[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawiała paskudnego niedźwiedzia stojącego na pryzmie ludzkich czaszek.Była nawet nieco większa niż powinna być.- No i spotkaliśmy się - mruknął do siebie.Ponownie wsłuchał się w echo rzeźby.Odebrał dziwne i sprzeczne wrażenia.Wściekłość, szalony pośpiech, ból poranionych rąk.Nadzieję na wolność, nienawiść, jakąś lisią chytrość.Wszystko to wydawało się pochodzić od jednego człowieka.Herberto zamyślił się a potem spróbował wczuć się głębiej.Chciał odnaleźć myśli kapłanów składających ofiary, błagających tłumów pogan, może krwawych ofiar.Zamiast tego wyczuł radochę kilku robotników z cementowni którzy wykuwali ten blok ze skały na specjalne i cholernie dobrze płatne zmówienie.I wściekłość ośmiu kryminalistów którzy pod konwojem nieśli ten posąg na dniach zabłoconą ścieżką, a potem smarowali go mchem i błotem.Nigdy nie zdarzyło mu się kląć ale teraz miał ochotę zakląć jak szewc.Zamiast tego wydobył młotek i dla ostatecznego upewnienia się walnął z rozmachem utrącając rzeźbie kawał łapy.Kreda pod cienką warstewką fałszywej patyny była biała jak śnieg i tylko niewielkie rdzawe plamki znaczyły ślad mikroorganizmów zawierających odrobiny żelaza, które obróciły się w skałę przed stu pięćdziesięciu milionami lat.Zatracił nad sobą kontrolę.Zaczął wściekle kuć młotkiem.Odłupywał mniejsze i większe kawałki.Niespodziewanie poczuł na swoim ramieniu ciężką rękę.Rękę socjalistycznej sprawiedliwości.- Urząd Bezpieczeństwa.Wasze dokumenty?Nagle cała wściekłość zniknęła mu jakby zdmuchnął płomień świecy.Wygrzebał nieporadnie z kieszeni swój portugalski paszport.- Jesteście aresztowani pod zarzutem niszczenia bezcennego zabytku naszej sztuki.Macie prawo nie odpowiadać na pytania.Wszystko co powiecie zostanie użyte przeciw wam.Poprowadzili go do góry rozmiękłą ścieżką a potem koło kopca kryjącego w sobie relikty palatium księcia Daniela i dalej schodami w dół ku ulicy Lubelskiej gdzie czekała na nich nieoznakowana nyska.Powieźli go w nieznane.W czasie gdy samochód podskakiwał na dziurach w jezdni Herberto rozmyślał że smutkiem, że zawiódł na całego.Nie wykona zadania.Wybuchnie nowa wojna lub nastąpi wysyp sekt.Może kamiennemu posągowi złożeni zostaną jako krwawe ofiary niewinni ludzie.Tak czy inaczej to wszystko była jego wina.Czuł to.Rozważał przez chwilę natychmiastowe popełnienie samobójstwa, ale odrzucił ten pomysł.Ostatecznie nic złego nie powinno go spotkać.Teraz najważniejszą rzeczą było przesłanie grypsu do księdza, z którym rozmawiał w kościele na Górce.On zaś powinien powiadomić Watykan.Niech przyślą natychmiast kolejnego egzorcystę.*- Hyylaja! - zawył Jakub.Marika zarżała radośnie i jeszcze bardziej przyśpieszyła bieg.Grudy gliniastej ziemi trysnęły jej spod kopyt.Egzorcysta stanął w strzemionach i wydał z siebie kolejny potępieńczy skowyt.Płynął w powietrzu.Płynęli oboje.Kopyta uderzały w ziemię, ale to nie miało znaczenia.Stanowili jedność.Koń i jeździec.Rozumieli się.Kochali się.Szanowali się.Urodzeni by pędzić.Pędzić p nieskończonych stepach.Byli wolni.mieli siłę.Cieszyli się życiem, swobodą i przestrzenią.Wyjechali na wysoczyznę koło popówki.Wojsławice leżały pod nimi.Za wsią wznosił się rozległy masyw Mamczynej góry i niższe nieco wzgórze zwane Piaskownicą, wielkie wyrobisko piachu, dziesięciometrowa skarpa.A jeszcze bardziej na lewo, niemal dokładnie na wprost ich leżało Zamczysko.Wądoły pozostałe po średniowiecznym zamku i ruiny stajni dworskiej.Wzrok Jakuba nie był już tak dobry jak dawniej, ale rozpoznał je.Zresztą i tak wiedział, że tam są.Zjechali w dolinę.W pięć minut później byli na ulicy Grabowieckiej.Zajechali na podwórko domu Semena.Jeden z jego wnuków wylazł z szopy.W owłosionej łapie trzymał siekierę.Zaraz jednak rozpoznał gościa.I odłożył mordercze narzędzie.- Ach to wy.Dziadek oczekuje.Ma gościa.- Może nie będę przeszkadzał.- Ależ proszę wejść.Gość też się chętnie z panem rozmówi.Jakub wszedł do sionki.Przebrał się w strój ochronny i wkroczył na terytorium carskiej Rosji.Zauważył jeszcze tylko, że gość nie wziął stroju ochronnego z wieszaka.W pokoju siedzieli Semen Korczaszko i młody hrabia Woroncew.Ten sam którego spotkał przelotnie na dniach w Chełmie.Fakt niepobrania stroju ochronnego wyjaśnił się sam przez się.Hrabia przybył z własnym mundurem.Miał na sobie kompletny uniform białogwardzisty.Na jego piersi wisiał krzyż św.Jerzego najwyższej klasy.- Witajcie hrabio - powiedział Jakub.Mówili po rosyjsku, jak to w carskiej Rosji.W samowarze grzał się wrzątek na herbatę.- Cóż cię sprowadza? - zagadnął Semen nalewając wody do szklanki.- Wpadłem się na wszelki wypadek pożegnać.Gdybym nie wrócił, to zaopiekuj się moim koniem.- Jasne.Idziesz po czarownika?- Skąd wiesz?Semen uśmiechnął się.Złote zęby zalśniły.- W moim wieku łatwo się domyśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •