[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjął kubek, dziękując skinieniem głowy.- Czy chcesz, żebym cię zastąpiła? - spytała.- Proszę - oddał jej ster, odsuwając się na bok.Postukał w kompas.- Świetnie.Akurat sto osiemdziesiąt.Żagle były bardzo wybrane i Adżaratu potrzebowała trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do reagowania steru, który miał tendencję spędzania dzioba do wiatru.Utrzymanie jachtu na właściwym kursie wymagało większej niż zwykle siły.Hardin dwukrotnie zwracał jej uwagę - dość ostro za drugim razem - zanim usiadł, aby wypić kawę.Szybko jednak pozostawił kubek w specjalnym "trzymaczu" i podkręcił wciągarkę sztaksla.Chociaż sam już nie sterował, nie spuszczał oczu z żagli.Adżaratu wsparła się mocno na pochyłej podłodze rozstawiwszy nogi i coraz lepiej dawała sobie radę ze sterem, który wykazywał siłę jakby żywego stworu, którego prędzej można pokonać koncentracją uwagi niż przemocą.Hardin nagle wstał.Adżaratu spojrzała na kompas myśląc, że zgubiła kurs.Ale nie.Hardin powiedział: - Weź odrobinę pod wiatr, muszę zrzucić sztaksel.Nic właściwie z niego nie mamy.Łabędź zwolnił, Hardin ściągnął żagiel, pobiegł na przód jachtu, opuścił sztaksel i schował go w luku dziobowym.- Wracamy na kurs sto osiemdziesiąt - powiedział, znikając na chwilę pod pokładem.Kiedy wrócił do kokpitu, wyregulował ruchomy blok otwierany, przez który biegła linka genui.Oczu ani na chwilę nie spuszczał z żagli, morza, nieba, z tablicy wskaźników i zegarów.Załopotał grot.Wypuścił go.- Wiatr zmienia kierunek na północny.- Chwilowo fruniemy! - powiedziała.- Ale zaczyna tracić, niech to.!- Jesteś zmęczony.- Wcale nie.- Popatrzył na grot.- Pilnuj grota.Będziesz wiedziała, czy nie tracisz kursu.Właśnie tracisz.- Przepraszam.Przywróciła kurs sto osiemdziesiąt.Czego on chce? Po co ten pośpiech? Co by się stało, gdyby parę dni spędzili razem? Palcami pogładziła gardło, wspominając wspólne godziny nocy.Palce się zatrzymały: nie miała złotego krzyżyka.Roześmiała się.- Powiem ci coś śmiesznego.- Gubisz kurs!- Przepraszam.- Poprawiła kurs.- Pamiętasz, jak powiedziałeś, że jestem religijna? Zerwaliśmy łańcuszek mojego krzyżyka.Hardin oderwał wzrok od żagli.Ich oczy spotkały się i na chwilę twarz mężczyzny jakby zmiękła.Jeszcze go nigdy takim nie widziała.- Dziękuję - powiedział.- Dziękuję ci za wszystko.Serce podskoczyło jej do gardła.- Czy ty.Myślałam, że żałujesz.Długo przyglądał się jej twarzy, potem wargami musnął jej wargi.Zadygotała.- Żałuję, że to nie jest inny czas i inne miejsce.- Jaki inny czas? - szepnęła.- Jakikolwiek inny czas.- Odwrócił wzrok.- Nie widziałeś mojego krzyżyka?- Prawdopodobnie został w koi.- Z uwagą przyglądał się żaglom.Wiatr ciągle zmieniał kierunek, a jednocześnie słabł.Wreszcie grot i genua znajdowały się w pozycji na motyla, a Łabędź płynął wolniej, coraz wolniej.Kiedy resztki wiatru mieli niemal prosto z rufy, Hardin powiedział: - Spróbuję spinakera.Adżaratu z powrotem ujęła ster i wykonywała polecenia wykrzykiwane jej z forpiku.Najpierw zdjął genuę, potem do wielkiego lekkiego żagla przyczepił fał, umocował bom spinakera, przyczepił do niego linki i prowadnice, a następnie sprawnie wciągnął całość przed grota.Wróciwszy do kokpitu ściągnął bom spinakera ku sobie.Żagiel wydął się jak balon.Łabędź jakby wyskoczył z wody porwany przez lecący przed nim balon.Hardin z triumfem spojrzał na ślad za rufą.Adżaratu zaraziło podniecenie Hardina, była zdumiona reakcją jachtu, który pędził bezgłośnie, gdyż wiatr mieli od rufy.Słyszeli tylko szelest rozcinanej dziobem fali i śladu za rufą.Wydawało się, że łódź pędzi coraz szybciej, jakby konkurując z białym słońcem właśnie wschodzącym na przejrzyste tropikalne niebo.I Łabędź pędził nawet wtedy, kiedy zrobiło się gorąco i sfalowana powierzchnia ustąpiła gładzi.Hardin trzymał w ręku szoty spinakera.Wielkość żagla czyniła zeń delikatny instrument, który nieustannie trzeba było kontrolować, wypuszczać lub ściągać w zależności od wiatru, jego kierunku i siły.Rytm Łabędzia fascynował Adżaratu.Odczuwała mistyczną wspólnotę z żaglami i linami, a co najważniejsze, już z góry wiedziała, co trzeba zrobić, który szot czy fał ściągnąć lub popuścić, aby efekt był najlepszy; wiedziała, jak koordynować pracę steru, kiedy zmieniać kierunek sterem, a kiedy żaglem.Płynęli tak przez wiele godzin rzadko się odzywając, pochłonięci swymi czynnościami, podnieceni i upojeni szybkością.Kiedy wreszcie słońce zżółkło jak stary papier, Adżaratu poczuła zmęczenie.Nie była już zdolna do pełnej koncentracji.- Sto osiemdziesiąt! - rzucił Hardin.- Gubisz!- Muszę coś zjeść - odparła.- Ty także.Hardin nic nie odpowiedział.- Czy moglibyśmy trochę pofolgować? Pozwól mi przygotować coś do jedzenia.- Wezmę ster - odparł.- Ale bądź gotowa na wezwanie, gdyby chwycił wiatr.Coś mi się wydaje, że nadejdzie.Zeszła do kambuza i znów zaczęła się martwić, że Piotr żałował minionej nocy i teraz chciał się jej jak najprędzej pozbyć - z jachtu, z życia.Łabędź dość niesprawnie i kołysząco płynął na spinakerze i tak jak poprzednio naczynie do kawy, tak teraz czajnik z wodą musiała umocować na sprężynach nad palnikiem.Odkroiła z chleba spleśniałą skórkę, dołożyła sera, pocięła na cząstki ostatnie jabłko.Świeżą żywność już dawno zjedli, pozostały jedynie rzędy puszek na półkach.Nagle poczuła, że jest zbyt długo na morzu.Zapragnęła zobaczyć ląd, wciągnąć w nozdrza zapach ziemi.Zaczęła marzyć o świeżej główce zielonej sałaty z ogródka za kuchnią.I o rzodkiewkach.Doszła do wniosku, że ciągłe kołysanie działa depresyjnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]