[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnio zaś Pernak słyszał od Chirończyków o krążących po Franklinie ludziach, wyglądających na funkcjonariuszy wywiadu wojskowego po cywil­nemu i stawiających pytania, zmierzające do zidentyfikowaniaChirończyków o skrajnych poglądach z żalami czy urazami, oraz ludzi o silnej osobowości - innymi słowy takich, którzy najlepiej nadawali się do zwerbowania w charakterze agitatorów czy organizatorów protestów.Te wysiłki nie dały wielu efektów, ponieważ Chirończyków bardziej bawiły, niż zaciekawiły.Ale fakt pozostawał faktem: ktoś badał szanse i możliwości posiania wśród Chirończyków niepokoju.Nie trzeba było długo zgadywać, by ustalić prawdopodobną przyczynę takich działań: historia politycz­na Ziemi roiła się od wypadków, idy władze z rozmysłem pro­wokowały zaburzenia, aby usprawiedliwić w oczach własnych na­rodów brutalną reakcję.Jeśli jakaś grupa, prawdopodobnie nader potężna, rzeczywiście intrygowała, by spowodować konfrontację, i jeśli na tym, co Pernak zaczynał dostrzegać u Chirończyków, można było polegać, to grupę tę powinny oczekiwać paskudne nie­spodzianki.Pernaka nie one szczególnie martwiły, lecz to, że przy takiej okazji wielu ludzi musiałoby ucierpieć.Wiedząc to co teraz, uważał, że nie może sobie pozwolić na siedzenie na stronie i czeka­nie, aż sprawy przybiorą taki obrót.Być może zbyt się pośpieszyłem - powiedział sobie - może byłem trochę zbyt naiwny podczas naszej rozmowy z Lechatem.Nadal wierzył, jak wierzył dotychczas, że Ziemianie we właściwym czasie mogą się wtopić w życie chirońskie, jeśli zostawi się ich w spokoju.Ale coraz wyraźniejsze było, że nikt ich w spokoju nie zostawi.Nadal nie uważał, że permanentny Separatyzm jest rozwiązaniem.Ale na najbliższą przyszłość czułby się lepiej, widząc u steru kogoś zdolnego do wyważonej oceny sytuacji - kogoś takiego jak Lechat.Po namyśle Pernak pożałował swej odmowy pomocy dla Lechata.Lecz było już za późno, by to zmienić.Nie wiedział, w jaki dokładnie sposób mógłby dopomóc, ale zaczynał poznawać Cliirończyków i rozumieć wiele z ich sposobu postępowania.Z pewnością tę wiedzę można by z pożytkiem wykorzystać.Lechat był na orbicie w Mayflowerze II , a Pernak miał opory przed składaniem tam wizyty, ponieważ jako “dezerter" nie był pewien, jakie przyjęcie oczekuje go ze strony władz.Armia wysyłała oddziały SS, by zmusić dezerterów wojskowych do powrotu; krążyły plotki, że nie wszyscy SS - mani odkomenderowani do tych zadań powrócili.Tak więc na wysokich szczeblach mogło się zacząć coś mocno przypominającego panikę.Nie uważał także za roztropne powierzania spraw, które chciał przedyskutować, elektro­nicznym środkom łączności.Ale Ewa coś mówiła o tym, że Jean Fallows stała się bardzo aktywna jako stronniczka i organizatorka kampanii Lechata.Dobrze byłoby zacząć od tej strony.Kiwnął głową sam do siebie.Tak właśnie uczyni.Zadzwoni do Jean, a potem pojedzie do Cordova Village, by omówić wszystko z nią i z Bernardem.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTYLeighton Merrick ułożył palce w kształt żłobkowanej kolumny; podtrzymującej gotyckie łuki jego brwi i spoglądał w dół na biurko, dobierając słów.- Ach, przeglądałem wasze akta osobowe, Fallows - wyrzekł, spojrzawszy na koniec do góry.- Wykazują stałą i bardzo wydatną uwagę, poświęcaną szczegółom.wszystko wyczerpujące, kompletnie i należycie udokumentowane.To chwa­lebne, bardzo chwalebne.tego rodzaju postawa może być lepiej wykorzystana przez Służbę.- Dziękuję, sir.- Oczywiście Merrick starał się go zmiękczyć.Bernard zachował nieruchomą twarz i zastanawiał się, co nastąpi teraz.Merrick pozwolił swoim dłoniom opuścić się na wysokość piersi.- Jakeście się zainstalowali? Czy wasza rodzina dobrze się przystosowuje?- Bardzo gładko, biorąc pod uwagę, że było to po dwudziestu latach lotu.- Bernard pozwolił sobie na słaby uśmiech.- Jean uważa niektóre sprawy za dziwne, ale jestem pewien, że jej to przejdzie.- Dobrze, bardzo dobrze.A jaki macie pogląd ogólny na nasze stosunki z Chirończykami?- Uważam, że są to krzepiąco uczciwi i bezpośredni ludzie.Z nimi wiadomo, na czym się stoi.- Bernard lekko wzruszył ramionami.- Biorąc pod uwagę, jak krótko tu jesteśmy, sądzę, że wszystko rozwija się zadziwiająco pomyślnie.Na pewno mogłoby być znacznie gorzej.- Hmmm.- Nie była to, jak się okazało, odpowiedź, której oczekiwał Merrick.- Jestem pewien, że nie wszystko wygląda aż tak dobrze - powiedział.- A co z zabójstwem kaprala Wilsona przed tygodniem?- To było nieszczęście - zgodził się Bernard.- Ale moim zdaniem, sir, on to sprowokował.- Niewykluczone, ale nie to miałem na myśli - powiedział Merrick.- Z pewnością nie usprawiedliwiacie przez to rządów motłochu, które tu ludziom zastępują prawo.Czy chcecie powie­dzieć, że powinniśmy narażać naszych ludzi na to, że każdy z ulicy, któremu się nie spodobają, może ich zabijać?Bernard westchnął.Jak zwykle Merrick próbował naciągać jego wypowiedzi tak długo, aż będą brzmiały, jak chciał.- Na pewno nie - odrzekł Bernard.- Ale uważam, że ludzie prze­sadzają na temat sytuacji.Ten incydent nie był reprezentatywny dla tego, czego możemy się spodziewać.Chirończycy tak traktują innych, jak sami są traktowani.Ludzie, którzy pilnują własnych spraw i nie wychylają się, by obrzydzać życie innym, nie mają czego się bać.- Więc każdy stanowi prawo dla siebie - dokończył Merrick.- Nie, tu istnieje prawo implicite i podlega mu każdy, ale trzeba umieć się go nauczyć.- Bernard zmarszczył brwi.Rozmowa nie wychodziła tak, jak sobie tego życzył.Aż prosiła się o replikę, że gdy dwaj patrzą na to samo, widzą co innego.Ale właśnie Chirończykom to nie przeszkadza.- Chciałem tylko powiedzieć, że nie sądzę, by sprawy wyglądały aż tak źle, jak niektórzy chcą je przedstawić - wyjaśnił, zdając sobie równocześnie sprawę, że wyjaśnienie jest kulawe.- Przypuszczam, że słyszeliście ostatnie wiadomości o żoł­nierzach, którzy uciekli z koszar w Canaveral - powiedział Merrick.- Tak, ale długo to nie potrwa.Jeśli Armia ich nie dostanie, zrobią to Chirończycy.Padawski i jego ludzie jakimś sposobem pojawili się na przeciw­ległym, słabo zaludnionym brzegu Morza Sródchirońskiego i, jak się wydawało, usadowiwszy się w górach zbandycieli.Trudno było sobie wyobrazić, na co bandyta mógłby liczyć na takiej planecie, jak Chiron, ale ich postępowanie wskazywało na zamiar wywarcia zemsty na Chirończykach.Napadnięto na dwa oddalone domy, splądrowano je i ograbiono; pięciu Chirończyków i jeden żołnierz zostali zabici.Trzy Chironki, w tym piętnastoletnia dziewczyna, zostały zgwałcone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •