[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmowa trwała, a Sherlock na przemian to nadążał za nią, to gubił wątek.Politykawydawała mu się czymś abstrakcyjnym, chociaż co jakiś czas Crowe sprowadzał ją na ziemię,opowiadając o tym, ilu ludzi zginęło w określonym miejscu bądz czasie albo jak jakieś miastoległo w gruzach.Wreszcie usłyszał szybki tętent kopyt.Podszedł do drzwi, żeby przywitać Virginie iMatty ego.Na zewnątrz, w świetle wczesnego wieczoru, zobaczył zbliżającego się Sandię - koniaVirginii.Ciemny kształt na jego grzbiecie musieli tworzyć Virginia i Matty.Przez chwilęSherlock pozazdrościł Matty emu, że jest tak blisko niej.Ale tylko przez chwilę.Gdy Sandia podjechał bliżej, sylwetka na siodle okazała się jedną postacią zamiastdwóch.To była Virginia, która zatrzymała wierzchowca tuż przed Sherlockiem.W jej oczachwidać było strach, a włosy zmieniły się na wietrze w splątaną masę.- Gdzie jest Matty? - zapytał Sherlock.Zeskoczyła z siodła i natychmiast pobiegła do domu.Sherlock poszedł za nią.- Porwali Matty ego! - krzyknęła.- Co ty mówisz? - Mycroft podniósł się zza stołu.- Pojechałam do barki i powiedziałam, żeby zabrał się ze mną - opowiadałapospiesznie.- Oboje wsiedliśmy na grzbiet Sandii.Ruszyliśmy drogą, ale okazało się, że wpoprzek leży drzewo i nie można przejechać.Kiedy jechałam w tamtą stronę, nie było go tam,przysięgam.Pomyślałam, że przez nie przeskoczę, ale z Mattym na siodle mogłam nie daćrady, więc zatrzymałam się, żebyśmy oboje zsiedli i przesunęli przeszkodę.Z lasu wybiegłodwóch mężczyzn, pewnie ukrywali się w zaroślach.Jeden z nich uderzył Matty ego w głowę.Chyba go ogłuszył, bo Matty przestał z nim walczyć.Drugi ruszył na mnie.Próbował mniezaatakować, ale ugryzłam go w rękę.Szarpnął się, a wtedy ja pobiegłam do Sandii.Wskoczyłam na siodło i odjechałam.Kiedy spojrzałam w tył, tych dwóch niosło gdzieśMatty ego.- Virginia była blada i wzburzona.- Zostawiłam go tam! - krzyknęła, jakbydopiero teraz zdała sobie sprawę, co się wydarzyło.- Powinnam była zostać i go uratowaćalbo po niego wrócić.- Gdybyś to zrobiła, zapewne ciebie także by złapali - stwierdził Crowe.Zaskakującoszybko jak na tak potężnego mężczyznę przeszedł przez pokój i przyciągnął ją do siebie wmocnym uścisku.- Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało.- Ale Matty! - zawołał Sherlock.- Uwolnimy go - obiecał Mycroft, unosząc z krzesła swoją okazałą postać.- Tooczywiste, że.Nim zdążył dokończyć zdanie, rozległ się brzęk szkła.Coś ciężkiego wleciało przezwybite okno i wylądowało na podłodze.Crowe podbiegł do drzwi i otworzył je na oścież.Sherlock usłyszał dobiegający z zewnątrz tętent - ktoś odjeżdżał na koniu.Crowe zakląłsiarczyście.Padły słowa, których Sherlock nigdy nie słyszał, choć domyślał się ich znaczenia.Chłopiec pochylił się, żeby podnieść przedmiot, który wrzucono przez okno.Był toduży kamień, wielkości mniej więcej dwóch złożonych pięści.Przywiązano do niegosznurkiem kawałek papieru.Mycroft wziął kamień od Sherlocka i położył go na stole.Chwycił nóż i zręcznieprzeciął sznurek.- Lepiej zachować węzły - powiedział do Sherlocka, nie patrząc na niego.- Możepowiedzą nam coś o człowieku, który je zawiązał.Na przykład marynarze używają wieluszczególnych węzłów zwykle nieznanych zwykłym ludziom.Jeśli znajdziesz kiedyś kilka wolnych dni, szczerze ci radzę, żebyś poświęcił temu trochę czasu.Odłożywszy sznurek na bok, być może po to, żeby pózniej uważniej mu się przyjrzeć,odwinął papier i rozłożył go na stole.- To ostrzeżenie - zwrócił się do Crowea.-  Mamy twojego syna.Przestań nas ścigać.Nie próbuj nas śledzić.Jeśli zostawisz nas w spokoju, wróci do ciebie za trzy miesiące - cały izdrowy.A jeśli nie, też wróci - ale w kawałkach, w ciągu kilku tygodni.Ostrzegamy cię.Crowe trzymał Virginie w ramionach.- Najwyrazniej uznali, że Matty jest moim synem - powiedział.- Może dlatego, żezobaczyli ich razem na koniu.Gdy tylko usłyszą, jak mówi, szybko zrozumieją swój błąd.- Niekoniecznie - zauważył Mycroft.- Nie wiedzą, od kiedy jesteś w Anglii.Niewiedzą nawet, że jesteś Amerykaninem.Myślę, że przez pewien czas Mattyemu nic nie grozi.A czego możemy się dowiedzieć z tego listu?- Mniejsza o list, powinniśmy ruszyć za nimi w pościg! - krzyknął Sherlock.- Chłopak ma rację - stwierdził donośnie Crowe.- Jest czas na analizowanie i czas nadziałanie.To jest ta druga sytuacja.- Delikatnie odsunął od siebie Virginie.- Ty zostaniesztutaj.Jadę za nimi.- Ja z panem - oświadczył stanowczo Sherlock.Kiedy Crowe otworzył usta, byzaprotestować, dodał: - Matty to mój przyjaciel i to ja go w to wplątałem.A poza tym, wedwóch możemy objechać większy teren.- 88 - Crowe zerknął na Mycrofta, który musiał niezauważalnie skinąć głową, bopowiedział:- Dobrze, młodzieńcze - na koń.Jedziemy.Ruszył do drzwi, a Sherlock poszedł za nim.Na zewnątrz Crowe osiodłał jednego konia i przygotował drugiego dla Sherlocka.Zanim chłopiec zdążył wsiąść, Crowe już ruszył galopem.Sherlock przycisnął pięty do boków wierzchowca, który pogalopował w ślad za nimi.Słońce zniżało się ku horyzontowi, przesłonięte rozwianymi chmurami, zza którychwyglądało jak kula czerwonego światła.Crowe jechał przodem.Sherlock starał się za nimnadążyć.Aomot końskich kopyt na drodze przenosił się na kręgosłup, z powodu tej ciągłejwibracji ciężko było zaczerpnąć powietrza.Sherlock zastanawiał się, skąd Crowe wie, w którą stronę jechać.Może szybkoskalkulował sobie, którą drogą tamci wyjadą z Farnham, jeśli zmierzają na wybrzeże.Jeśliwybierają się do Ameryki, najprawdopodobniej pojadą do portu w Southampton.Ale Crowemógł się mylić - może chcą wsiąść na statek w Liverpoolu, do którego dotrą pociągiem z Londynu, co oznaczałoby, że wyjadą z Farnham w zupełnie innym kierunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •