[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skała w słońcu lśniła bielą, jasna i okrutna niczym pogardliwy śmiech.I w tej właśnie chwili Alvin zrozumiał, czemu Niszczyciel zaatakował go w nocy.Nie dlatego, że użył swego daru, by zatrzymać wodę, ani że zmiękczył kamienie i nagiął je do swych potrzeb.To dlatego, że wykopał tę pierwszą dziurę, aż do skały, tylko z jednego powodu: żeby Hank Dowser wyszedł na durnia.Chciał go ukarać? O tak.Żeby naśmiewali się z niego wszyscy, którzy zobaczą kamienne dno studni wykopanej w miejscu wskazanym przez Hanka Dowsera.Straciłby dobre imię, byłby skończony - niesłusznie, ponieważ naprawdę był dobrym fachowcem i tylko dał się oszukać skalnej płycie.Hank popełnił błąd, zaś Al postanowił go ukarać, jakby różdżkarz był głupcem, którym z całą pewnością nie był.I choć Alvin był teraz zmęczony, osłabły po pracy i po walce z Niszczycielem, nie tracił ani chwili.Chwycił łopatę leżącą obok czynnej studni, ściągnął koszulę i wziął się do pracy.Źle zrobił, kopiąc fałszywą studnię.Ze złośliwości chciał pognębić uczciwego człowieka.Ale jej zasypanie będzie dziełem Stwórcy.Trwał dzień, więc Alvin nie korzystał ze swego daru - pracował ile sił, aż umierał ze zmęczenia.Było już południe, a on nie jadł kolacji ani śniadania, ale zakopał studnię i ułożył murawę, żeby trawa porosła ziemię.Jeśli ktoś nie przyjrzy się z bliska, nigdy nie zgadnie, że w ogóle był tu kiedyś wykop.Oczywiście, Alvin skorzystał ze swego daru, ale tylko trochę: splótł korzenie traw, utkał je w ziemi, żeby nie pozostały żadne plamy martwej murawy.A przez cały czas bardziej niż słońce nagi grzbiet czy głód w pustym brzuchu, palił go wstyd.Taki był wściekły ostatniej nocy, taki chętny, żeby ośmieszyć różdżkarza.Ani razu nie pomyślał, co naprawdę należy zrobić: użyć daru i przebić się przez tę skalną płytę dokładnie tam, gdzie wskazał Hank Dowser.Oprócz Alvina nikt by nie wiedział, że w tym miejscu nie wszystko było w porządku.To byłby chrześcijański uczynek, miłosierny uczynek.Kiedy ktoś uderzy cię w twarz, podaj mu rękę - tak nakazywał Jezus, tyle że Alvin zwyczajnie nie słuchał, Alvin był pyszny.Tym właśnie przywołałem Niszczyciela, myślał.Mogłem wykorzystać swój talent, żeby budować, a użyłem go, żeby niszczyć.Ale już nigdy, nigdy, nigdy więcej.Obiecał to sobie po trzykroć, a chociaż uczynił to w myślach i nikt go nie słyszał, wiedział, że dotrzyma przysięgi lepiej niż każdej, jaką przyszłoby mu złożyć przed sędzią czy choćby kapłanem.Ale zrobił to poniewczasie.Gdyby pomyślał o tym, zanim Gertie zobaczyła fałszywą studnię i nabrała wody z prawdziwej, mógłby zasypać tamtą i dokończyć tej.Teraz widziała już skałę i gdyby ją przebił, wyszłyby na jaw wszystkie jego tajemnice.A kiedy człowiek napije się wody z dobrej nowej studni, już nie wolno jej zasypać, póki sama nie wyschnie.Zakopać żyjącą studnię to jakby prosić, żeby susza i cholera prześladowały człowieka do końca życia.Naprawił, ile mógł.Możesz żałować i możesz otrzymać wybaczenie, ale nie przywołasz na powrót przyszłości, którą zniszczyła twoja błędna decyzja.Nie potrzebował żadnych filozofów, żeby mu to tłumaczyli.Z kuźni nie dochodził dźwięk młota Makepeace'a i siwy dym nie unosił się z komina.Kowal z pewnością miał coś innego do roboty, domyślił się Alvin.Odniósł łopatę do kuźni i ruszył w stronę domu.W połowie drogi, nad dobrą studnią, Makepeace Smith siedział na niskim murku, postawionym przez Alvina jako fundament zadaszenia.- Dzień dobry, Alvinie - zawołał mistrz.- Dzień dobry panu.- Opuściłem wiadro aż na sam dół.Musiałeś harować jak szatan, mój chłopcze, żeby wykopać taką głęboką studnię.- Nie chciałem, żeby wyschła.- I już wyłożona kamieniami.Istny cud, moim zdaniem.- Pracowałem ciężko i szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]