[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym nie bardzo miała gdzie pójść.To ludzie przywieźli małpy do tego świata i zwierzęta dotychczas nie znalazły właściwej sobie niszy ekologicznej.Mogły przetrwać jedynie jako domowe zwierzęta.Może więc, na jakimś prymitywnym poziomie swej świadomości, małpa wiedziała, że gwarancję przeżycia daje jej tylko niewolnictwo.Ale sokół - ptaka nie potrafiła pojąć.Umiał sam o siebie zadbać.Nie potrzebował nikogo.Cóż dawała mu służba u Rivera? Dlaczego nie odfruwał? River nie miał rąk, więc nie mógł go spętać, nie miał mocy karania ani nagradzania.Wydawało się, że ptak jest po prostu wspaniałomyślny.Być może sokół traktował człowieka jako część samego siebie, karmił głowę powodowany tym samym instynktem, który każe dbać o młode.Albo był przyuczony i teraz tylko powtarzał czynności, które zapewniały Riverowi przetrwanie.Sokół mógł nawet nie tęsknić za swobodą.Albo też, będąc wolnym, z własnej woli wybrał takie właśnie życie.Will zawołał ich w południe na obiad, lecz Patience nie miała ochoty na jedzenie.W pewnej chwili poczuła dłoń Reck na swym ramieniu.- Cokolwiek powiedział ci Angel - szepnęła kobieta geblingów - ty jesteś sercem tego, co w przyszłości nam wszystkim ma się wydarzyć.Chodź, posil się.Tak, pomyślała Patience i wstała.Chodź, laleczko.Chodź, złożony papierku.Odtańcz swój taniec, trzymaj się kształtu, który ci nadano, tak długo, jak jesteś potrzebna.A potem ktoś - geblingi, Nieglizdawiec, może nawet jakiś oszalały Czuwający - nadejdzie i zetrze cię na proch.Rozdział 11DOM HEFFIJIPewnego popołudnia taklowali właśnie żagiel przed wpłynięciem w wąski kanał pomiędzy piaszczystymi brzegami, kiedy nagle River dwa razy zakląskał, a małpa zaczęła wrzeszczeć.Do tego czasu wszyscy zdążyli się już nauczyć, że w ten sposób River żąda nagłej zmiany kursu.Przerwali rozmowy i nasłuchiwali - głos Rivera nigdy nie był donośny.- Mocno na lewą burtę! - zawołał pilot.Will, który stał właśnie przy sterze, przerzucił rumpel na sterburtę i w tym samym momencie Sken pochwyciła Patience i geblingi, a potem pociągnęła wszystkich na drugą stronę łodzi.Patience ledwie zdążyła uświadomić sobie, czego udało im się uniknąć - zderzenia z wielką boją, na tyle potężną, że łódź mogła uderzyć o nią dziobem i rozbić się, zwłaszcza że dął silny wiatr i płynęli bardzo szybko.Po nagłej zmianie kursu i tak w nią trafili, ale bokiem i ze znacznie mniejszą siłą.- Powinna znajdować się o dwie mile stąd w górę rzeki - powiedział pilot.- Podczas ostatniej powodzi musiała się zerwać kotwica i dlatego boja spłynęła tak nisko.Rzucić linę.Sken bez wahania zawiązała pętlę, zakręciła nią nad głową i zarzuciła na boję, która kiwała się kilkanaście metrów od nich.Trafiła za pierwszym razem.Patience zastanawiała się, czy był to przypadek, czy też zwykła umiejętność kogoś wychowanego na rzece.- Co zamierzasz zrobić z tą boją? - dopytywał się Ruin.- Zaciągnąć ją na odpowiednie miejsce - odparła Sken, tonem, jakim przemawia się do niemądrego dziecka.- Zajmij się lepiej własnymi sprawami.- Zbyt wielu żeglujących po rzece ludzi postępuje tak jak ty - stwierdziła Sken.- Ale River i ja mamy inne podejście.Jeśli coś się popsuje, a ty możesz to naprawić, robisz to, by kolejnemu pilotowi nie zagroziło to samo niebezpieczeństwo.Wrócili na kurs i przez chwilę podróż odbywała się spokojnie.W tym czasie przyglądali się uważnie boi.Widniał na niej napis, który dało się odczytać, gdy wychyliło się mocno za sterburtę.We wszystkich językach, jakich mogli używać podróżujący rzeką - geblic, gauntish, dwelf i agarant - napis oferował pewien produkt na sprzedaż:ODPOWIEDZIPatience powiedziała to Angelowi, a on roześmiał się:- Słyszałaś kiedyś o takiej arogancji?- Może nie sprzedają - powiedziała Reck - tylko kupują.Patience nie widziała powodu do śmiechu.Miała wrażenie, że ktoś z niej kpi.Bo jeśli czegoś potrzebowała, to właśnie odpowiedzi.I oto były - jako towar!Dwie mile dalej rzucili kotwicę i przyciągnęli boję do łodzi.Sken i Will przywiązali ją, po czym wciągnęli kotwicę boi i dodali do niej balast.Robota zajęła im prawie godzinę, dzięki czemu Patience miała trochę wolnego czasu.Rozglądała się po brzegu i zastanawiała, gdzie odbywał się handel odpowiedziami.Teren nie był gęsto zabudowany, więc tym miejscem mógł być jedynie dom na wzgórzu, spory kawałek od brzegu.Gdyby była to gospoda, jakich wiele, oferująca szachrajstwa, jedzenie, które z trudem zasługiwało na to miano, i zarobaczywione posłania, Patience nie wyciągnęłaby całej swej kompanii na brzeg.Ten budynek był jednak inny - stary, skromny i na tyle oddalony od wody, że ci, co w nim mieszkali, nie mogli żerować na podróżnych.Gdyby nie zatrzymali się, by naprawić boję, dom mignąłby im tylko między drzewami.Ta okoliczność dowodziła, że napis na boi nie jest dowcipem.Budowla przyciągała ludzi, którzy tak gorąco pragnęli prawdy, że byli gotowi pokonywać wszelkie trudy, by ją zdobyć.Podążali za jednym tylko drogowskazem, idąc dalej, niż zamierzali, i zbaczając z obranej wcześniej drogi.Oczywiście w tym samym momencie, kiedy zdecydowała się zatrzymać, poczuła wzmożone wołanie ze Spękanej Skały, ponaglające ją do dalszej drogi: szybciej i szybciej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]