[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpatrywał się w Ewę i stopnio­wo jakby posępniał, po czym nagle odwrócił się i odszedł.Byłyśmy już na półpiętrze.Ewa nadal mówiła byle co, usiłując zainteresować mnie płaskorzeźbami wystawionymi na ścianach klatki schodowej.Widać było, z jakim wysiłkiem stara się nie patrzeć w górę, w miejsce, gdzie został czarny facet w czerwonej koszuli.Milczałam tak długo, usiłując ochłonąć z wrażenia, aż zdałam sobie sprawę, że moje milczenie jest w najwyższym stopniu i pod każdym względem niestosowne.Koniecznie musiałam coś powiedzieć!- Okropne! - oświadczyłam z najgłębszym przekonaniem, bo też istotnie tak nagłe wykrycie związku Ewy z czarnym facetem w czerwonej koszuli było okropne.- Cała wystawa jest beznadziejna, a te pagaje tutaj to już zupełne dno!- Ależ skąd! - zaprzeczyła Ewa z lekkim zaskoczeniem.- Właśnie te płaskorzeźby są najlepsze ze wszystkiego! To głupota umieścić je na schodach, a tamte obrzydliwe w salach! Gdzie logika?Ściśle biorąc, na żadną płaskorzeźbę nawet nie spojrzałam i nie miałam pojęcia, o czym mówię.Pośpiesznie usprawiedliwiłam się wymyśloną na poczekaniu prywatną i czysto subiektywną niechęcią do płaskorzeźb jako takich.Ewie najwyraźniej w świecie było wszystko jedno i natychmiast przyznała mi prawo do subiektywnych niechęci.Wyszłyśmy na Nyhaven i aż do Kongens Nytorv milczałyśmy obie.- Pójdziemy Strogetem do dworca głównego, chcesz? - powiedziała Ewa.- Obejrzymy wystawy.Strasznie dawno tu nie byłam.Nie miaůam ýadnego interesu na dworcu gůównym i znacznie wygodniej byůoby mi jechaă z ¨sterportu, a wystawy oglŕdaůam trzy dni temu, ale musiaůam sić zastanowiă nad wydarzeniem i zdecydowaă, co mam z tym fantem zrobić, zanim się z nią rozstanę.Na dyplomację z góry machnęłam ręką, z doświadczenia wiedząc, iż nie jest to moja najmocniej­sza strona.Za wszelką cenę postanowiłam się dowiedzieć personaliów faceta!- Te zielone buty są piękne! - zawołała entuzjastycznie Ewa, która na widok ciuchów w mgnieniu okna przyszła do siebie.- Uwielbiam zielony zamsz! I spójrz na tę kieckę!- Kto to był ten facet? - spytałam na to, spoglądając na kieckę, istotnie nader atrakcyjną, i rezygnując z podstępów.- Jaki facet? - spytała Ewa z przesadnie kamienną obojętnością, od razu tracąc entuzjazm.Uznałam, że muszę brnąć dalej wprost.- Ten czarny, w czerwonej koszuli, który chciał do nas podejść.Ewa przez długą chwilę oglądała w milczeniu efektowne zestawienie torebek z rękawiczkami i pantoflami.- Chciałam się nie przyznać - powiedziała wreszcie z zakłopotaniem, odrywając się od wystawy i ruszając dalej.- Ale już ci powiem.Moja dawna wielka miłość.Nie mów o tym nikomu.- A!.- powiedziałam niepewnie, bo żądanie niemówienia o tym nikomu wprawiło z kolei mnie w zakłopotanie.To właśnie Ewa zrobiła nam kiedyś ten straszny numer, trzy­mając w tajemnicy małżeństwo z Rojem i zdradzając tę tajemnicę Alicji i mnie, każdej z nas oddzielnie i każdej z prośbą, żeby absolutnie nikomu nie mówić.Przez osiem miesięcy męczyłyśmy się obie jak potępieńcy, plotkując o Ewie i Roju i starannie pilnując, żeby nie zdradzić sekretu, co było niesłychanie uciążliwe.Aż wreszcie zniecierpliwiło mnie to ostatecznie.Zadzwoniłam do Ewy z zapytaniem, jak długo jeszcze zamierza ukrywać fakt zawarcia ślubu i czy, na litość boską, nie można by powiedzieć o tym przynajmniej Alicji! Oświadczyła mi to na spokojnie, że Alicja wie równie długo, jak ja, i ona tylko chciała się przekonać, czy prawdą jest to, co o nas się słyszy, mianowicie, że potrafimy utrzymać tajemnicę.O mało mnie wówczas szlag nie trafił!A teraz w grę wchodzi zbrodnia i znów mam nie mówić nikomu.?W Ewie wyraźnie przerwały się jakieś tamy.- Wiedziałam, że on jest w Kopenhadze - mówiła, nie kryjąc już zdenerwowania.- Skończyłam z nim dawno temu.Byłam wtedy śmiertelnie zakochana i przerażająco głupia.Zerwałam z nim definitywnie i na wieki i nigdy więcej nie chciałam się z nim zobaczyć.Teraz też nie, już chociażby ze względu na Roja, Roj o nim nic nie wie.Uważam, że byłoby głupio i nieprzyzwoicie.Poczułam się strasznie zaskoczona, jak go tam zobaczyłam, chciałam udawać, że go nie znam.Nie życzę sobie go znać!Słuchałam, nie bardzo wiedząc, jak zareagować.Na kwestię uczuć, zważywszy własne, byłam akurat szczególnie uczulona.Ewa usiłowała mnie przekonać, że do byłego oblubieńca nie odczuwa już nic, że on ją już nic nie obchodzi i że zgoła nie pamięta o jego istnieniu.Sądząc z jej zachowania i wyrazu twarzy, kiedy go ujrzała, można jej było przypisać wszystko z wyjątkiem obojętności.- Jak mu na imię? - spytałam z ostrożnym zaciekawieniem.- Giuseppe - odparła Ewa z rzewnym westchnieniem.- Giuseppe Grassani.To Włoch.- A gdzie mieszka?- Nie wiem.Kiedyś mieszkał w Marsylii i tam właśnie przeżyłam mój najpiękniejszy romans.Ale wyjechał zaraz po rozstaniu się ze mną i nie wiem, gdzie teraz mieszka.Całą drogę do dworca głównego zastanawiałam się, jak rozwikłać skomplikowany problem, potem zaś zeszłam po schodach i wsiadłam do pociŕgu tak zaabsorbowana tematem, ýe zapomniaůam kupiă bilet.Jadŕc na gapć do Aller¸d, denerwowaůam sić na kaýdej stacji moýliwoúciŕ pojawienia sić kontroli, aý wreszcie, pod koniec podróýy, uprzytomniůam sobie, ýe kontrola oznaczaůaby po prostu utratć dwudziestu pićciu koron i nic wićcej, a dwadzieúcia pićă koron nie jest warte aý takiego zdenerwowania.Na ostatnim odcinku, pomićdzy Birker¸d i Aller¸d, zdecydowaůam sić wreszcie powiedzieă o czarnym Giuseppe w czerwonej koszuli, ukrywajŕc jednakýe stanowczo jego związek z Ewą.Być może nie dotrzymałabym postanowienia i powiedziałabym więcej niż miałam zamiar, gdyby nie to, że nie miałam okazji w ogóle nic powiedzieć.Sytuacja okazała się nie sprzyjająca.Duńska rodzina Alicji, dotychczas taktownie trzymająca się na uboczu, postanowiła zwizytować wreszcie nawiedzaną nieszczęściami powinowatą.Każdy zdecydował się na to we własnym zakresie, bez porozumienia z innymi, i w rezultacie wszyscy trafili na jedną chwilę.Trzeba przyznać, że raczej nieszczególnie wybraną.Starannie kryjąc niepokój, Alicja podała na stół kawę, śmietankę, marcepan i kruche ciasteczka.Starannie kryjąc się przed gośćmi, Paweł każde opakowanie oglądał uprzednio przez moją lupę.Nie kryjąc zdenerwowania, Zosia gwałtownym szeptem protestowała przeciwko obarczaniu go odpowiedzialnością za życie i zdrowie tylu osób.Przybyłe osoby, nie zdając sobie sprawy z wiszącego nad nimi niebezpieczeństwa, wśród okrzyków umiarkowanej zgrozy wyrażały swoje współczucie.- Jestem przerażona - powiedziała Zosia i widać było, że mówi świętą prawdę.- Alicja chyba oszalała, dała im ten koniak, którego nie skończyli Włodzio i Marianne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •