[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc zapamiętaj to sobie.Kloc to moja sprawa i niewsiądziesz na niego, póki ci nie pozwolę.- Odwrócił się ipobiegł w kierunku domu.Eleanor była zgnębiona.- Tak mi przykro, Brat.Tak mi przykro.On sobie ubzdurał,że nie jesteś Patrykiem, zanim cię jeszcze zobaczył, a teraz,gdy wypił, w złości wyrzucił to z siebie.Jak jest zły, zawszemówi wiele rzeczy, których naprawdę nie myśli.Brat wiedział z doświadczenia, że w złości ludzie mówiąwłaśnie to, co myślą.Ale nie powiedział tego Eleanor.- On wypił, wiesz - ciągnęła dalej.- Nie wygląda na to, ale japoznaję po jego oczach.Nigdy by się tak nie zachował, gdybybył trzezwy, nawet w złości.Przepraszam cię za niego.Brat odparł, że każdy od czasu do czasu zbłazni się, jakwypije, więc nie ma się czym przejmować.Poszli spokojnie do domu za Simonem, lecz zadowolenie zewspólnie spędzonego długiego popołudnia znikło.Przebierając się w ubranie, które wciąż uważał za galowe",Brat pomyślał, że jeśli skazy, które ukazują się w charakterzeSimona, pogłębią się dostatecznie, to może pewnego dniadowie się, jakie żywi on wobec niego zamiary.Zastanawiał się,czy będzie on na tyle trzezwy, żeby zachowywać się normalnieprzy stole.Lecz Simona nie było na kolacji, a kiedy Eleanor spytała,gdzie jest, Bee odpowiedziała, że pojechał do Guessgatespotkać się w barze ze znajomym.Ktoś zatelefonował doniego tuż przed kolacją.Bee była spokojna, Brat wywnioskował więc, że Simon musiałwydać jej się zupełnie normalny i że uwierzyła w historię oznajomym, który zatrzymał się na noc w zajezdzie w Guessgate.A rano Simon zszedł na śniadanie w zwykłym pogodnymnastroju.- Byłem wczoraj zalany - powiedział.-I nie bardzo miły.Szczerze za to przepraszam.Popatrzył przyjaznie i ufnie na Brata i Eleanor, którzy jakojedyni zostali przy stole.- Nie powinienem w ogóle pić dżinu- dorzucił.- Zaćmiewa rozum i niszczy duszę.- Zachowałeś się okropnie - powiedziała chłodno Eleanor.Atmosfera oczyściła się jednak i dzień upłynął jak każdyinny.Bee przyszła ze dworu na drugą filiżankę kawy.Janezjawiła się przyciskając do piersi miseczkę z owsianką, którąprzyniosła sobie z kuchni, zgodnie ze zwyczajem panującymw Latchetts.Ruth wpadła bardzo pózno z, brylantową''klamerką we włosach i została odesłana z poleceniem, żeby jązdjęła.- Skąd ona wzięła takie paskudztwo? - spytała Bee, kiedyRuth wyszła wykrzykując głośno, że przez nią spózni się nalekcję.- Kupiła tę klamerkę u Woolwortha, kiedy byłyśmyostatnim razem w Westover - odrzekła Jane.- To nie sąprawdziwe brylanty, wiesz ciociu, ale to chyba dobry zakupjak na szylinga i sześć pensów.- To dlaczego ty sobie takiej nie kupiłaś, Jane? - spytała Beepatrząc na zniszczoną spinkę przytrzymującą włosy Jane nadczołem.- O, ja nie jestem brylantowym" typem - odpowiedziałaJane.Tak więc dom Ashbych powrócił do dawnego spokojnegotrybu i przygotowań do dnia w Bures, który miał zmienić życieich wszystkich.Rozdział XXIVBures było to targowe miasteczko, położone na północ odWestover i prawie w środku hrabstwa.Nie różniło sięwyglądem od innych miasteczek w południowej Anglii, pozatym, że leżało w trochę bogatszej od innych części kraju.Ztego powodu wystawa rolnicza w Bures, choć była impreząlokalną, miała reputację i znaczenie stosunkowo większe, niżuzasadniały to jej rozmiary.Co roku pojawiały się tamzwierzęta, dla których był to tylko etap na drodze dowiększych triumfów i było rzeczą normalną, że ktoś oglądającokaz prezentowany na poważniejszej wystawie, mówił: Pamiętam, jak pierwszy raz pokazano go trzy lata temu wBures''.Było to miłe, cywilizowane miasteczko z katedrą, parupięknymi starymi gospodami, z wesołą, szeroką główną ulicą; ibardzo pewne siebie.Rolnicy, którzy tu przywozili produkty nasprzedaż, zirytowaliby pana Macallana zadowoleniem z siebie iwyrazną nieświadomością tego, że istnieją jeszcze inne rynkido zdobycia.Atmosfera dostatku emanowała z ulic Buresniczym odbite od nich promienie słońca.Mogły zdarzać sięniepomyślne lata zarówno dla rolników, jak dla kupców, alebyło to normalne ryzyko w życiu dostatnim i dającymzadowolenie.Doroczna wystawa odbywająca się na początku lata byłazarówno spotkaniem towarzyskim, jak imprezą handlową, adzień ten kończył ,,bal" w sali zebrań w gospodzie ,,PodSzachownicą", gdzie żony farmerów, które nie widziały się odNowego Roku, wymieniały plotki, a młode zuchy, które niespotkały się od dnia balu kółek myśliwskich, wymieniały konie.Kółka myśliwskie obejmowały pierścieniem miasto: napołudniu po Lerridge i po dolinę Kenley na północy.I miałyniemały wpływ na to, że konie wystawione w Bures zasługiwałyna coś więcej niż przelotne spojrzenie.A ponieważ prawie każdy farmer na tyle zamożny, abyposiadać konia i traktor, należał do tego czy innego kółkamyśliwskiego, nie brakło nigdy współzawodnictwa.W początkowym okresie wystaw w Bures, kiedy transportodbywał się jeszcze końmi, istniał zwyczaj nocowania wmieście; w gospodach pakowano gości po trzech do jednegołóżka.Rozwój motoryzacji wszystko zmienił.Zabawniej byłowracać o letnim świcie do domu samochodem w dziewięciu, niżspać we trzech w jednym łóżku w gospodzie.Nie zawszeoczywiście taki powrót kończył się dobrze, niejeden młodyfarmer po wystawie w Bures spędzał lato w szpitalu, leczmłodszemu pokoleniu wydawało się teraz rzeczą niepojętą, żemogliby nocować w gospodzie mając dom w odległościniecałych czterdziestu mil.Tylko starsi wystawcy, wiernitradycji, lub ci, co mieszkali daleko od Bures, albo tacy, którzyz powodu trudności komunikacyjnych nie mogli zabrać powystawie swoich zwierząt do domu, spędzali nadal noc wBures.Większość zatrzymywała się w gospodzie PodSzachownicą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]