[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądząc po prądzie - mówił powoli - musimy być około trzech mil od miejsca, gdzie jest pierwsza katarakta.Ulisses rozważył możliwość, że Khyuks mógł kłamać, aby ich wszystkich wciągnąć w pułapkę i skazać na śmierć w odmętach spadającej wody, poświęcając własne życie.- Popłyniemy jeszcze jakąś milę - powiedział Ulisses.- Wtedy wysiądziemy.Było dość jasno, tak że widział twarz Khyuksa.Raz po raz robiło się widniej, gdy promienie księżyca przebiły się przez wolne wśród liści, gałęzi i pni.Twarz człowieka-nietoperza była nieodgadniona i nieczytelna jak kawałek skóry.W tej chwili krzyk podniósł Ulissesa na nogi, a po karku przeszły mu ciarki.Obrócił się i zobaczył, jak Awina wskazuje coś odległego o pięćdziesiąt jardów.Ze szczeliny, wypełnionej ziemią, wyrastało ogromne drzewo.Miało tylko pięćdziesiąt stóp wysokości, ale w poziomie rozrastało się do osiemdziesięciu stóp po każdej pnia.Krzyk doszedł z jednej z gałęzi.Chwilę później znalazł jego źródło.Z grzybiastej korony zeskoczyła cała masa ciemnych kształtów w otchłań pod gałęzią, na której rosło to drzewo.Rozpościerały skórzane skrzydła i znikały za gęstwiną.Po minucie pojawił z nich, lecąc w stronę tratw.W mgnieniu oka było ich dużo więcej.Ulisses mógł zrobić tylko jedno.Gdyby jego ludzie zostali na tratwach, z łatwością zaatakowano by ich z góry.Gorzej, musieliby opuszczać tratwy w czasie ataku i w warunkach trudnych do obrony.Wykrzyknął rozkaz i ci z zewnętrznej strony tratwy odepchnęli żerdziami od dna.Tratwy skierowały się do brzegu.Pierwsi wojownicy przeskoczyli, chwytając się krzaków.W międzyczasie Ulisses zaczął przerzucać najcięższe ze skrzyń.Miał nadzieję, że uderzenie nie podziała na proch.Skrzynie spadły w zarośla bez reakcji.Potem uniósł Khyuksa i cisnął go z takim wysiłkiem, że aż zanurzył się bok tratwy.Mały stwór, wrzeszcząc, uderzył w gąszcz.Wagarondita Wulka podniósł go.W tym momencie pierwszy z ludzi-nietoperzy runął w dół.Pikował na tratwę, trzymając w wątłych rękach małą włócznię.Nie zdążył w ogóle do niej dotrzeć; w pierś głucho wbiła mu się strzała i spadł z głośnym pluskiem.Z brzegu naprzeciwko zsunęło się do wody wielkie, beznogie cielsko.Ulisses strzelił raz, zobaczył, że strzała przeszła przez ramię jednego z ludzi-nietoperzy.Potem odwrócił się i skoczył na brzeg, nie przyglądając się już upadkowi trafionego.W prawej ręce trzymał łuk, a lewą uczepił się gałęzi.Jego dłoń zacisnęła się na cierniach, krzyknął z bólu, ale nie puścił.Coś upadło obok jego prawej stopy, pocisk, rzucony lub puszczony przez jednego z latających ludzi.Wówczas przekoziołkował przez krzak, nie dbając o zniszczenie kołczanu czy łuku.Znalazłszy się za krzakiem, odczołgał się przez gąszcz, aż zakrył go wielki krzew.Krzyknął do wodzów i Awiny, wszyscy odpowiedzieli.Zgodnie z jego dalszymi rozkazami przedarli się przez gąszcz i znaleźli się przy nim.Tymczasem ludzie-nietoperze przelatywali ponad dżunglą, rzucając włóczniami i lotkami; strzelali także z małych łuków.Nikt nie został trafiony i po chwili bombardowania na ślepo, zaprzestali tej praktyki.Tracili zbyt wiele broni.W tym samym czasie łucznicy strącili pięciu latających.Ludzie-nietoperze wycofali się na drzewo na naradę.Mimo odwrotu przewaga była po ich stronie.Wróg mógł poruszać się tylko w jednym kierunku, potem musi wspiąć się lub zejść po pniu i przedostać się na inną gałąź.Gdyby to zrobili, ludzie-nietoperze odkryliby ich i mogliby wszystkich wybić, nie ponosząc w swoich szeregach nawet małych szkód.Gdyby najeźdźcy pozostali w ukryciu, w gąszczu gałęzi, to odkładaliby to, co i tak nieuniknione.Ludzie-nietoperze mogli przysłać większe siły i z czasem wypłoszyć wszystkich, a nawet gdyby skrzydlaci ludzie nie podjęli otwartej walki, mogliby ich zagłodzić, gdyż w tych warunkach polowanie było niemożliwe.Ulisses próbował policzyć swoich wrogów, kiedy tamci śmigali ponad nim w ciemnościach, skąpo oświetlanych przez księżyc.Obliczył, że było ich około stu.Teraz zostało tylko sześciu wartowników, jednak poza skutecznym zasięgiem strzał.Ulisses przykucnął pod krzakiem i próbował zastanowić się nad sytuacją.Kiedy tak myślał, doszedł do niego bardzo słaby i odległy pomruk.Nakazał ciszę i w ciągu minuty prawie upewnił się, co to za szum.Musiał to być, zmieniony przez odległość, ryk wodospadu.Wydał rozkazy najbliższej osobie, Awinie, która przekazała je dalej.Wszystko się opóźniło, gdyż większość nie była skora do opuszczenia bezpiecznego miejsca.Dawało im wspaniałe schronienie, ale Ulisses znał swoich „ludzi” i ich myśli.Krzyknął na nich i powiedział, co się wkrótce stanie, jeżeli się nie ruszą.Kie4y im wszystko wyjaśnił, postępowali szybko.Nie troskali się zbytnio o przyszłość; dość mieli kłopotów z obecną sytuacją.Koniec gałęzi, a raczej miejsce w którym raptownie skręcała pionowo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, odległy był o dwie mile.Wyprawa posuwała się powoli z powodu gęstej roślinności; mieli także rozkazy, aby iść cicho i wolno.Ulisses dojrzał biało-czarną pianę na ćwierć mili przed dojściem do niej.Wspiął się na wysokie drzewo, aby mieć lepszy widok, jednocześnie starając się, aby przelatujący wysoko od czasu do czasu ludzie--nietoperze., nie dostrzegli go.Podniosły się mgły, zakrywając gałąź, tak jak myślał.W górze, na drzewie, dżungla już nie tłumiła ryku spadającej wody.Miał schodzić, kiedy spostrzegł Dhulhulikha, przelatującego opodal.Przylgnął do drzewa, chcąc wyglądać jak zgrubienie kory.Księżyc nie oświetlał go bezpośrednio, chociaż przez liście przebijało się dość promieni, czyniąc ciemność bardziej srebrną.Nietoperz przeleciał, trzepocząc skrzydłami powoli, tak że prawie zawisł w powietrzu.Zawrócił w kierunku drzewa, lecąc poprzez przestrzenie czerni i bladej żółci.Promienie księżyca odbijały się od łysej czaszki i ginęły na skrzydłach, ciemniejszych od reszty ciała.Zszedł w dół, aż do wierzchołków krzewów i wzbił się w górę, bił skrzydłami, aby nie spaść.Zanim wylądował na gałęzi drzewa po drugiej stronie zawisł w powietrzu; lądował łagodnie niczym sowa.Nie posiadał szponów, którymi mógłby trzymać się gałęzi, więc złapał mniejszą gałązkę, aby nie spaść.Złożywszy skrzydła, obrócił się plecami do Ulissesa.Miał na sobie pas z kamiennym nożem, a w ręku krótką, cienka włócznię.Na sznurze wokół szyi wisiał skręcony instrument.Ulisses zgadł, że jest to róg.Stwór siedział tu i wypatrywał wroga.Gdyby ich ujrzał, zawezwałby pobratymców przy pomocy rogu;Z dołu nie dochodził żaden dźwięk na tyle głośny, by wznieść się ponad huk wodospadu.Jego ludzie widzieli człowieka-nietoperza i czekali na rozwój wydarzeń.Dżungla wyglądała na niezamieszkałą.Ulisses opuścił swoje stanowisko i zaczął posuwać się wokół pnia.Łuk i kołczan zostały na dole.Na szczęście leżały po przeciwnej stronie, w cieniu.Ulisses miał przy sobie jedynie nóż sprężynowy, który trzymał w zębach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •