[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z nadprzyrodzonymi anomaliami.Dennis Pickering wyszedł wraz z nami do wyłożonego boazerią holu, w którym unosił się zapachszkolnych obiadów. Odpowiada ci dzisiejszy wieczór po nabożeństwie?  zapytał. Powiedzmy, o wpół do dziewią-tej? Znakomicie.Może mógłbyś zajrzeć na strych? Tym razem na pewno nie zapomnę kupić przyzwo-itej latarki. A może spróbowałbyś się trochę pomodlić  zaproponował Dennis Pickering, otwierając przedemną drzwi. Nie tylko za bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich, ale również za dusze tych, którzywciąż nawiedzają Fortyfoot House. Tak, przypuszczam, że to nie zaszkodzi.Pastor uścisnął rękę najpierw mnie, a potem Danny emu. Dlaczego ten pan wkładał sobie kurz do nosa?  zapytał mnie głośno Danny, kiedy szliśmy wysy-paną kamykami alejką. To była tabaka.Rodzaj tytoniu.Niektórzy ludzie zamiast palić, wdychają go sobie nosem. Po co?Przeszedłem jeszcze dwa albo trzy kroki, a potem zatrzymałem się jak wryty w miejscu. Bóg jeden wie  odparłem. ROZDZIAA XWieczorny przypływSpotkaliśmy się z Liz kilka minut po piątej na przystanku autobusowym przy Parku Ptaków Tropikal-nych, skąd wylęgały właśnie tłumy wakacyjnych turystów; ich cienie tańczyły po parkingu niczym łań-cuszek wyciętych z papieru lalek.Ubrani we fluoryzujące szorty tatusiowie z ciężkimi od piwa brzucha-mi i czapeczkami baseballowymi z nadrukiem BORN TO KILL; jasnowłose, wbite w zbyt obcisłe białespodnie mamusie z potarganą trwałą i w klekoczących po asfalcie sandałkach na wysokim obcasie; spo-cone otyłe dzieciaki w szarych skarpetkach, tenisówkach firmy Gola i koszulkach z napisem NEW KIDSON THE BLOCK.Przez monotonny łomot rocka z ich samochodowych radioodbiorników przebijały sięochrypłe krzyki papug i pojedyncze, odstręczające nawoływania pawi.Liz wyglądała na zmęczoną i trochę roztargnioną, tak jakby nie dawał jej spokoju jakiś problem.Mia-ła podkrążone oczy i bez przerwy odgarniała włosy z czoła, jakby bolała ją głowa. Jak minął dzień?  zapytałem, kiedy wsiedliśmy do autobusu. Okropnie.Moim zdaniem, powinno się eksterminować wszystkich turystów. Daj spokój.Bez turystów nie będzie pracy.Na jej ustach pojawił się krzywy uśmiech. Chyba tak.Nie najlepiej się dzisiaj czuję.To nie jest okres ani w ogóle nic konkretnego.Jestem naj-zwyczajniej diabelnie zmęczona. W Fortyfoot House trudno po prostu przespać spokojnie całą noc.Danny wpatrywał się, kiwając nogami, w migoczące za drzewami słońce.Nieczęsto zdarzało mu sięjezdzić autobusem i uważał to za prawdziwą frajdę.Wiedziałem, że jeśli nie uda mi się jakoś zreperowaćsamochodu, frajda będzie trwała aż do końca wakacji.W Ryde był warsztat Audi.Przyszło mi do gło-wy, że mógłbym pojechać tam jutro autobusem i spróbować załatwić jakieś używane opony.%7łeby ruszyćz miejsca, potrzebowałem w zasadzie wyłącznie przedniej szyby, reflektorów, kierownicy i szybkościo-mierza.O wszystkie inne rzeczy mogłem się martwić pózniej.Wysiedliśmy z autobusu przy zarośniętej trawą bocznej drodze, która prowadziła do Bonchurch.Mi-nęliśmy w milczeniu wiejski sklep i tradycyjną kawiarnię z krytym strzechą dachem i ogrodem, gdziekołysały się malwy.Po lewej stronie drogi znajdował się szklisty staw, po którym pływało, strosząc piór-109 ka, kilka kaczek.Popołudniowe chmury odbijały się w jego tafli niczym obłoki jakiegoś zatopionego śre-dniowiecznego królestwa.Skryty pośród luster, wspomnień i jezior Brytanii Camelot wciąż śnił swojesny.Król Arthur wciąż desperacko ściskał palcami brwi, a Lancelot stał na tle jaśniejących w zachodzą-cym słońcu wieżyczek.Flagi łopotały na wietrze.Nie czułem ciepłego tchnienia tej starej brytyjskiej magii od bardzo dawna; chyba od ósmego rokużycia, kiedy po raz pierwszy wspinałem się po kredowym grzbiecie dinozaura na South Dawns.Byłemwniebowzięty.Ale kiedy odwróciłem się do Liz, żeby jej o tym opowiedzieć, poczułem emanujący od niejosobliwy chłód.Domyśliłem się, że nie będzie mnie chciała słuchać i zrobię z siebie tylko głupka.Danny wyprzedził nas, skacząc po popękanych płytach chodnika i uważając, żeby nie obudzić niedz-wiedzia.Stary niedzwiedz mocno śpi.My się go boimy,Cichutko chodzimy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •