[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagwizdał pociąg.Odwróciła się i zgasiła papierosa.- Chciałabym być ładna.Naciągnęła prześcieradło aż pod brodę, jakby pragnąc ukryć swoją brzydotę.- Uroda jest dodatkiem.Tak jak papier, w który opakowuje się upominek, nie jest upominkiem.Długie milczenie.Pobożne kłamstwa.Miękki materac, który podkłada się komuś, kto spada z bardzo wysoka.- Zapomnisz o mnie.- Nie, nie zapomnę.Będę cię zawsze pamiętał.- Nie zawsze.Ale czasem może o mnie pomyślisz.- Ziewnęła.- Ja będę o tobie pamiętać.- I w parę minut później dodała tak, jakby teraźniejszość przestała istnieć, była już tylko sennym marzeniem dziecka.- W tej śmier­dzącej starej Anglii.77Zasnąłem dopiero o szóstej i budziłem się wielokrotnie.O jedenastej postanowiłem stawić czoło dniu.Podszedłem do drzwi sypialni.Ani śladu Jojo.Zajrzałem do kuchni, która była równocześnie łazienką.Na lustrze narysowane były mydłem trzy X, do widzenia i podpis.Przypadkowo pojawiła się w moim życiu i tak samo z niego zniknęła.Na kuchennym stole leżała moja pompka.Z piętra niżej dolatywał szum maszyn do szycia, kobie­ce głosy, nieciekawa muzyczka z, radia.Byłem samotnym mężczyzną na górze.To czekanie.Stale to czekanie.Oparty o stary zmywak wypiłem neskę i zjadłem parę zwilgotniałych herbatników.Jak zwykle zapomniałem ku­pić chleb.Patrzyłem na pusty karton po płatkach owsia-Inych.Namalowano na nim “typową” szczęśliwą rodzinę ·przy śniadaniu, rześki opalony ojciec, czarująco dziewczę­ca matka, synek, córeczka, raj.W myśli splunąłem.A prze­cież musiało się za tym kryć coś rzeczywistego, jakaś po­trzeba porządku, harmonii, nie tylko tchórzliwe pragnie­nie bycia takim jak wszyscy, nie tylko samolubna ~chęć, żeby ktoś dbał o bieliznę, przyszywał guziki, gotował smaczne posiłki, był zawsze w pobliżu i zapewnił przetrwa­nie nazwiska.Zrobiłem sobie drugą filiżankę kawy przeklinając w myśli Alison, tę cholerną dziwkę.Dlaczego musiałem na nią czekać? Dlaczego właśnie w Londynie, w mieście, któ­re jak żadne w Europie, roi się od chętnych dziewczyn, ładnych i jeszcze ładniejszych, przyjeżdżających tu tylko po to, żeby któregoś ranka obudzić się w łóżku jakiegoś nieznajomego.No i teraz Jojo, ostatnia^osoba na świecie, której chciał­bym zrobić przykrość.Czułem się tak, jakbym kopnął wy­głodzonego, wychudłego kundla.Nastąpiła nagła reakcja zrodzona z obrzydzenia do sa­li mego siebie i urazy do nich.Przez całe życie twardo opie­rałem się wszelkim sugestiom.A teraz zrobił się ze mnie mięczak, a w dodatku czułem się mniej wolny niż kiedy­kolwiek przedtem.Podnieciła mnie myśl, że mógłbym roz­począć nowe życie bez Alison, wyruszyć gdzieś w niezna­ne.samotny, lecz swobodny.Byłoby to nawet szlachetnie, skoro i tak skazany byłem, niezależnie od tego, jak będę.postępował, na zadawanie innym cierpień.Może wyruszyć do Ameryki, do Ameryki Łacińskiej.Nagle poczułem, że powinienem się zdać na przypadek.Wyrwać się z tej poczekalni, w której utknąłem.Biegałem po moich nie dających natchnienia pokoikach.Nad kominkiem wisiał talerz Bow.Znów rodzina, ład, po­rządek, zaangażowanie.A na dworze deszcz, szare płynące z wiatrem niebo.Spojrzałem w dół na Charlotte Street i postanowiłem wyprowadzić się od Kemp, zaraz, tego same­go dnia.