[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeśli mam być szczery, jateż. To ogień z broni palnej! Strzały karabinowe! A co to jest broń palna i strzały karabinowe? Poza historykami nikt w Dinotopii nieznał takiej broni i jej przeznaczenia.Will dobrze się zastanowił, zanim odpowiedział.Dwa tyranozaury były już wystarczającorozdrażnione. Fajerwerki oznajmił.Unieruchomiony w haniebnej pozycji tłumacz spróbował spojrzeć na Willa, ale mu się nieudało. Po co ludzie, których szukamy, czy ktokolwiek inny miałby wystrzeliwać fajerwerki wgłębi Deszczowej Doliny? A skąd mam to wiedzieć? odparł szybko Will. Może coś świętują.Proszę cię, Boże, niech się okaże, że strzelają na wiwat, pomyślał trwożliwie, a nie doswoich jeńców.Wolał sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdyby po spotkaniu intruzów okazało się, żezranili młodą Pięknotkę albo zrobili coś jeszcze gorszego.Gdyby tak się zdarzyło, słowawspółczucia nie wystarczyłyby, żeby uspokoić rozjuszone tyranozaury.Dobrze o tym wiedział.Pamiętając o zawartym układzie, aż nadto dobrze zdawał sobie sprawę z potęgi stworzenia, naktórego głowie teraz stał.Wiedział również, że mogliby uniknąć przykrej ewentualności, wymykając się przypierwszej nadarzającej się okazji.Gdyby znalezli drogę na górę lub skalną szczelinę, to możeudałoby się przeczekać, aż oszukane drapieżniki zrezygnują i odejdą.Ale nie zrobią tego, no bocóż.dał słowo.W Dinotopii nie miało znaczenia, komu się coś przyrzekło.Słowo daneczłowiekowi czy dinozaurowi liczyło się tak samo.W społeczeństwie funkcjonującym w oparciuo handel wymienny miało to wartość oficjalnego kontraktu.Oczywiście tyranozaury nie byłycywilizowane i formalnie nie obowiązywały w stosunku do nich takie zasady.Ale on byłcywilizowany.Will powrócił do pozycji siedzącej i wskazał lewą ręką na północny wschód.W tamtymkierunku nie prowadził żaden szlak, ale to nie stanowiło problemu.Tyranozaury torowały sobiedrogę, gdzie chciały. Powiedz im, żeby kierowały się w stronę dzwięku.On wskazuje miejsce pobytuintruzów. Zatem musimy być dość blisko. Chaz pośpiesznie przetłumaczył słowa Willatyranozaurom.Will pochylił się i szturchnął swojego wierzchowca w górną wargę.%7łółte oko spojrzało wgórę.Zobaczył w nim swe odbicie. Tamtędy. ponownie wskazał kierunek, Ci, których szukamy, są tam.Olbrzym nie czekał, aż Chaz skończy swoje zwięzłe tłumaczenie.Pochylił się i ruszyłprzed siebie, warcząc złowrogo na wszelki wypadek.Przeszedłszy do biegu, dwa kolosy beztrudu torowały sobie drogę przez las, przeganiając chmary mniejszych stworzeń ze swego szlaku.Will uchwycił się dwóch wyrostków nad oczami tyranozaura i utkwił wzrok w rozkołysanejscenerii rozciągającej się przed nim.Olbrzymy pędziły teraz co sił w nogach.Szybkość zapieraładech w piersiach.Wili wiedział, że gdyby zsunął się ze swego siedzenia i spadł, straciłby o wiele więcej niżoddech.Z prawej strony słyszał świergoczącą zachęcająco Keelk.Wyglądało na to, że nie mażadnych problemów z utrzymaniem się na karku Kolczatki.Poniżej Chaz wygłaszał swoją niekończącą się litanię skarg, na które pani tyranozaur jak zwykle nie zwracała uwagi.Stado rajskich ptaków poderwało się nagle z małego, ale gęstego drzewka tuż przed nimi.Drzewo zniknęło pod brzuchem Bystrookiego, po czym wystrzeliło z powrotem w górę, gdytylko się nad nim przetoczył.Z lewej strony widoczne były Góry Grzbietowe.Zdawały sięprzyzywać Willa.Miał nadzieję, że wkrótce znów znajdzie się w domu, w ich chłodnymotoczeniu.Ale najpierw miał do przeprowadzenia akcję ratowniczą.Kiedy żwir i skaliste podłoże zastąpiły miękką glebę, las przerzedził się.Tyranozaurymusiały w końcu zwolnić bieg, gdy dotarły do stromych ścian z szarego granitu.Pochyliły się kuziemi i zaczęły energicznie węszyć.Ich wielkie łby poruszały się metodycznie z boku na bok.Kolczatka podeszła bliżej.Przysuwając pysk do Willa parsknęła kilka razy.Od jej oddechużołądek podjechał mu do gardła, zmusił się jednak do uprzejmego uśmiechu.ZaniepokojonaKeelk wyjrzała zza szyi tyranozaura. Co.co ona mówi?Chaz podniósł na niego wzrok. Odnalazły na nowo ślad.W chwilę pózniej znalezli się przed wejściem do wąskiego kanionu i stanęli.Znalezlipotwierdzenie, że posuwają się właściwym tropem: setki odcisków stóp zachodziły wzajemnie nasiebie, odciśnięte w piasku i na skale.Wiele z nich należało wprawdzie do miejscowychdinozaurów, lecz wśród śladów wystarczająco wyrazne były kształty butów.Z trudem panującnad niecierpliwością, Bystrooki i Kolczatka wkroczyli do zacienionej rozpadliny.Wkrótce kogoś spotkali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]