- Siadaj tu i pij.Upijemy się, a potemprzygruchamy sobie dwie panny.Albo i trzy, jeśli będziesz wolał.Chyba żeod razu chciałbyś cztery?- Jestem żonaty, pamiętasz? - Przypomniałem mu.- A co to komu szkodzi?Przysiadłem się do niego.Jakaś dziewczyna postawiła przede mnąpuchar z piwem.- Należysz do witanu? - Spytałem Aethelwolda.- A jak ci się wydaje? Naprawdę sądzisz, że ten drań chciałby słuchaćmoich rad? Najjaśniejszy panie - powiedziałbym mu - rzuć się znajwyższego klifu i poproś Pana Boga, by ci dał skrzydła.- Podsunął mitalerz z wieprzowymi żeberkami.- Wzięli mnie przecież ze sobą, by miećmnie na oku.Dla pewności, że nie uknuję żadnego spisku.- A knujesz?- Knuję - roześmiał się.- Dołączysz do mnie? Jesteś mi coś winien.- Czy chcesz, bym ci służył mieczem? - Spytałem.- Tak - odparł poważnie.- W takim razie my dwaj jesteśmy przeciwko Wessexowi.Mamy kogośjeszcze?Zmarszczył czoło, zastanawiając się przez chwilę, ale ponieważ nikt nieprzyszedł mu do głowy, wbił wzrok w ławę.Zrobiło mi się go żal.LubiłemAethelwolda, a jednocześnie wiedziałem, że jego marzenia o odzyskaniukorony na zawsze pozostaną niespełnione.Był bowiem zbytnieodpowiedzialny i nierozważny, by pozyskać większą rzeszęzwolenników.Alfred mądrze z nim postąpił, ofiarowując mu wolność, zktórej on ochoczo skorzystał.Lecz pijąc na umór i trwoniąc czas nauwodzeniu dziewcząt, stał się w królestwie kimś prawie pozbawionymznaczenia.- Powinienem pójść do Guthruma - oznajmił.- Dlaczego więc tego nie zrobisz?Spojrzał na mnie, ale nie odezwał się.Myślę, że znał odpowiedz.Wiedział, że Guthrum przyjąłby go z honorami, posłużył się nim, a nakoniec zabił.Ale może była to perspektywa lepsza niż jego obecne życie.Wzruszył ramionami i odchylił się do tyłu, odgarniając włosy z twarzy.Byłniebywale przystojny i dziewczęta lgnęły do niego jak księża do złota,odciągając go od poważniejszych spraw.- Wulfhere uważa - zabełkotał, bowiem piwo zdążyło mu już zaszumiećw głowie - że Guthrum wróci i pozabija nas wszystkich.- Zapewne ma rację - odparłem.- Gdyby wujowi się zmarło - nie ściszył nawet głosu, choć w karczmiepełno było ludzi - jego syn nie mógłby objąć tronu, gdyż jest na to za młody- Prawda.- Przyszłaby zatem kolej na mnie! - Zawołał.- Albo na Guthruma - dodałem.- Pij, przyjacielu - westchnął posępnie - bo w tym łajnie wszyscysiedzimy po same uszy.- Nagle uśmiechnął się ujmująco.- Skoro niebędziesz dla mnie walczył, to co proponujesz w zamian?- A co chcesz, bym ci zaproponował?- Może mógłbyś zabić opata Hewalda? Dobrze byłoby to zrobić w jakiśnad wyraz wymyślny sposób, żeby długo się męczył.- Da się zrobić - mrugnąłem okiem.Hewald był opatem z Winburnan,uczącym młodych chłopców trudnej sztuki czytania.Słynął z upodobaniado wysoce srogich metod dydaktycznych.- Albo nie.Z przyjemnością sam pogruchotam kości temu wrednemustaruchowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]