Żeby udowodnić sobie, iż jestem zdolny do takie­go posunięcia, że mam swobodę ruchów, jestem wolny.300301Zszedłem do Kemp.Chłodno przyjęła do wiadomości mo­je oświadczenie.Zastanawiałem się, czy wie o Jojo, bo wi­działem w jej oczach kamienny blask pogardy, kiedy wzru­szeniem ramion zbywała moją wymówką.- Mam zamiar wynająć domek na wsi i zacząć pisać.-.Zabierasz Jojo?- Nie.Skończyliśmy ze sobą.- Ty z nią skończyłeś.Wiedziała o Jojo.- Niech będzie.Ja z nią skończyłem.- Znudziło ci się życie artysty na poddaszu.Wiedzia­łam z góry.- Nie.- Podrywasz, diabli wiedzą czemu, to nieszczęsne brzy-dactwo, a kiedy jesteś już pewien, że się w tobie po uszy zakochała, zachowujesz się jak prawdziwy dżentelmen i ka­żesz jej spieprzać.- Słuchaj.- Mnie nie nabierzesz, chłopcze.- Siedziała solidna i nieubłagana.- No, zbieraj się.Wracaj do domu.- Wiesz, że nie mam domu.- Owszem, masz.Nazywa się burżuazja.- Tego mogłabyś mii oszczędzić.- Sto razy to widziałam.Że taki facet jak ty odkrywa nagle, że takie jak my to także ludzie.No i zesrywa się ze strachu.- I dodała tonem bezapelacyjnej odprawy: - To nie twoja wina.Jesteś ofiarą dialektycznych proce­sów.- A ty jesteś potworną starą.- Ech! - odwróciła się, jakby ją to guzik obchodziło, jakby jej życie, podobnie jak pracownia, pełne było nie­porządku, bałaganu i nie mogła marnować energii zbyt po­trzebnej do przeżycia.Skwaszona Mutter Courage podeszła do stołu z farbami i zaczęła tam czegoś szukać.Wyszedłem.Ale ledwie znalazłem się na parterze, wrza­snęła do mnie.- Jedno ci powiem, ty zadowolony z siebie gnojku! Wiesz, co się teraz stanie z tym nieszczęsnym dzieciakiem?Pójdzie na ulicę.I kto będzie temu winien? - Wyciągnę­ła oskarżające rękę: - Pan Nicholas Urfe, święty szlach­cic.- To ostatnie słowo wymówiła takim tonem, jakby by­ło najohydniejszym wyzwiskiem.Przeszyła mnie wzrokiem, wróciła do siebie i zatrzasnęła drzwi.I tak zostałem ska­zany na utonięcie między Scyllą Lily de Seitas i Charybdą Kemp.Zacząłem się pakować z zimną wściekłością, dyskutując w myśli z Kemp i, oczywiście, miażdżąc ją argumentami.Zdjąłem z gwoździa talerz Bow, wyśliznął mi się z rąk, uderzył o kominek i po chwili wpatrywałem się bezmyśl­nie w dwie leżące na palenisku skorupy.Uklęknąłem.Byłem tak bliski łez, że musiałem zagryźć usta.Klęczałem trzymając w ręku te skorupy.Nie ruszy­łem się, nawet słysząc na schodach kroki Kemp.Weszła, a ja nadal klęczałem.Nie wiem, co chciała mi powiedzieć, bo gdy zobaczyła mój wyraz twarzy, zamilkła.Podniosłem skorupy, by pokazać jej, co się stało.Moje życie, przeszłość, przyszłość.Nie wszystkie konie króla, ale wszyscy ludzie króla.Długą chwilę milczała patrząc: na wpół zapakowana wa­lizka, na stole stos książek i papierów/ a zadowolony z sie­bie gnojek, pokonany rzeźnik klęczy przed kominkiem.Powiedziała: - Chryste Panie! W twoim wieku!I tak zostałem u Kemp [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •