[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stwierdził, że leży w jednoosobowym pokoju CERN-owskiego szpitala, a jego wózek stoi obok łóżka.Ocenił sytuację.Na sobie miał koszulę z fizeliny, ale na krześle koło łóżka dostrzegł swoje ubranie.Na zewnątrz słyszał kroki pielęgniarki robiącej obchód.Leżał jeszcze przez chwilę, uważnie nasłuchując, po czym jak najciszej podciągnął się do brzegu łóżka i sięgnął po swoje rzeczy.Walcząc z bezwładną nogą, ubrał się z wysiłkiem.W końcu wciągnął się na wózek.Kiedy opanował kaszel, podjechał do drzwi, nie włączając silnika.Wyjrzał ostrożnie.na szczęście korytarz był pusty.Starając się robić jak najmniej hałasu, wyjechał ze szpitala.58– Siódma trzydzieści sześć i trzydzieści.już.– Olivetti nawet rozmawiając przez krótkofalówkę, nie mówił głośniej niż szeptem.Langdon poczuł, że się poci w swojej tweedowej marynarce.Nadal siedział na tylnym siedzeniu alfy romeo, która stała przy Piazza de la Concorde, o trzy przecznice od Panteonu.Vittoria siedziała obok niego, pochłonięta obserwowaniem Olivettiego wydającego ostatnie rozkazy.– Rozstawić się w ośmiu punktach – mówił komendant – na całym obwodzie, ze szczególnym zwróceniem uwagi na wejście.Cel może znać was z widzenia, więc nie pokazywać się.Muszę mieć go żywego.Niech ktoś obserwuje dach.Cel jest najważniejszy.Obiekt drugi w kolejności.Boże, pomyślał Langdon i poczuł dreszcz na myśl o chłodnym profesjonalizmie, z jakim Olivetti powiedział swoim ludziom, że śmierć kardynała jest dopuszczalna.Obiekt drugi w kolejności.– Powtarzam.Cel musi pozostać przy życiu.Jest nam potrzebny.Ruszać.– Wyłączył krótkofalówkę.Vittoria miała zdumiony, niemal rozgniewany wyraz twarzy.– Komendancie, czy nikt nie wchodzi do środka?Olivetti odwrócił się do niej.– Do środka?– Do Panteonu! Tam, gdzie to ma się wydarzyć.– Attento.– Rzucił jej lodowate spojrzenie.– Jeżeli doszło do infiltracji naszych szeregów, to moi ludzie mogą być znani zabójcy z widzenia.Pani kolega niedawno mnie ostrzegał, że to będzie nasza jedyna szansa schwytania celu.Nie chcę go spłoszyć, wchodząc z ludźmi do środka.– A jeśli zabójca już tam jest?Olivetti spojrzał na zegarek.– Cel wyrażał się bardzo konkretnie.Ósma godzina.Mamy jeszcze piętnaście minut.– On powiedział, że zabije kardynała o ósmej.Jednak mógł już go jakoś wprowadzić do środka.Co z tego, że wasi ludzie zobaczą go, jak wychodzi, skoro nie będą wiedzieli, że to on? Ktoś musi się upewnić, że w środku jest wszystko w porządku.– W tym momencie to zbyt ryzykowne.– Wcale nie, jeśli nie będzie znał osoby, która tam wejdzie.– Charakteryzacja zajmuje dużo czasu i.– Mam na myśli siebie – wyjaśniła Vittoria.Langdon obrócił się i wpatrzył w nią z niedowierzaniem.Olivetti potrząsnął głową.– Mowy nie ma.– On zabił mojego ojca.– Właśnie.Dlatego może wiedzieć, kim pani jest.– Przecież pan słyszał, co mówił przez telefon.Nawet nie wiedział, że Leonardo Vetra miał córkę.Z pewnością nie ma pojęcia, jak ja wyglądam.Mogę wejść do środka jako turystka.Jeśli zauważę coś podejrzanego, wyjdę na plac i dam wam znać, żebyście weszli.– Przykro mi, ale nie mogę na to pozwolić.W tej chwili odezwał się radiotelefon komendanta.– Comandante? Mamy pewien problem od północnej strony.Jest tu fontanna, która zasłania nam widok.Żeby mieć wejście na oku, musimy stanąć na widoku na placu.Co pan rozkaże? Mamy być ślepi czy wystawić się celowi?Vittoria uznała, że ma tego dość.– Właśnie.Idę.– Otworzyła drzwi i wysiadła.Olivetti rzucił krótkofalówkę i wyskoczył z samochodu, odcinając jej drogę.Langdon też wysiadł.Co ona, u diabła, wyrabia?Olivetti blokował dziewczynie przejście.– Panno Vetra, myśli pani słusznie, ale nie mogę pozwolić, żeby cywil przeszkadzał nam w akcji.– Przeszkadzał? Przecież działacie na ślepo.Pozwólcie sobie pomóc.– Bardzo bym chciał mieć zwiadowcę w środku, ale.– Ale co? – nalegała Vittoria.– Ale jestem kobietą?Olivetti nie odpowiedział.– Mam nadzieję, że nie to chciał pan powiedzieć, komendancie.Doskonale pan wie, że to dobry pomysł, a jeśli pozwoli pan, żeby jakieś szowinistyczne bzdury.– Proszę nam pozwolić wykonywać naszą pracę.– Proszę mi pozwolić pomóc.– To zbyt niebezpieczne.Nie będziemy mieli z panią kontaktu.Nie mogę dać pani radiotelefonu, bo panią zdradzi.Vittoria sięgnęła do kieszeni szortów i wyjęła telefon komórkowy.– Wielu turystów je nosi.Olivetti zaczął się zastanawiać.Dziewczyna otworzyła klapkę telefonu i udawała, że rozmawia.– Cześć, kotku, właśnie stoję w Panteonie.Powinieneś zobaczyć to miejsce! – Zamknęła telefon i spojrzała gniewnie na komendanta.– I kto, do cholery, się domyśli? Tu nie ma żadnego ryzyka.Proszę mi pozwolić zostać pańskimi oczami! – Wskazała na telefon komórkowy przy pasku Olivettiego.– Jaki jest pański numer?Komendant nie odpowiedział.Kierowca przez cały czas obserwował sytuację i najwyraźniej doszedł do własnych wniosków.Wysiadł z samochodu i odwołał dowódcę na bok.Przez dziesięć sekund rozmawiali przyciszonym tonem.W końcu Olivetti skinął głową i wrócił do Langdona i Vittorii.– Niech pani wpisze ten numer – zaczął dyktować cyfry.Dziewczyna zaprogramowała swój telefon.– Teraz proszę zadzwonić.Nacisnęła automatyczne wybieranie numeru i po chwili telefon przy pasku komendanta zaczął dzwonić.Wziął go do ręki i powiedział do słuchawki:– Panno Vetra, proszę wejść do budynku, rozejrzeć się, potem wyjść i zadzwonić, co pani widziała.Vittoria zamknęła telefon.– Dziękuję panu.Langdon niespodziewanie poczuł nagły przypływ instynktu opiekuńczego.– Chwileczkę – zwrócił się do Olivettiego.– Wysyła ją pan tam samą.Dziewczyna zrobiła w jego kierunku grymas.– Robercie, nic mi nie będzie.Kierowca ponownie zaczął rozmawiać z komendantem.– To niebezpieczne – powiedział Langdon do Vittorii.– On ma rację – wtrącił się Olivetti.– Nawet moi najlepsi ludzie nie pracują w pojedynkę.Porucznik właśnie mi zwrócił uwagę, że ta maskarada będzie bardziej przekonująca, jeśli obydwoje tam pójdziecie.Obydwoje? zawahał się Langdon.Prawdę mówiąc, chodziło mi o.– Wchodząc razem, będziecie wyglądali jak para na wakacjach – wyjaśnił komendant.– Jednocześnie będziecie nawzajem się osłaniać.Dzięki temu będę spokojniejszy.Vittoria wzruszyła ramionami.– Dobrze, ale musimy się pospieszyć.Langdon jęknął w duchu.Świetne posunięcie, kowboju.Olivetii pokazał im kierunek.– Pierwsza przecznica, do której dojdziecie, to będzie Via degli Orfani.Skręćcie w lewo.Doprowadzi was prosto do Panteonu.To najwyżej dwie minuty marszu.Ja zostanę tutaj.Będę kierował swoimi ludźmi i czekał na wasz telefon.Chciałbym, żebyście mieli coś do obrony.– Wyciągnął własny pistolet.– Czy któreś z was potrafi posługiwać się bronią?Langdonowi zamarło serce.Nie potrzebujemy broni!Vittoria wyciągnęła rękę.– Potrafię z czterdziestu metrów oznakować wyskakującego nad wodę morświna, stojąc na dziobie kołyszącej się łodzi.– W porządku.– Olivetti wręczył jej broń.– Trzeba ją gdzieś ukryć.Vittoria spojrzała na swoje szorty, a potem na Langdona.O, nie! pomyślał, ale dziewczyna była szybsza.Odchyliła mu marynarkę i wsunęła pistolet do jednej z wewnętrznych kieszeni.Miał wrażenie, że wpadł mu tam wielki kamień.Jedyna pociecha, że zabytkowa kartka była w innej kieszeni.– Wyglądamy niewinnie – stwierdziła Vittoria.– Możemy iść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •