[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack spodziewał się ujrzeć swoje zdjęcia, zwłaszcza wycinki z magazynów filmowych,fotosy z premier, festiwali oraz ceremonii wręczania Oscarów.Nie był jednak przygotowanyna widok aż tylu osobistych zdjęć.(Było tam więcej fotografii jego niż Heather!).Oto zdjęcie z jednej z licznych inscenizacji panny Wurtz u Zwiętej Hildy.Oczywiścierozpoznał się też w roli narzeczonej na zamówienie, przełomowej i przesiąkniętej krwią roliw historycznym przedstawieniu pana Ramseya.Zdjęcia musiały pochodzić z aparatównauczycieli.(Jack był pewien, że to Caroline je przysłała).Jednakże nie tłumaczyło to obecności fotek Jacka z Emmą; to w kuchni pani Wicksteedmusiała zrobić Lottie, ale co z pozostałymi? Jack i Emma w domu pani Oastler, Jack i Czenkow siłowni na Bathurst Street, Jack na macie zapaśniczej w Redding! Czyżby Leslie Oastlerprzysyłała Williamowi zdjęcia? Czyżby Alice okazała się jednak mniej nieustępliwa, niżprzypuszczał?Lecz pani Oastler i Alice nigdy nie odwiedziły go w Redding.Czy fotografie z zawodówpochodziły od trenera Cluma? Były tam również zdjęcia z Exeter: może trenerzy Hudson iShapiro też odegrali rolę posłańców.Usłyszał cichy szczęk zamykanych drzwi.Kiedy popatrzył na ojca, William zuśmiechem spoglądał na jego twarz.Jack nie miał pojęcia, jak długo ojciec go obserwuje.Jack obejrzał zaledwie garstkę zdjęć, pozwoliło mu to jednak zrozumieć, że ojciec otoczył sięwycinkami z jego dzieciństwa i lat szkolnych.(Co tłumaczyło poniekąd rozżalenie Heather:ciasne lokum ojca nosiło liczniejsze dowody istnienia Jacka aniżeli jej samej).- Bałem się, że o mnie zapomniałeś - powiedział William.Był to tekst Billy egoRainbowa.Jack zawsze go lubił, ojciec zaś bezbłędnie powtórzył kwestię.Jack machnął ręką w kierunku zdjęć.- To ja się bałem! - zawołał swoim własnym głosem, a nie głosem Billy ego Rainbowa.- Drogi chłopcze - powiedział ojciec.Poklepał miejsce obok siebie i Jack usiadł nałóżku.- Kiedy będziesz miał własne dzieci, zrozumiesz, że nie sposób o nich zapomnieć!Jack dopiero wówczas spostrzegł jego rękawiczki.Były chyba damskie, ciasnodopasowane i uszyte z tak cienkiego materiału, że William bez trudu przewracał kartkipowieści.Beżowe, niemal w odcieniu skóry.- Mam takie brzydkie ręce - wyszeptał.- Zestarzały się przed resztą ciała.- Pokaż - powiedział Jack.Zdejmując rękawiczki, William kilkakrotnie wzdrygnął się z bólu, ale nie pozwolił sobiepomóc.Schował ręce w dłoniach syna; Jack czuł, że ojciec drży, jakby przemarzł.(Jemusamemu zrobiło się gorąco).Zgrubienia kłykci były tak zaawansowane, że wątpił, czy ojciecmógł zsunąć czy wsunąć pierścionek; William nie nosił żadnych ozdób.Zniekształceniaokazały się poważniejsze, niż Jack przypuszczał.- Reszta ciała nie budzi zastrzeżeń - oznajmił William.Położył rękę na sercu.- Jedynie ta część czasami niedomaga.- Następnie wycelował palcem w skroń, jakgdyby przystawiał do niej pistolet.-1 ta - dodał z żartobliwym uśmieszkiem.- A co u ciebie?- W porządku - odpowiedział Jack.Odnosił wrażenie, że spogląda na siebie w szpitalnym łóżku i dziwnym ubraniu,postarzałego o dwadzieścia sześć lat.Podobnie jak wielu muzyków, William Burns był przerazliwie chudy.Z długimiwłosami i drobną, delikatną twarzą o nieco kobiecych rysach bardziej przypominał gwiazdęrocka niż organistę, bardziej wokalistę (jednego z wychudzonych, androginicznychmłodzieńców z gitarą elektryczną) niż klawiszowca , jak nazywała go Heather.- Naprawdę idziemy do Kronenhalle ? - spytał.mów Jacka Burnsa.Jack od razu spostrzegł, że ojciec oprawił i powiesił je wszystkie.Napółkach znajdowała się pokazna kolekcja płyt CD i DVD, kaset wideo oraz książek, bardziejuporządkowana niż w gabinecie siostry lub jej pokoju.Zespół lekarzy, wraz z Jackiem i profesorem Ritterem, wkroczył do ładnego, aczskromnego lokum Williama w głuchym milczeniu.Jack początkowo odniósł wrażenie, żeojciec nie zauważył ich obecności.(Nie podniósł wzroku znad książki).Jednakże pobyt wklinice psychiatrycznej, gdzie pozostawiano drzwi otwarte na oścież, pozwolił Williamowiprzywyknąć do podobnych najść.Był przyzwyczajony do pielęgniarek i lekarzy, którzyniekoniecznie pukali do drzwi.Ojciec Jacka wiedział, że weszli do środka, celowo nie podniósł oczu.Jack zrozumiał, żepragnie on zaakcentować swoją prywatność.Zgodnie z gorliwym zapewnieniem doktoraHorvatha, William Burns istotnie lubił Sanatorium Kilchberg, co nie znaczy, że akceptował jebezkrytycznie.- Pozwólcie, że zgadnę - powiedział, z uporem wlepiając wzrok w książkę.-Mieliściespotkanie i coś uradziliście.Cóż za radość, przysłaliście delegację w celu zdania misprawozdania! - (Wciąż na nich nie patrzył, miedziane bransoletki połyskiwały w mętnawymświetle póznego popołudnia).William Burns nie mówił z rozpoznawalnym akcentem, zupełnie jakby lata spędzone wzagranicznych miastach pozbawiły jego język szkockich cech.Nie mówił jak Amerykanin,ale z pewnością nie przypominał też Brytyjczyka.Posługiwał się angielszczyzną europejską,obowiązującą w Sztokholmie, Stuttgarcie, Helsinkach i Hamburgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]