[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szkuty z Alkawy będą tutaj najwcześniej pojutrze rano.Do tego czasu, jeślitwój posłaniec zdąży, mogę po ściągnięciu ludzi z patroli wysłać ich wszystkich dociebie, na wyznaczone miejsce.Zrozumiałaś mnie, Tereza? Nie nadużyj tego. Dziękuję, panie.Dobrze, ja.dziękuję. Przede wszystkim rozpoznanie.To może być ważniejsze, niż cała reszta. Tak, panie. No to już cię tu nie ma. Tak, panie!5Spływający ze stepu potężny oddział alerskiej jazdy zwierał się i gęstniał w miarę,jak legioniści zbliżali się do mostu nad strumieniem.Również z lasu wychynęli pierwsiścigający ich wojownicy.Piechota przebiegła przez mostek.Rawat uparcie trzymał się końca oddziału, pro-wadząc konia jucznego.Tuż przed nim zmagali się z wierzchowcami dwaj ranni żołnie-rze.Zwierzęta bały się wejść na grozną drewnianą kładkę, dopiero co głośno huczącąpod nogami biegnących piechurów.Setnik widział już, że oddział nie zdąży, zostanieotoczony i wyrżnięty w pień pod samą wsią.116Ujrzał nagle, że topornicy wracają.Aucznicy, wlokąc i podtrzymując rannych, po-suwali się dalej. Jechać! wrzasnął nadbiegający dziesiętnik toporników. Jechać!Ciężko ranny, półprzytomny tarczownik, z wielkim trudem trzymający się w siodle,do którego zupełnie nie przywykł, otrzymał pomoc ze strony towarzysza: konny łucznik,z owiniętą krwawymi szmatami głową, zapanował jakoś nad swoim wierzchowcem,chwycił cugle konia, na którym siedział piechur i razem pognali do wioski.Rawat puściłza nimi prowadzonego luzaka.Chciał zostać z ciężkozbrojnymi, ale Bireneta, biegnącatuż za Drwalem, uważała inaczej. Jedz! krzyknęła wpadając na mostek. No jedz żesz, do.!Klnąc, huknęła zwierzę obuchem topora w zad.Wierzchowiec aż stęknął, poderwałsię i galopem poniósł Rawata w stronę wsi.Zaraz potem srebrna jazda wtargnęła namost, uderzając w żelazny mur tarczowników.Setnik, próbując opanować konia, nie wi-dział, co było dalej, usłyszał tylko potężny huk i łomot, zmieszany z opętańczym wrza-skiem.Gdy zatrzymał się pod samą wsią, na moście trwała wściekła rąbanina.Oficerpojął, że jego udział w tej walce nie ma sensu.Zeskoczył z wierzchowca i pognał go117prosto w ręce nadbiegającego Astata.Więc przynajmniej ci doszli! Nie myśląc o tymdłużej, setnik pobiegł ku swoim łucznikom, będącym w połowie drogi między rzeczkąa wsią.Lecz pomoc była zbędna; lekkozbrojni ciągnęli z sobą już tylko dwóch ran-nych.Jednooki Grombelardczyk zniknął.Nigdzie nie było ciała i setnik zrozumiał,że żołnierz, mimo ran, ruszył ze swoimi towarzyszami.Na most.Pomógł przeprowadzić konie i rannych przez pokraczny zasiek, utkany z przewró-conego wozu, jakichś drabin, ław i nie wiadomo czego jeszcze.Wiele takich zasiekówwzniesiono między domami.Upewniwszy się, że wszyscy znalezli schronienie w ob-rębie tych fortyfikacji , Rawat wrócił spojrzeniem tam, gdzie wciąż jeszcze walczyliciężkozbrojni.Topornicy rąbali wierzchowce i jezdzców, ryki bólu przeplatały się z bo-jowym wrzaskiem Alerów.Wąski mostek w mgnieniu oka zatarasowany został przezpryzmę trupów i rannych.Rawat widział, jak trzasnęła wątła barierka pod ciężarem wa-lącego się na nią wierzchowca z wojownikiem na grzbiecie.Strzeliła w górę rozbryz-nięta woda, spieniła się, gdy ranne zwierzę wierzgało pośrodku nurtu.Alerowie pojęliwidać, że mostu nie sforsują.Przeprawiali się teraz przez strumień.Przerwano walkę,odcięto topornikom drogę odwrotu, po czym ze wszystkich stron zasypano mnóstwem118dzirytów, a także strzał z wątłych łuków.Gdy bezpieczni we wsi łucznicy Rawata, od-dawszy rannych w ręce chłopów, przypadli do zasieku obok swego dowódcy, płytkawoda pochłaniała właśnie śmiertelnie rannego, dobijanego wieloma oszczepami, dzie-siętnika ciężkiej piechoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]