[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą przesadzasz na temat tego, co się dzieje.- Oni są niebezpieczni - mówił Springer.- I staną się jeszcze bardziej niebezpieczni, jeśli im pokażesz, że się boisz.Rigby poruszał swoją kościstą szczęką.- Robisz z siebie idiotę, Al.Ludzie nie uważają, że Braciszkowie są aż tak źli.- Bzdura - zaprotestował doktor.Ale sklepikarz miał rację.Samochód strażacki był tylko pierwszym elementem z serii dobrodziejstw, która pociągnęła za sobą stopniową zmianę sądów mieszkańców Hudson City na temat Błękitnego Bractwa.Sekciarze otworzyli rachunek w banku Joego Prestona.Pierwszym czekiem, jaki wystawili, była pięćsetdolarowa darowizna na rzecz nadchodzącego święta miasteczka.Dochód z uroczystości przeznaczono na różne cele społeczne, jak kościelny program świątecznych koszyków dla ubogich, działalność sportową szkoły średniej i ochotniczą straż pożarną, która ostatnio zgłosiła potrzebę przeniesienia się do większej siedziby, gdyż nie było miejsca na pojazdy, w miejsce których stanęła nowa ciężarówka.W momencie kiedy delegacja Bractwa uroczyście wręczała darowiznę burmistrzowi, inna, większa grupa ciągnęła w kierunku miejskiego śmietnika z setkami metrów drewnianego płotu, zakupionego w składzie Mosera.Odgrodzili ohydne śmietnisko w ciągu jednego popołudnia, zasłaniając nieprzyjemny widok, i zdążyli jeszcze wrócić na czas do Centrum Rozrywki na cotygodniową zabawę dla nastolatków.Tom House opisywał hojność przybyszów w "The Sun", a jego artykulik Sekta religijna bawi się w świętego Mikołaja w końcu znalazł się w nowojorskim "Daily News".Wysmażył kolejną historyjkę o tym, jak Bracia położyli nowy dach na domu starej wdowy, i jeszcze jedną o tym, jak całe ich gromady zeszły z góry z grabiami i motykami, aby uprawiać pole farmera, który został ranny w wypadku."Daily News" pewnego czwartkowego wieczora wcisnęły kawałek o dachu w swoje chaotyczne podwójne wydanie.Artykuł o warzywach spowodował natomiast, że House odebrał telefon od wydawcy, który powiedział, że bardziej interesują go informacje o znalezionych ciałach niż o dobroczynności.- Czy ostatnio umarł jeszcze ktoś związany z sektą? Nie? To dzwoń w razie czego.Jednakże na szczeblu lokalnym hojność Błękitnego Bractwa uspokoiła nastroje mieszkańców i kiedy gorący lipiec miał się ku końcowi i nadchodził duszny sierpień, doktor musiał przyznać, że Bob Kent i Dwight Rigby mieli rację.Pomimo że miasteczko stawało się coraz bardziej zależne od sekciarzy, niewielu ludziom zdawało się to przeszkadzać.Cieszyli się z nowego wozu strażackiego, z ruchu w sklepach, z uśmiechniętych twarzy czekających w Centrum Rozrywki i z datków na cele społeczne, a jeśli nawet mieli złe przeczucia związane ze śmiercią psychiatry i chłopaka z Detroit albo tajemniczym zniknięciem Ellen Barbar, to o nich nie mówili.Trzy tygodnie po tych wydarzeniach obawy, które wyrażał Springer, spotykały się z chłodnymi odpowiedziami bądź otwartym sprzeciwem.W końcu przestał o tym mówić.Nikt go nie posłucha, dopóki Bractwo nie zrobi czegoś, co przestraszy mieszkańców miasteczka.Nie miał wątpliwości, że do tego dojdzie.Ale to, co zdarzyło się potem, przeraziło jego samego bardziej niż kogokolwiek innego.Siedział w swoim biurze, pracując po godzinach.Było ciemno.Zgasił górne światło.Przez łagodny szum klimatyzatora przebił się dźwięczny, metaliczny odgłos.Alan podniósł wzrok znad papierów, oświetlanych lampą stojącą na biurku i zamrugał, aby przystosować wzrok do ciemności.Ktoś wszedł do pokoju.Brzęk powtórzył się znowu.Alan usiłował coś dostrzec w ciemności.- Danny?W krąg światła wkroczył Danny Moser z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i z zaciśniętymi pięściami.Zmienił się.Miał krótkie, schludnie przyczesane włosy, a jego ubranie - kombinezon i koszula członków Bractwa - było w nienagannym stanie.Stał nieruchomo, patrząc Springerowi w oczy, podczas gdy doktor podniósł się z krzesła.- Gdzie byłeś?- Mieszkam z nimi, panie doktorze.- Z kim?- Z Braciszkami.Ocalili mnie.- Błękitne Bractwo?Oczy Danny'ego błyszczały w nienaturalny sposób.- Chrystus nadchodzi - powiedział z zapałem.Jego twarz była blada i wyglądał na bardzo zmęczonego.- Co ty opowiadasz? To tam byłeś przez cały czas?- Ocalili mnie.- Mieszkasz tam?- Jasne.- Martwiłem się o ciebie.Twoja matka też.Trzeba było jej dać znać, gdzie jesteś.Oczy chłopaka straciły blask.- Powiedzieli mi, że nie byłem gotowy.- Kto ci powiedział?- Moi instruktorzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •