[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O, Hospody pomyłuj! My ogień krzesali nie ma! Nie może być.Oj, byłoby wam od atamana! Uciekł czy co? pospaliście się? Nie, bat ku, my nie spali.Z chlewa on nie wyszedł naszą stroną. Cicho ! nie budzić atamana!.Jeśli nie wyszedł, to musi gdzieś być.A wy wszędzie szukali? Wszędzie. A na stropie? Jak jemu było na strop lezć, kiedy był w łykach. Durny ty! %7łeby on się nie rozwiązał, to by tu był.Szukać na stropie.Skrzesać ognia!Sypnęły się znowu iskry.Wieść przeleciała wnet przez wszystkie straże.Poczęto się tłoczyć do chlewa z owympośpiechem zwyczajnym w nagłych razach; słychać było szybkie kroki, szybkie pytania i jeszcze szybszeodpowiedzi.Rady krzyżowały się jak miecze w boju. Na strop! na strop! A pilnuj z zewnątrz! Nie budzić atamana, bo będzie bieda! Nie ma drabiny! Przynieść drugą! Nie ma nigdzie! Skoczyć do chaty, czy tam nie ma? O, Lach przeklęty! Lezć po węgłach na dach, dachem się przedostać. Nie można, bo wystaje i podbity deskami. Przynieść spisy.Po spisach tędy wejdziemy.A sobaka!.drabinę wciągnął! Przynieść spisy! zabrzmiał głos Hołodego.Mołojcy skoczyli po spisy, inni zaś popodnosili głowy ku stropowi.Już też rozpierzchłe światło wniknęło przezotwarte drzwi i do chlewa, a przy jego niepewnym blasku widać było kwadratowy otwór stropu, czarny i cichy.Z dołu ozwały się pojednawcze głosy: No, pane szlachcic! Spuść drabinę i zlez.I tak się nie wymkniesz, po co ludzi trudzić.Zlez! zlez!Cisza. Ty mądry człowiek! %7łeby tobie to co pomogło, tak ty by siedział, ale że to tobie nie pomoże, tak ty zlezieszdobrowolnie ty dobry!Cisza. Zlez, a nie, to ci skórę ze łba zedrzemy, łbem na dół w gnój cię zrzucimy!Pan Zagłoba pozostał równie głuchy na grozby, jak na pochlebstwa, i siedział w ciemnościach jak borsuk wjamie, gotując się do zaciętej obrony.Tylko szablę coraz mocniej ściskał i sapał trochę, i w duchu pacierz szeptał.Tymczasem przyniesiono spisy, związano trzy w pęk i postawiono ostrzami ku otworowi.Panu Zagłobieprzemknęła przez głowę myśl, czyby nie porwać ich i nie wciągnąć ale pomyślał także, że dach może być za niskoi że nie zdoła ich wciągnąć zupełnie.Zresztą przyniesiono by w tej chwili inne.Tymczasem cały chlew napełnił się mołojcami.Niektórzy świecili łuczywem, inni poznosili najrozmaitsze drągii drabiny od wozów, które okazały się za krótkie, więc związano je co duchu rzemieniami, bo po spisach trudnoistotnie było się wspinać.Jednakże znalezli się chętni. Ja pójdę wołało kilka głosów. Czekać na drabinę! rzekł Hołody. A co szkodzi, bat ku, popróbować po spisach? Wasyl wlezie! on tak jak kot chodzi. To próbuj.A inni poczęli zaraz żartować: Ej, ostrożnie! On szablę ma, szyję utnie, obaczysz. Sam za łeb złapie i wciągnie, a tam cię opatrzy jak niedzwiedz.Wasyl nie dał się stropić. On znaje rzekł że niechby on mnie palcem dotknął, czorta by mu ataman dał zjeść i wy, braty.Było to ostrzeżenie dla pana Zagłoby, któren siedział cicho, ani mruknął.Lecz mołojcy, jako to zwykle między żołnierzami, wpadli już w dobry humor, bo całe zajście poczęło ich bawić,więc dalej przymawiać Wasylowi: Będzie jednym durnym mniej na świecie, na białym. On tam nie będzie zważał, jak my jemu zapłacim za twoją szyję.On śmiały mołojec. Ho! ho! On niesamowity.Czort jego wie, w co on się tam już zmienił.to czarownik! Ty, Wasyl, nie wiadomokogo tam znajdziesz w czeluści.Wasyl, który splunął już w dłonie i obejmował właśnie nimi spisy, wstrzymał się nagle. Na Lacha pójdę rzekł na czorta nie.Ale tymczasem związano drabiny i przystawiono je do otworu.yle było i po nich wchodzić, bo się zaraz wygięłyna związaniu i szczeble cienkie trzeszczały pod stopami, które na próbę na najniższym stawiono.Ale począłwchodzić sam Hołody, wchodząc zaś mówił: Ty, panie szlachcic, widzisz, że to nie żarty.Uparłeś się na górze siedzieć, to siedz, ale się nie broń, bo my ciędostaniem i tak, choćby i cały chlew mieli rozebrać.Ty miej rozum!Na koniec głowa jego dotknęła czeluści i pogrążała się w niej zwolna.Nagle dał się słyszeć świst szabli, Kozakkrzyknął strasznie, zachwiał się i padł między mołojców z rozwaloną na dwie połowy głową. Koli, koli! zawrzasnęli mołojcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]