[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz gdy raz jeszcze sprawdzał, czy niższy rygiel jest dobrze zasunięty, wydało mu się, że ktoś jest w pokoju.Uczucie to było tak silne, że odwrócił się z szybkością błyskawicy.W pokoju nie było nikogo i któż zresztą mógłby wejść.A jednak…Wówczas porzucił pozory i panowanie nad sobą, powstrzymujące człowieka od utraty własnej godności.Postawiwszy lampę na podłodze, ukląkł i oparłszy się na rękach, zajrzał pod łóżko jak głupi podlotek; zobaczył tam tylko mnóstwo kurzu i nic więcej.Podniósł się z pałającymi policzkami i zaczął chodzić po pokoju niezadowolony ze swego postępowania i zły na Toma, że go nie chce zostawić w spokoju.Ostrzegawcze słowa: „Panie, miej się na baczności!” — brzmiały mu wciąż w uszach.„Rzucę się chyba na łóżko i spróbuję zasnąć” — pomyślał, lecz wzrok jego padł na wielką szafę; zirytowany sam na siebie, nie mogąc się jednak powstrzymać, podszedł ku niej.Wsunął ostrze kordelasa między obie połowy drzwi i spróbował je otworzyć, chociaż nie miał pojęcia, jak następnego dnia wytłumaczy wstrętnym wiedźmom to złodziejskie włamanie.Gdy zamek od razu nie ustąpił, wziął się, przeklinając, gorliwie do pracy.— Przypuszczam, że nareszcie będziesz zadowolony ze mnie — mruknął do nieobecnego Toma.W tej samej chwili drzwi otworzyły się na oścież.I ujrzał — wiernego, roztropnego, odważnego Toma.Stał w milczeniu, sztywny i wyprężony jak widmo, a szeroko otwarte jego oczy, uparcie wpatrujące się w Byrne’a, zdawały mu się nakazywać uszanowanie tej ciszy.Lecz Byrne tak był zdumiony, że nie mógł wydobyć głosu.Przerażony, odsunął się nieco w tył; wówczas marynarz pochylił się głową naprzód, jak gdyby go chciał objąć rękami za szyję.Byrne, odruchowo wyciągnął rozwarte ramiona i poczuł w nich przerażająco sztywne ciało, a na głowie i twarzy śmiertelnie zimne dotknięcie głowy i twarzy Toma.Zachwiali się obaj razem, gdy Byrne przyciskał go do siebie, nie chcąc, aby upadł.Gdy ostatkiem sił złożył ostrożnie okropny ten ciężar na ziemi, zakręciło mu się w głowie, nogi odmówiły mu posłuszeństwa; upadł na kolana, pochylony nad ciałem i oparty rękami o piersi człowieka niegdyś pełnego życia, a teraz zimnego jak głaz.„Nie żyje! Mój biedny Tom nie żyje!” — powtarzał w myśli.Światło lampy stojącej na końcu stołu padało wprost z góry na martwe źrenice oczu, dawniej tak wesołych i żywych.Byrne odwrócił od nich wzrok.Tom nie miał zawiązanej zazwyczaj na piersiach czarnej jedwabnej chustki.Znikła.Mordercy zdjęli mu też pończochy i trzewiki.Byrne, widząc go tak obdartego, z gołą szyją i bosymi nogami, poczuł, jak łzy napływają mu do oczu.Poza tym marynarz był całkowicie ubrany, a na jego odzieży nie było śladów gwałtownej walki.W jednym tylko miejscu kraciasta jego koszula była nieco wyciągnięta zza pasa, ale tylko tyle, wiele było potrzeba, aby się przekonać, czy nie ma pasa z pieniędzmi.Byrne zaczął łkać, ukrywszy twarz, w chustce.Był to tylko objaw zdenerwowania, który szybko minął.Klęcząc, wpatrywał się ze smutkiem w atletyczną postać marynarza, najdzielniejszego spośród tych, którzy kiedykolwiek nosili kordelas, nabijali strzelby lub refowali żagle; leżał zimny i sztywny, a duch jego pogodny i nieustraszony może powrócił do swego młodego przyjaciela i do statku kołyszącego się na siwej fali w pobliżu skalistego wybrzeża, może nawet w chwili, gdy wybrzeże to.opuszczali.Zauważył, że mosiężne guziki przy kurtce Toma zostały odcięte.Otrząsnął się, wyobraziwszy sobie dwie nędzne i wstrętne wiedźmy, znęcające się jak wampiry nad bezbronnym ciałem przyjaciela.Odrzynały… może tym samym nożem, którym… Jedna z głową trzęsącą, druga zgarbiona, oczy ich czerwone i kaprawe, a wstrętne ręce jak szpony drżą nad trupem… Byrne był pewien, że działo się to w tym samym pokoju, gdyż Tom nie mógł być zabity na dworze, a potem dopiero wniesiony do środka.Te dwie stare baby nie zdołałyby go zabić, nawet gdyby go zaskoczyły niespodziewanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]