[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stronnicy don Filipa rozpa-czali nad jego słabością do księżnej Orsini, partia zaś don Karlosa takżenie miała z czego się cieszyć.Oba stronnictwa popełniły mnóstwo błę-dów: uczucie zmęczenia i niechęci było powszechne.Księżniczka Avila, przez długi czas będąc duszą stronnictwa au-striackiego, byłaby może przeszła na stronę don Filipa, ale raziła jąniepohamowana duma księżnej Orsini.Nareszcie ta ostatnia musiała najakiś czas opuścić widownię swoich czynności i oddalić się do Rzymu;wkrótce jednak powróciła bardziej triumfujaca niż kiedykolwiek.Wte-dy księżniczka Avila wyjechała do Algarve i zajęła się fundacją swegoklasztoru.Księżna Sidonia kolejno straciła córkę i zięcia.Ród Sido-niów ostatecznie wygasł, majątki przeszły do rodziny Medina Celi,księżna zaś wyjechała do Andaluzji.Roku 1711 arcyksiążę wstąpił na tron po swoim bracie Józefie i zo-stał cesarzem pod imieniem Karola VI.Zazdrość Europy, zamiast naFrancję, zwróciła się teraz na arcyksięcia.Nie chciano, aby Hiszpaniabyła pod jednym berłem z Węgrami.Austriacy opuścili Barcelonę izostawili w niej margrabiego Castelli, w którym mieszkańcy pokładalinieograniczone zaufanie.Nie szczędziłem wszystkich starań, aby ichtylko przyprowadzić do rozsądku, ale zabiegi moje okazały się bezsku-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG566teczne.Nic pojmuję, jaka wściekłość owładnęła umysłami Katalończy-ków: sądzili, że potrafią stawić czoło całej Europie.Zród tych wypadków odebrałem list od księżniczki Avila.Podpi-sywała się już ksienią z Val Santa.List zawierał te jedynie wyrazy:Jak tylko bodziesz mógł, jedz do Uzedy i staraj się widziećOndynę.Wprzódy jednak nie zaniechaj pomówić zprzeorem dominikanów,Książę Popoli, naczelny wódz wojsk króla don Filipa, obiegł Barce-lonę.Przede wszystkim kazał wznieść szubienicę na dwadzieścia pięćstóp wysoką, przeznaczoną dla margrabiego Castelli.Zebrałem znacz-niejszych mieszkańców Barcelony i rzekłem dc nich: Panowie, umiem cenić zaszczyt, jaki mi sprawia wasze do mniezaufanie, ale nie jestem wojskowym, a tym samym nie zdam się na wa-szego dowódcę.Z drugiej strony, jeżeli kiedykolwiek będziecie zmu-szeni do kapitulacji, za pierwszy warunek położą wam wydanie mnie,co bez wątpienia będzie dla was nader drażliwe.Lepiej zatem, abymsię z wami pożegnał i na zawsze was opuścił.Gdy lud raz wpadnie na drogę niedorzeczności, chętnie naówczaspociąga za sobą jak najwięcej indywiduów i sądzi, że wiele zyska naodmówieniu paszportu.Nie pozwolono mi zatem wyjechać, ale zamiarmój od dawna już był przygotowany.Zamówiona łódz oczekiwałamnie na brzegu; o północy wsiadłem w nią i nazajutrz wieczorem wy-lądowałem we Floriano, rybackiej wiosce w Andaluzji.Nagrodziwszy hojnie marynarzy, odesłałem ich, sam zaś zapuści-łem się w góry.Długo nie mogłem rozpoznać drogi, nareszcie odnala-złem zamek Uzedy i samego właściciela, który pomimo astrologii ztrudnością zdołał mnie sobie przypomnieć. Senor don Juanie rzekł lub raczej senor Castelli, twoja córkajest zdrowa i niewypowiedzianie piękna.Co do reszty, rozmówisz się zprzeorem dominikanów.W dwa dni potem ujrzałem przybywającego sędziwego zakonnika,który rzekł do mnie: Senor kawalerze, święta inkwizycja, której jestem członkiem,mniema, że na wiele rzeczy w tych górach powinna patrzeć przez szpa-ry.Czyni to w nadziei nawrócenia zabłąkanych owieczek, w znacznejliczbie tu się znajdujących.Przykład ich wywarł na młodą Ondynęzgubne skutki.Zresztą jest to dziewczyna dziwnego sposobu myślenia.Gdyśmy ją nauczali zasad świętej naszej wiary, słuchała z uwagą i nieNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG567dawała poznać po sobie, że wątpi w prawdę naszych słów; po chwilijednak uczestniczyła w modlitwach mahometańskich, a nawet przyuroczystościach pogan.Idz, senor kawalerze, do jeziora La Frita i po-nieważ masz do niej prawo, staraj się zbadać jej serce.Podziękowałem szanownemu dominikanowi i udałem się na brzegjeziora.Przybyłem na przylądek położony od północy.Ujrzałem żagielprzesuwający się po wodzie z szybkością błyskawicy.Zacząłem po-dziwiać budowę statku.Była to łódka wąska i długa, na kształt łyżwy,opatrzona dwoma drągami, których przeciwwaga chroniła ją od wy-wrotu.Silny maszt utrzymywał trójkątny żagiel, młoda zaś dziewczy-na, wsparta na wiosłach, zdawała się ulatywać i muskać powierzchnięwód.Szczególny ten statek przybił do miejsca, na którym stałem.Mło-da dziewczyna wysiadła; miała ramiona i nogi obnażone, zielona je-dwabna suknia przylegała jej do ciała, włosy spadały w bujnych pier-ścieniach na śnieżną szyję, niekiedy wstrząsała nimi jak grzywą.Wi-dok ten przypomniał mi dzikich mieszkańców Ameryki. Ach, Manuelo zawołałem Manuelo, więc to jest nasza córka?!W istocie była to ona.Udałem się do jej mieszkania, OchmistrzyniOndyny przed kilku laty umarła, wtedy księżniczka sama przyjechała ipowierzyła córkę pewnej rodzinie wallońskiej.Ondyna wszelako niechciała uznawać żadnej władzy nad sobą.W ogóle mało mówiła, wdra-pywała się na drzewa, wspinała na skały i rzucała w jezioro.Z tymwszystkim nie brakowało jej pojętności.Tak na przykład sama wymy-śliła ten wdzięczny statek, który przed chwilą wam opisywałem.Jedentylko wyraz zmuszał ją do posłuszeństwa.Było to wspomnienie o jejojcu i gdy chciano, aby co uczyniła, wtedy rozkazywano jej w imieniuojca.Skoro przybyłem do jej mieszkania, natychmiast postanowiono jązawołać.Przyszła cała drżąca i uklękła przede mną.Przycisnąłem ją doserca, okryłem pieszczotami, ale nie mogłem z niej wydobyć ani jedne-go słowa.Po obiedzie Ondyna odeszła znowu do swej łodzi, wsiadłem razemz nią, pochwyciła oba wiosła i wypłynęła na środek jeziora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]