[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy oświetlonym stole siedział technik, badając pod lupą kilka dużych negaty­wów fotograficznych.Jedna z dłuższych ścian pokryta była ogromnym ekranem, z wyświetloną na nim mapą świata.Na­łożone były na nią formacje chmur i zielone napisy, informują­ce o pogodzie we wszystkich częściach kuli ziemskiej.Na ekranie miarowo mrugały czerwone, niebieskie, białe, żółte i zielone światełka oznaczające bieżące pozycje dziesią­tek satelitów.Wiele z nich było satelitami telekomunikacyjnymi służącymi jako przekaźniki mikrofalowych sygnałów telefonicznych, telewizyjnych i radiowych.Inne służyły spo­rządzaniu map topograficznych, poszukiwaniu złóż nafto­wych, potrzebom meteorologii i astronomii, międzynarodo­wemu wywiadowi i inwigilacji kraju - wymieniając tylko niektóre z ich funkcji.Właścicielami tych satelitów były wielkie korporacje, or­ganizacje rządowe i służby wojskowe.Niektóre z nich należa­ły do obcych państw albo do firm rezydujących poza granicami USA.Niezależnie od ich właścicieli i krajów, skąd pochodziły, organizacja włamywała się do ich systemów i ko­rzystała z nich bez wiedzy prawowitych operatorów.Stojąc przy pulpicie w kształcie litery U naprzeciw wiel­kiego ekranu, Bobby Dubois powiedział:- Sukinsyn uciekł z wesołego miasteczka prosto na pu­stynię, a nasi chłopcy nie mieli odpowiedniego wyposażenia, żeby go ścigać w stylu Lawrence’a z Arabii.- Posłaliście za nim helikopter?- Pogoda zbyt szybko się popsuła.Lało tak, jak gdyby wszyscy aniołowie w niebie sikali dokładnie o tej samej porze.Dubois przycisnął guzik i mapa świata zniknęła ze ściany.Na jej miejscu pojawił się bieżący satelitarny widok czterech stanów: Oregonu, Idaho, Kalifornii i Nevady.Z satelity gra­nice między poszczególnymi stanami byłyby trudne do uchwycenia, zostały więc zamarkowane pomarańczowymi li­niami nałożonymi na obraz.Zachodni i południowy Oregon, południowe Idaho, pół­nocną i środkową Kalifornię i całą Nevadę pokrywały grube warstwy chmur.- To jest aktualny obraz z trzyminutowym opóźnieniem.Tyle czasu zajmuje transmisja danych, a następnie przetwo­rzenie kodu cyfrowego z powrotem na obraz na ekranie - poinformował Dubois.Wśród chmur przykrywających wschodnią Nevadę i wschodnie Idaho ukazywały się miękkie impulsy światła.Roy wiedział, że są to oglądane z góry błyskawice.Były przedziwnie piękne.- W tej chwili burza jest tylko na wschodnim obrzeżu frontu.Poza paroma strefami kapuśniaczku wszędzie jest spokojnie, aż po krańce Oregonu.Ale my nie możemy po­szukać sukinsyna nawet za pomocą podczerwieni.To tak, jakby ktoś chciał zobaczyć dno talerza pełnego zupy z małży.- Kiedy się rozjaśni? - spytał Roy.- W górze wieje jak cholera, co popycha front na połu­dniowy wschód.Przed świtem powinno się rozjaśnić nad Mojave i całą okolicą.Urządzenia zainstalowane w satelicie umożliwiały sfoto­grafowanie osoby czytającej w słońcu gazetę z ostrością, po­zwalającą na odcyfrowanie nagłówków artykułów.Nawet jednak przy dobrej pogodzie, mimo pustki nie zaludnionych terenów i braku zwierząt o rozmiarach człowieka, zidentyfi­kowanie poruszającego się obiektu, takiego jak ford explorer, nie należało do łatwych zadań.Ale było możliwe.- On może wyjechać z pustyni na którąś autostradę, przycisnąć gaz do dechy i do rana nie będzie po nim śladu - zauważył Roy.- W tej części stanu jest cholernie mało twardych dróg.Posłaliśmy wszędzie patrole, które pilnują nie tylko wszyst­kich autostrad, lecz nawet dróg podrzędnych.Autostrada międzystanowa numer 15, federalna 95, federalna 93, stano­we: 146, 156, 158, 160, 168 i 169.Szukają zielonego forda explorera z uszkodzeniami z przodu i z tyłu; mężczyzny z psem we wszystkich typach pojazdów; mężczyzny z dużą blizną na twarzy.Do diabła, w całej tej części stanu będzie mu ciaśniej niż w dupie komara.- Chyba że wyjechał z pustyni na autostradę, nim wysła­liście ludzi.- Zadziałaliśmy natychmiast.Poza tym w tak piekielnej burzy musiał jechać bardzo wolno.I tak mógłby mówić o du­żym szczęściu, gdyby się gdzieś nie zakopał, nawet mając na­pęd na cztery koła.Jutro dorwiemy sukinsyna.- Miejmy nadzieję - powiedział Roy.- Stawiam na mój nos.- Mówią, że mieszkańcy Vegas są kiepskimi graczami.- Co go łączy z ta kobietą?- Chciałbym wiedzieć - odparł Roy, patrząc na rozpro­szone światło błyskawicy pod chmurami frontu burzy.- A co było w zapisie rozmowy Granta z tą starą babą?- Chcesz posłuchać?- Tak.- Zaczyna się od momentu, kiedy z jego ust pada nazwi­sko Hannah Rainey.- Posłuchajmy tego - zdecydował Roy, odwracając się od ekranu.Przez całą drogę korytarzem do windy, a potem w dół, na najniższy poziom podziemi budynku, Dubois opowiadał mu o wszystkich miejscach w Vegas, gdzie można zjeść dobre chili, jakby sądził, że Roya to interesuje.- Jest taka knajpa na Paradise Road, gdzie ludzie po zje­dzeniu chili doznają samozapłonu i fuuu.palą się jak po­chodnie.Winda dotarła na miejsce.- Mówię o takim chili, które sprawia, że zaczynasz pocić się pod paznokciami, a pępek wyskakuje ci jak korek od szampana.Otworzyły się drzwi.Roy wszedł do betonowego pomieszczenia bez okien.Wzdłuż przeciwległej ściany stały dziesiątki urządzeń reje­strujących.Ze stanowiska komputerowego pośrodku pokoju pod­niosła się oszałamiająca kobieta, najcudowniejsza, jaką Roy kiedykolwiek widział, blondynka o zielonych oczach, tak wspaniała, że zaparło mu dech w piersiach, tak olśniewająca, że serce zaczęło mu walić młotem, a ciśnienie krwi wzrosło do poziomu zagrażającego wylewem.Była tak boleśnie piękna, że brakowało słów, żeby ją opisać; nie było muzyki, która potrafiłaby wyrazić słodycz jej kształtów.Jej świetlistość opromieniała surowy bunkier i ogarnęła również Roya.Nie mógł mówić ani oddychać.Powódź spłynęła urwiskiem, jak woda z wanny po wyjęciu korka.Łożysko niedawnej rzeki wyglądało teraz jak wykop.Ziemię zalegała spora warstwa piasku, bardzo porowa­tego, tak że po deszczu nie zostały nawet kałuże.Woda prze­siąkła szybko do głębokich warstw podskórnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •