[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.”Jak wyznaje sam Conrad, służba na „Vidarze” należała do najprzyjemniejszych okresów w jego życiu.Odczuwał jednak ciągle niepokojące dolegliwości po wypadku (między innymi miewał zaćmienia wzroku; motyw ten wykorzystał później w opowiadaniu U kresu sit).Do nagłej decyzji opuszczenia „Vidara” przyczyniło się jednak zapewne najbardziej swoiste uczucie niezadowolenia i niedosytu, które opisał — opierając się na ówczesnych właśnie przeżyciach — w Smudze cienia.Conrad przebywa dwa tygodnie w Bangkoku: wspomnienia z tego krótkiego okresu posłużą mu przy pisaniu Falka, Zwycięstwa i Ukrytego sojusznika.Wyrusza stamtąd 8 lutego na żaglowcu „Otago” z przeznaczeniem do Sydney.Było to pierwsze — i jedyne, jak się okazało — dowództwo Korzeniowskiego.Początkowy etap podróży (do Singapuru), wiernie opisany w Smudze cienia, był wyjątkowo nieszczęśliwy.Cała załoga była chora na febrę, drugi oficer nastawiony wrogo do dowódcy, a trzeci prezentował się jako wyjątkowy bałwan.Na ostateczne załamanie się załogi — z wyjątkiem kapitana i kucharza — wpłynął jednak przede wszystkim długotrwały brak wiatru, ogromnie przedłużający podróż.„Otago” pozostaje pod dowództwem Conrada z górą rok, krążąc po wodach Oceanu Indyjskiego.Uśmiech szczęścia, nowela z tomu Między lądem a morzem, jest częściowo oparta na przeżyciach z tego właśnie okresu.Przynaglany listami wuja, który, spodziewając się rychłej śmierci, chciał go jeszcze zobaczyć, przybywa Conrad na początku czerwca 1889 roku do Londynu.Natychmiastowa podróż na Ukrainę okazała się jednak niemożliwa, ponieważ władze carskie nie dokonały jeszcze legalizacji angielskiego obywatelstwa Korzeniowskiego.Tymczasem tedy Conrad, chcąc nareszcie zapewnić sobie spokojne utrzymanie i całkowitą samodzielność finansową, a więcej jeszcze powodowany ciekawością wobec nieznanego kraju, planuje objęcie posady kapitana na parowcu belgijskim, kursującym po rzekach Kongo.W projektach tych popiera go ciotka, Margerita Poradowska, zamieszkała stale w Brukseli i mająca wpływy w odpowiednich sferach handlowych.W lutym 1890 roku udaje się nareszcie Conrad do Kazimierówki, majątku wuja Bobrowskiego.Pozostaje tam tylko dwa miesiące, pragnąc jak najprędzej wyjechać do Afryki.Podróż do Konga trwa od maja 1890 do stycznia 1891 roku.Jej wynik to ciężkie, ostateczne.rozczarowanie Conrada do systemu kolonialnego i do roli cywilizacji europejskiej wobec ludów kolorowych, długotrwała choroba, ogromna zmiana w poglądach na ludzi i życie.Conrad powiedział kiedyś do Edwarda Garnetta, jednego ze swoich najbliższych przyjaciół: „Przed Kongo byłem tylko zwykłym zwierzęciem!” To dosadne zdanie określa może najdokładniej doniosłość afrykańskiej wyprawy autora Jądra ciemności.Jak silny był wstrząs, możemy również domyśleć się z ustępu w liście Bobrowskiego, pisanym 28 października 1891 r.: „My Dear Boy![40] Zaczynam jak zawsze, chociaż powinienem by może rozpocząć od My Dear Pessimist[41] — taką mi bowiem woń listy Twoje od pewnego czasu przynoszą.” Pesymizm Conrada, przeciw któremu wuj oponuje i przed którym go przestrzega, byt przecież w dużej mierze objawem zdrowym.Był świadectwem zachowania wyraźnych kryteriów oceny moralnej, świadectwem bystrej obserwacji ówczesnego świata, opartego na wyzysku i podbojach.Możemy powiedzieć że podróż do Kongo zamyka zasadniczo proces kształtowania się światopoglądu Conrada.Mamy już tego podstawy: kult wierności, honoru i obowiązku, krytycyzm wobec panujących stosunków politycznych i ekonomicznych, świadomość ogromnej wartości nakazów etycznych, pesymizm wobec widzianego świata i optymizm wobec wartości jednostek ludzkich.*Conrad odbył, po długotrwałej rekonwalescencji, jeszcze trzy podróże.Dwie na żaglowcu „Terrens” do Australii (20 listopad 1891 — 3 wrzesień 1892 i 25 wrzesień 1892 — 26 lipiec 1893 r.) i trzecią na parowcu „Adowa” — przeznaczonym do kursowania między Francją i Kanadą — z Londynu do Rouen i z powrotem (grudzień — styczeń 1894 r.).W obu wypadkach był pierwszym oficerem.14 stycznia 1894 roku Gonrad rozstał się na zawsze ze służbą marynarza.W czasie powrotu z drugiej podróży na „Torrensie” poznał dwudziestosześcioletniego Johna Galsworthy’ego, słynnego później pisarza.Przygodne rozmowy dały początek dozgonnej serdecznej przyjaźni.W swoim wspomnieniu o Gonradzie notuje Galsworthy między innymi taką ocenę jego pracy jako oficera: ,,Żeglarzem był doskonałym, bacznym na każdą zmianę pogody, szybkim i stanowczym w decyzji.Wobec podwładnych zachowywał się rozważnie i wyrozumiale.…Wśród załogi cieszył się wielką popularnością! Nie stanowiła dlań bezimiennej zgrai, traktował ją raczej jako zespół indywidualności, i to nader rozmaitych.”Po podróżach do Australii Conrad raz jeszcze odwiedził — na jesieni 1893 roku — starego wuja Bobrowskiego.Nie zobaczył go więcej, gdyż wierny opiekun zmarł 29 stycznia 1894 r.Wkrótce potem Conrad kończy ostatnie rozdziały Szaleństwa Almayera i posyła je do wydawcy.Odtąd aż do śmierci (zmarł na udar serca: 3 sierpnia 1924 roku) poświęci się wytężonej pracy pisarskiej.IIDwudziestosześcioletni Edward Garaett, główny lektor znanego wydawnictwa Fisher Uawin, wykazał się rzadkim w jego wieku smakiem i tolerancją, oceniając niezwykle pochlebnie książkę tak nieoczekiwaną, jak Almayer’s Folly.Połączenie egzotyki z subtelną analizą psychologiczną, ironii z liryzmem, scen naładowanych dramatycznością z szerokimi obrazami przyrody — to wszystko było bardzo niezwykłe, a objawiało się w książce nie pozbawionej przy tym wyraźnych wad.Jeszcze bardziej zaskakujący byt fakt, że autor tej dziwnej powieści mówił po angielsku z drapiącym uszy Brytyjczyka akcentem.Conrad nie próbuje nigdzie wyjaśnić, jak doszło do tego, że zaczął tworzyć.W tomie Ze wspomnień znajdujemy tylko na wpół żartobliwe zwierzenia na temat okoliczności, jakie towarzyszymy powstaniu pierwszej strony Almayera: „Pomysł uplanowanej książki był mi najzupełniej obcy, gdy zasiadłam do pisania: ambitne marzenie, aby stać się autorem, nie pojawiło się nigdy wśród urojonych, pełnych wdzięku istnień, które chętnie sobie wyobrażamy wśród ciszy i bezruchu snu na jawie; a jednak jest jasne jak słońce, ze z chwilą gdy napisałem pierwszą stronę Szaleństwa Almayera (zawierała około dwustu słów, i ten stosunek słów do stronicy pozostał niezmieniony przez piętnaście lat mego literackiego życia), z chwilą gdy w prostocie ducha napisałem tę stronę ze zdumiewającym bratkiem jakichkolwiek przeczuć, losy były rzucone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •