[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam powoli pokręcił głową.Jego opalona twarzwydała się nagle znacznie starsza.Howard wyobraziłsobie Sama jako bardzo starego człowieka o siwychwłosach i szczupłej, pokrytej zmarszczkami niepokojutwarzy.Była to twarz naznaczona całym bólem ismutkiem, które dotknęły Sama.Howardowi przyszła nagle do głowy szalona, wręczidiotyczna myśl, że powinien zaproponować Samowidrinka. ROZDZIAA 736 GODZIN, 19 MINUTAstrid spoglądała na jezioro ze szczytu wzgórza.Bariera oczywiście znikała pod wodą, przecinając jezioromniej więcej na pół.Brzeg jeziora wybrzuszał się tak, żenie mogła dłużej iść wzdłuż bariery, nie zbaczając z trasy.Poza tym zaczęło się już ściemniać, więc ledwiedostrzegała ciemną plamę na powierzchni Kopuły.Musiała ruszyć w kierunku zamieszkałych terenów.Słońce zachodziło.Astrid zobaczyła małe, odległeognisko, płonące w środku kręgu namiotów i przyczep.Nie widziała siedzących wokół ogniska ludzi, jednak razna jakiś czas pojawiały się na jego tle cienie.Teraz nie była już nawet w stanie udawać, że trzymaemocje na wodzy.Szła zobaczyć się z Samem.I z innymi.Z pewnością czekały ją ciekawskie spojrzenia, powitania i prawdopodobnie  przekleństwa.Wiedziała, że sobie z tym poradzi.A jednak szłazobaczyć się z Samem.Tylko o niego chodziło.O Sama.Sam, Sam, Sam. Przestań  skarciła się w myślach.Zbliżał się kryzys.Miała obowiązek pomócprzyjaciołom go zrozumieć. Do bani  wymamrotała.Zaczynała podejrzewać, że wszystko to było wymówką, żeby zobaczyć się z Samem.Jednocześniemyślała, że szuka też sposobu, by wymigać się ododpowiedzialności i nikomu nie pomagać.Zdała sobie sprawę, że w dawnych czasach modliłasię o pomoc.Na samą myśl uśmiechnęła się tęsknie.Cosię stało z tamtą Astrid? Gdzie się podziała? Astrid niemodliła się od. Wyzbądz się tego, co dziecięce  zacytowała wmyślach.Był to cytat z Biblii.Ironiczny, jak sądziła.Poprawiła swój plecak i przewiesiła dubeltówkę zprawego, bolącego już ramienia na lewe.Po drodze wymyśliła prosty sposób na mierzenierozrostu plamy na kopule.Gdyby ktoś miał działającyaparat cyfrowy, byłoby to bardzo proste.W myślachdokonywała kolejnych obliczeń.Gdyby codziennieliczyła, jak rozrasta się plama w pięciu przykładowychmiejscach, uzyskałaby całkiem dokładne dane.Liczby wciąż sprawiały jej przyjemność.Najwspanialsze w nich było to, że nie potrzeba wiary, bywiedzieć, że dwa plus dwa równa się cztery.Matematykanigdy, przenigdy nie karała nikogo za jego myśli ipragnienia. Kto tam?  zawołał głos w ciemności. Spokojnie  odpowiedziała Astrid. Mów, bo strzelę!  zagroził głos. Astrid. Nie wierzę.Zza krzaka wyłonił się chłopiec, który wyglądał na najwyżej dziesięć lat.W rękach trzymał strzelbę, jegopalec nie spoczywał jednak na spuście. Tim?  spytała Astrid. O rany, to naprawdę ty  powiedział chłopiec.Myślałem, że nie żyjesz. Wiesz, co powiedział Mark Twain?  Pogłoski omojej śmierci uważam za przesadzone. No dobra.To naprawdę ty. Tim opuścił broń.Myślę, że wolno ci wejść.Nie wolno mi wpuszczaćnikogo obcego.A ciebie znam. Dzięki.Cieszę się, że wszystko z tobą okej.Ostatnim razem, kiedy cię widziałam, byłeś chory. Po grypie nie ma już śladu.Mam nadzieję, że nigdynie wróci.Astrid zrobiła kilka kroków naprzód.Mimociemności szlak był tu wyrazniejszy.Minęła kilka namiotów i starą przyczepę Airstream.Potem dotarła do kręgu namiotów i przyczep, któreotaczały ognisko.Usłyszała śmiech.Podeszła bliżej, cała w nerwach.Jako pierwszazobaczyła ją mała dziewczynka, która szturchnęłasiedzącą obok, starszą dziewczynę.Astrid natychmiastrozpoznała Dianę.Diana popatrzyła na nią, nie okazując ani odrobinyzaskoczenia. Witaj, Astrid.Gdzieś ty się podziewała?Wszystkie rozmowy i śmiechy ucichły, mniej więcejtrzydzieści oświetlonych na złoto twarzy zwróciło się ku nim. Byłam.daleko  powiedziała Astrid.Diana wstała, a Astrid przeżyła szok  zdała sobiesprawę, że tamta jest w ciąży.Diana uśmiechnęła się na widok jej miny ipowiedziała: No cóż, kiedy cię nie było, zdarzyło się wieleciekawych rzeczy. Muszę zobaczyć się z Samem  powiedziała Astrid.Diana roześmiała się. Nie wątpię  powiedziała. Zabiorę cię do niego.Diana poprowadziła ją na barkę.Mimo dużegobrzucha wciąż poruszała się z niewymuszonymwdziękiem.Astrid żałowała, że sama tego nie potrafi. Swoją drogą, nie widziałaś przypadkiem małejdziewczynki? Mniej więcej siedmioletniej.Ma na imięBonnie. Nie.Ktoś zaginął?Edilio siedział na krześle na górnym pokładzie,pilnując rozproszonych namiotów, przyczep i łodzi.Nakolanach trzymał strzelbę. Cześć, Edilio  przywitała go Astrid.Edilio zerwał się na nogi i zbiegł do portu.Odrzuciłstrzelbę i rzucił się w ramiona Astrid. Bogu dzięki.Nareszcie jesteś.Astrid poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Tęskniłam za tobą  wyznała. Pewnie przyszłaś zobaczyć się z Samem.  Tak.Edilio gestem nakazał Dianie odejść.PoprowadziłAstrid do pustej kajuty w łodzi. Jest mały problem  szepnął Edilio. Nie chce się ze mną widzieć? On.hmm.nie ma go.Astrid roześmiała się. Twój konspiracyjny ton mówi mi, że poszedł zrobićcoś niebezpiecznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •