[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I już! I nie kołuj mnie tu żywą przyrodą!Robin z westchnieniem zawiesił prześcieradło na maszcie i wypróbował jegodziałanie. No, trochę lepiej.Możecie pływać nawet pod kątem do wiatru.Gdzie sięteraz wybieracie? Teraz nigdzie, a potem na Jezioro Nidzkie.Ale bardzo potem, bo to jużbędzie ostatni kawałek naszej podróży.Tereska była pełna mieszanych uczuć.Z jednej strony to, co mówił Robin,brzmiało rozsądnie i wymagało uwzględnienia, teoretycznie chętnie by się z nimzgodziła.Z drugiej jednak węch podpowiadał jej istnienie czegoś podejrzanego,wyraznie czuła woń tajemnicy.Z trzeciej żal jej było zagadki, którą miałaby po-rzucić, tracąc nadzieję na jakiekolwiek wyjaśnienia. Przecież ja wiem, że ty wiesz powiedziała znienacka. I ty wiesz,że ja wiem, że ty wiesz.Rozumiem, że usiłujesz odsunąć nas od wydarzeń, boi przeszkadzamy, i nie chcesz nas narażać, ale ja się na to nie zgadzam.Wyjaśnijcoś przynajmniej!Robin przyjrzał się jej z uwagą i zastanawiał się przez chwilę. Tyle wiem, co i wy, a nawet chwilami nieco mniej rzekł w końcu. Aledobrze, wyobrazmy sobie, że jest afera, ja też słyszałem jakieś plotki i też mnie tointeresuje.Zamierzam się dowiedzieć, o co chodzi, łatwiej mi to pewnie przyjdzieniż wam, i jak się dowiem, wszystko wam zdradzę.Możesz chyba poczekać dotego czasu? Bezczynnie? No, jeśli tę całą robotę na biwaku nazywasz bezczynnością.* * * On ma do ciebie anielską cierpliwość powiedziała Okrętka, kiedy jużjadły kolację, siedząc po turecku w namiocie, Na dworze lało, grzmiało i błyska-ło. Przecież wyraznie widać, że jest w to wszystko zamieszany i nie może sięprzyznać.A ty się czepiasz i czepiasz jak rzep psiego ogona. Właśnie też mi się wydaje, że jest zamieszany, i dlatego się czepiam.Niechsię przyzna, to dam mu święty spokój. Już to widzę.Nie chcę cię martwić, ale wcale nie jestem pewna, czy on niejest wspólnikiem arystokraty.Razem tu uprawiają tę swoją krecią robotę. Rozbójnik-dżentelmen? ucieszyła się Tereska. Prawdziwy Robin Ho-od?151 Widzę, że ci się to nawet dosyć podoba. Okrętka była pełna dezaproba-ty. Mnie nie.Ja jestem zdegustowana.W takiej głupiej sytuacji wolałabym niemieć do czynienia z osobami niepewnymi. W jakiej głupiej sytuacji?Okrętka omal się nie udławiła. Czy masz zaćmienie umysłu? Chora jesteś? Uważasz, że już wszystko jestjasne, proste i w porządku?Tereska poczuła się nieco zaskoczona i zdezorientowana.Okrętka była wyraz-nie wzburzona i pełna rozgoryczenia, wszystko wskazywało, że ma jakieś nowepoglądy na tajemniczą aferę. Co masz na myśli? Nic nie jest jasne ani tym bardziej w porządku.I co? I to, że teraz dopiero nie możemy tego tak zostawić! wykrzyknęła Okręt-ka, usiłując zmierzwić sobie włosy na głowie.Trafiła w nie łyżką i zaniechałausiłowań. Mamy już dwóch, którzy robią coś podejrzanego! To jest jedna szaj-ka, ja ci to mówię! I musi chodzić o jakieś potężne rzeczy, bo dla byle czego anikościsty, stary pryk nie właziłby oknem na pierwsze piętro, ani ten twój cudowniepiękny Robin nie cackałby się z tobą jak ze śmierdzącym jajkiem! Nie zniosę tegoi szlag mnie trafi! Boję się! Rozumiesz? Boję się jak trąba powietrzna i muszę sięwtrącać!!! Dlaczego jak trąba powietrzna? spytała zdumiona Tereska, mocno oszo-łomiona wybuchem przyjaciółki. Nie wiem! Wszystko jedno! Jak cokolwiek innego!We wzburzeniu chwyciła garnek, w którym tym razem były jagody z mlekiemi cukrem, i wpakowała sobie do ust czubatą łyżkę specjału.Tereska z niepokojempomyślała, że jeśli Okrętka teraz, nie daj Boże, prychnie, wszystko w namiocieupstrzy się fioletowymi kropkami.Równocześnie ucieszyła się nadzwyczajnie.W głębi duszy absolutnie nie wierzyła w przestępczość Robina, miała granitowąpewność, że on musi być porządnym człowiekiem, ale nie miała nic przeciwkotemu, żeby Okrętka trwała przy swoich podejrzeniach.Dzięki temu nie musiałajuż pchać jej do czynu i namawiać, wreszcie doczekała się aktywnej współpracy! Doskonale powiedziała z nie skrywanym zadowoleniem. To znaczy,że wtrącamy się dalej? Skończ te jagody, deszcz nie deszcz, trzeba obejrzeć kupęnad Gangesem. Jaką ku.A! Tę, przy której nocowałyśmy? Tam gdzie mnie złapało w sie-ci? Po co? Zobaczyć, czy już ją rozkopał.Może tam go wreszcie przyłapiemy.Kłu-sownicy mogli mu trochę przeszkodzić.Wieczorem burza przeszła, wypogodziło się.Kupa nad Gangesem leżała nie-zmieniona i w doskonałym stanie, chociaż po kłusownikach nie zostało najmniej-szego śladu.Obie zdziwiły się, dlaczego ten bęcwał jeszcze się do niej nie dobrał,i uznały ją za swoją największą szansę.Zaproszone przez państwa Strzałkowskich152na pożegnalny poczęstunek przez całą resztę wieczoru nie odrywały oczu od zwy-rodnialca, który uporczywie prezentował pogodę ducha i beztroski nastrój.Wyłącznie przypadek sprawił, że natknęły się na niego nazajutrz.Okrętkagwałtownie domagała się ryb, twierdząc, że fosfor wspomoże ich umysły.Zdo-pingowana jej naleganiami Tereska założyła na noc przynętę na węgorza, chociażniewielką miała nadzieje na łup.W nocy jednak budziła się kilkakrotnie, aż wresz-cie postanowiła wstać i sprawdzić.Było jeszcze prawie ciemno, ledwie zaczynałoświtać.Stwierdziwszy brak zdobyczy, nieco rozczarowana, pomyślała, że skoro jużi tak wstała, mogłaby spróbować połowić zwyczajne ryby.Wiatr ucichł, jeziorobyło spokojne, ryby miały prawo rozpocząć żerowanie po burzy.Zabrała wędkę,bez najmniejszego szelestu weszła do składaka i wsunęła się w trzciny.Widok arystokraty niepomiernie ją zaskoczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]