[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest doktorem.Musi cię obejrzeć. Mona. Gerald wyjął coś z walizeczki. Ile masz lat? Szesnaście odpowiedział Prior. Prawda, Mona? Szesnaście. powtórzył Gerald.Przedmiot w jego rękach przypominałczarne gogle, słoneczne okulary z wypustkami i przewodami. To trochę mało,nie uważasz?Spojrzał na uśmiechniętego Priora. Ile brakuje? Dziesięć lat? Niecałe odparł Prior. Nie wymagamy perfekcji.Gerald przyjrzał się Monie. I nie otrzymacie jej. Założył czarne okulary i nacisnął coś; pod szkłemzapaliło się światełko. Ale istnieją różne stopnie aproksymacji.Zwiatło skierowało się w jej stronę. Chodzi o kosmetykę, Gerald. Gdzie Eddy? zapytała, kiedy Gerald podszedł bliżej. W barze.Mam po niego zadzwonić? Prior podniósł słuchawkę, ale odło-żył ją, nie wybierając numeru. O co tu chodzi? Odsunęła się od Geralda. Badanie medyczne wyjaśnił Gerald. Nic bolesnego. Przyparł ją dookna.Ponad ręcznikiem przyciskała łopatki do chłodnej szyby. Ktoś zamierzacię zatrudnić i zaproponować bardzo dobrą pracę.Chcą się upewnić, że jesteśzdrowa. Promień światła ukłuł ją w lewe oko. Jest na jakichś stymulantach poinformował Priora całkiem innym tonem. Staraj się nie mrugać, Mona. Promień światła przesunął się do prawegooka. Co to było, Mona? Ile wzięłaś? Mag. Przymknęła oczy.Chłodnymi palcami ujął ją pod brodę i ustawił głowę. Ile? Jeden kryształ.Zwiatło zgasło.Jego gładka twarz znalazła się bardzo blisko.W goglach pełnobyło soczewek, szczelin, małych pierścieni z czarnej drucianej siatki. Nie da się ocenić czystości stwierdził. Był czyściutki zapewniła, chichocząc.Puścił jej brodę i uśmiechnął się. Nie będzie z tym kłopotów.Czy mogłabyś otworzyć usta? Usta? Chciałbym obejrzeć twoje zęby.Zerknęła na Priora. Mamy szczęście oznajmił Gerald, kiedy użył światełka, by zajrzeć jej doust. W dobrym stanie i bliskie konfiguracji docelowej.Koronki, wypełnienia.73 Wiedzieliśmy, Gerald, że możemy na ciebie liczyć.Gerald zdjął gogle i spojrzał na Priora.Podszedł do swojej walizeczki i scho-wał je. Z oczami też mamy szczęście.Bardzo podobne.Kwestia zabarwienia.Wyjął foliową torebkę, rozerwał ją, wciągnął na prawą dłoń rękawiczkę chi-rurgiczną. Zrzuć ten ręcznik, Mona.Połóż się wygodnie.Spojrzała niepewnie na Priora, potem na Geralda. Chcecie obejrzeć moje papiery, badania krwi i resztę? Nie zapewnił Gerald. Wszystko w porządku.Wyjrzała przez okno w nadziei, że zobaczy wielkoroga, ale zniknął, a niebopociemniało.Rozluzniła ręcznik, opuściła go na podłogę, potem położyła się nawznak na beżowej gąbce.Nie różniło się to bardzo od tego, za co jej płacili; nie trwało nawet tak długo.* * *Siedząc w łazience z otwartą kosmetyczką na kolanach i rozcierając kolejnykryształ, uznała, że ma prawo być wściekła.Najpierw Eddy poszedł gdzieś bez niej, potem zjawił się Prior z tym szur-niętym medykiem, a w końcu powiedział jej, że Eddy śpi w innym pokoju.NaFlorydzie chętnie znalazłaby się czasem z dala od Eddy ego, ale tutaj to co inne-go.Nie miała ochoty siedzieć całkiem sama, a bała się poprosić Priora o klucz.On za to miał klucz, więc kiedy tylko zechciał, mógł się jej wpakować do pokojuze swoimi szurniętymi kumplami.Co to w ogóle za układ?I jeszcze ta sprawa z plastikowym płaszczem przeciwdeszczowym, który przy-piekał jej tyłek.Pieprzona jednorazowa peleryna.Rozdrobniła sproszkowanegomaga między nylonowymi krążkami, ostrożnie zsunęła go do inhalatora, wypu-ściła powietrze, przyłożyła ustnik do warg i przycisnęła.Podniebienie oblepiłachmura żółtego pyłu.Część dotarła pewnie aż do płuc.Słyszała, że to niezdrowo.Nie miała żadnych planów, kiedy wychodziła do łazienki, żeby sobie walnąć.Ale kiedy poczuła mrowienie na karku, nagle pomyślała o ulicach wokół hotelu.Po drodze widziała niewiele.Były tam kluby, bary, sklepy z ubraniami na wy-stawach.Muzyka.Muzyka by się jej teraz przydała.I tłum.I to, jak można sięw tłumie zgubić, zatracić, po prostu nie istnieć.Drzwi nie były zamknięte tojuż sprawdzała.Tyle że zatrzasną się za nią, a nie miała klucza.Ale mieszkała tu-taj, więc Prior musiał ją zameldować w recepcji.Pomyślała, czy nie zejść na dółi nie poprosić tam o klucz, ale ten pomysł jej się nie spodobał.Znała te garnitury74za kontuarem i wiedziała, jak patrzą na człowieka.Nie, uznała.Najlepiej będziezostać i przestymować sobie te nowe Angie.Dziesięć minut pózniej wychodziła bocznymi drzwiami z głównego holu,a mag szumiał jej w głowie.Na dworze mżyło może to kondensacja na kopule.Włożyła biały płaszcz,uznając, że może Prior jednak wie, co robi, ale teraz była z tego zadowolona.Z przepełnionego kosza oderwała zwój faksa i trzymała go nad głową, by ochronićwłosy.Nie było już tak zimno i bardzo dobrze, bo jej nowe rzeczy nie należały dociepłych.Rozejrzała się po alei, niepewna, w którą stronę się skierować.Zobaczyła półtuzina prawie identycznych frontonów hoteli, rząd riksz, rozmazane w mżawceneony sklepików.I ludzi, mnóstwo ludzi, jak w centrum Cleveland, ale każdyz nich ubrany ostro, każdy miał dokąd iść.Po prostu idz za nimi, pomyślała.Magdał jej dodatkowego kopa, pozwolił bez zastanowienia zanurzyć się w rzekę pięk-nych ludzi.Stukała obcasami swoich nowych bucików, osłaniając głowę faksem,dopóki znowu szczęśliwy traf deszcz nie ustał.Chętnie obejrzałaby wystawy sklepów, obok których niósł ją tłum, ale samruch sprawiał rozkosz, a nikt inny się nie zatrzymywał.Wystarczały jej przelotnespojrzenia.Ubrania przypominały ciuchy ze stymów, przynajmniej niektóre w stylu, jakiego jeszcze nie widziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]