[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sternik, nachyliwszy się nad Cloete’em, wołał: „Czy pan słyszy, co opowiada bosman?” Cloete poczuł, że wargi i cała jego twarz tężeją, jakby były z gipsu.„Tak, słyszę” — odpowiedział z wysiłkiem.Sternik, zastanowiwszy się chwilę, rzekł: „Nie podoba mi się to wcale.” I zwrócił się do Stafforda, mówiąc mu, iż szkoda to wielka, że nie próbował, gdy nastąpiła owa chwila ciszy, dogonić na pokładzie kapitana, aby go przynaglić do powrotu.Stafford odrzekł na to natychmiast, że myślał o tym, lecz bał się rozminąć z nim w ciemnościach.„Gdyż — mówił — kapitan mógł był od razu wsiąść do łodzi ratunkowej, przypuszczając, że już tam jestem, i odnotowalibyście pozostawiając mnie na statku.” „To możliwe” — rzekł sternik.Minuta czy dwie minęły.„To niewystarczające objaśnienie” — dodał.Nagle Stafford przemówił głuchym głosem: „Byłem świadkiem, jak mówił do pana Cloete’a, że nie wie, czy będzie miał odwagę opuścić swój statek.” I Cloete poczuł, jak w ciemnościach ścisnął go za ramię.„Pamięta pan, panie Cloete? Staliśmy razem, nim pan wsiadł do łodzi.” Wówczas sternik zawołał: „Pójdę na statek zobaczyć!” Cloete wyrwał z uścisku swe ramię: „I ja pójdę także.” Gdy znaleźli się na pokładzie, sternik kazał mu iść ku rufie jedną stroną statku, a sam poszedł drugą, aby nie rozminąć się z kapitanem.„Niech pan maca dookoła siebie rękami — dodał — bo może upadł i leży gdzie zemdlony na pokładzie.” Gdy Cloete doszedł wreszcie do oficerskiej kajuty, zastał tam już sternika, który zaglądał do środka, węsząc głośno.„Czuję w dole zapach dymu — rzekł i zawołał: — Czy pan tam jest, panie kapitanie?” — „Krzyki na nic się nie zdadzą” — odezwał się Cloete, czując, jak serce w nim zamiera.Zeszli na dół.Zupełne ciemności.Statek pochylił się tak silnie, że sternik, szukając po omacku drogi do kajuty kapitana, pośliznął się i padając stoczył się na dół.Cloete, usłyszawszy jego okrzyk, myślał, że się uderzył, zapytał go więc, co się stało? Na to cichym głosem sternik odpowiedział mu, że upadł na kapitana, który leży bez czucia.Cloete, nie rzekłszy ani słowa, wyszukał w ciemnościach na półce pudełko zapałek i jedną z nich zapalił.Ujrzał w jej świetle sternika w pasie ratunkowym, klęczącego nad kapitanem.„Krew” — rzekł podniósłszy głowę.Zapałka w tej chwili zgasła.„Poczekaj pan chwilę — odezwał się Cloete.— Zrobię pochodnię z papieru.” Poczuł na półce grzbiety paru książek; zrobił z nich pochodnie papierowe i zapalał je jedną po drugiej, podczas gdy sternik odwrócił biednego kapitana.„Nie żyje — rzekł.— Strzał prosto w serce.Oto rewolwer.” Podał go Cloete’owi, który, zanim go schował do kieszeni, obejrzał go i zobaczył tabliczkę z napisem „H.Dunbar”.„Jego własny” — szepnął.„A czyjże mógł być? — podchwycił sternik.— Niech pan patrzy, zdjął kurtkę ceratową, nim tu wszedł.Lecz co znaczy ten stos spalonych papierów?”Cloete ujrzawszy wszystkie szufladki powyciągane, poprosił sternika, by sprawdził, czy się w nich coś znajduje.— „Nie ma nic.Zupełnie są puste — odparł sternik.— Widocznie musiał wyjąć wszystko, co mu wpadło w rękę, a potem cały ten stos podpalił.Zwariował — oto co się stało, zwariował.A teraz nie żyje.Będzie pan musiał to oznajmić jego żonie.” „Wydaje mi się, jakbym ja sam tracił zmysły” — rzekł Cloete; sternik błagał go, na miłość boską, aby się nie poddawał, i wyprowadził go z kajuty.Musieli pozostawić ciało na statku i zaledwie zdążyli ujść przed wściekłym uderzeniem szkwału.Cloete’a marynarze wciągnęli do łodzi, a sternik spuścił się do niej sam.„Odholujcie bosak! — zawołał.— Kapitan odebrał sobie życie.” Cloete był jak nieżywy — nie dbał już o nic.Pozwolił Staffordowi uszczypnąć się dwa razy w ramię, nie dając znaku życia.Prawie wszyscy mieszkańcy Westportu zgromadzili się na molo, aby zobaczyć marynarzy, wysiadających z łodzi.Gdy łódź przybiła do brzegu, przywitał ich radosny gwar, lecz gdy sternik coś zawołał, głosy umilkły i wszyscy spoważnieli.Cloete, poczuwszy stały ląd pod nogami, od razu wrócił do siebie.Sternik uścisnął mu ręce.„Biedna kobieta, biedna kobieta! Wolę, że ten obowiązek spadł na pana, a nie na mnie.” „Gdzie bosman mat? — zapytał Cloete.— On ostatni rozmawiał z kapitanem.” Ktoś pobiegł za nim wzdłuż molo (gdyż załogę prowadzono już do Mission Hall, gdzie przygotowano ogień na kominie i posłania), a dogoniwszy go zawołał: „Hej tam! Agent właściciela statku was wzywa!” Cloete ujął Stafforda pod ramię i pociągnąwszy go za sobą w lewo, w stronę rybackiego portu, rzekł mu: „Zdaje mi się, że zrozumiałem pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •