[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krew zbryzgała buty Glokty.Odruchowo odskoczył i skrzywił się, kiedy ból przeszyłmu nogę.- W mordę.- wysyczał przez bezzębne dziąsła.Niewiele brakowało, żeby sięprzewrócił i klapnął na tyłek prosto w ten cały gnój.Tylko dzięki temu, że zdążył sięrozpaczliwie uczepić ogrodzenia boksu za plecami, utrzymał się na nogach.- Nie mogłeś gopo prostu udusić?Severard wzruszył ramionami.- Na jedno wychodzi, prawda?Morrow osunął się na kolana.Okulary przekrzywiły mu się na nosie, jedną rękątrzymał się za rozpłataną szyję, krew z bulgotem spływała mu na kołnierzyk koszuli.Glokta patrzył, jak sekretarz przewraca się na wznak, jak wierzga jedną nogą, żłobiącobcasem długą bruzdę w brei. %7łal mi świnek z rodzinnej farmy Morrowa.Nie zobaczą już, jak młody panicz,porzuciwszy nowe wspaniałe życie w skrzącym się światłami mieście, wraca do domu, a jegooddech mgli się na zimnie.Drgawki Morrowa stawały się coraz mniej konwulsyjne, aż w końcu całkowicieustały.Glokta jeszcze przez chwilę stał nad trupem, kurczowo wczepiony w barierkę. Kiedy dokładnie stałem się.tym, kim jestem? To musiał być stopniowy proces.Jeden uczynek pociąga za sobą drugi, ten kolejny, a razem popychają nas na ścieżkę, z którejnie można zboczyć.I zawsze są dobre powody: robimy to, co musimy; to, co nam każą; to, conajłatwiejsze.Cóż innego nam pozostaje, jeśli nie rozstrzyganie odrażających dylematów pokolei, jeden po drugim? Aż pewnego dnia spoglądamy po sobie i widzimy.to.Spojrzał na swój zachlapany but, zmarszczył nos i wytarł krew w nogawkę spodniMorrowa. Cóż, chętnie bym sobie jeszcze pofilozofował, ale urzędnicy sami się nie przekupią,arystokraci nie zaszantażują, głosowania nie sfałszują, sekretarze nie zamordują, a kochankinie zastraszą.To jest jak żonglerka nożami, tylko że ledwie któryś zaklekoce na brudnejposadzce, jego miejsce natychmiast zajmuje inny, nowy, ostry jak brzytwa, wirujący tuż nadgłową.I z czasem żonglerka wcale nie staje się łatwiejsza.- Nasi czarodziejscy przyjaciele wrócili do miasta.Severard uniósł maskę i podrapał się pod nią.- Magowie?- Sam Pierwszy we własnej osobie, razem z tą zuchwałą gromadką bohaterów.Jest tenjego uczeń ścichapęk, ta kobieta.i nawigator.Miejcie ich na oku, może uda się któregośwarchlaka oddzielić od stada.Najwyższy czas dowiedzieć się, czym się ostatnio zajmowali.Masz jeszcze ten swój uroczy domek nad wodą?- Naturalnie.- To świetnie.Może choć jeden raz uda nam się wysforować na czoło wyścigu i kiedyJego Eminencja zażąda odpowiedzi, będziemy mogli od razu ich udzielić. A mój pan wreszcie pogłaszcze mnie po głowie.- Co robimy z tymi? - Ruchem najeżonej włosami głowy Vitari wskazała zwłoki.Glokta westchnął.- Podobno świnie wszystko zeżrą.Tak słyszałem.***W mieście zapadł zmrok, gdy Glokta wlókł niesprawną nogę pustoszejącymi ulicamipod górę, w stronę Agriontu.Kupcy zamykali sklepy, mieszczanie zapalali lampy w domach,światło świec sączyło się przez szpary w okiennicach i rozlewało po mrocznych zaułkach. Jak nic, szczęśliwe rodziny siadają do szczęśliwych kolacji.Kochający ojcowie, ichprześliczne żony, cudowne dzieci, a wszyscy żyjący pełnią życia.Moje serdeczne gratulacje.Z wysiłku wbił ocalałe zęby w dziąsła, starając się nie zwalniać; pot zaczynał muprzesiąkać przez koszulę, noga z każdym krokiem paliła go coraz bardziej. Nie zamierzam się zatrzymywać przez wzgląd na ten bezużyteczny połeć martwegomięcha.Ból wspiął się od kostki do kolana, dalej do biodra i wzdłuż powykręcanegokręgosłupa w górę, aż do czaszki. Tyle zachodu, żeby zabić urzędnika średniej rangi, który i tak pracował dosłowniekilka ulic od Domu Pytań.Diabelna strata czasu, ot co, diabelna..- Superior Glokta? - cicho zagadnął go z szacunkiem jakiś mężczyzna.Glokta nie widział dobrze jego ukrytej w cieniu twarzy.Zmrużył oczy.- Czy my się.To była fachowa robota, bez dwóch zdań.Zorientował się, że jest ich dwóch, dopierokiedy ten drugi zarzucił mu worek na głowę, wykręcił rękę na plecy i pchnął go bezradnegodo przodu.Glokta zachwiał się i podparł laską, ale ta wyśliznęła mu się z ręki i zaklekotała nakamieniach.- Aaargh!Ognisty spazm przeszył mu plecy, kiedy spróbował - bez powodzenia - wyswobodzićrękę, i musiał się poddać, dysząc z bólu w głąb worka.Chwilę pózniej miał już związanenadgarstki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]