[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój Boże, nikt sobie tego nie życzy.Nie widzę sensu, by to kontynuować.A wy?Nikt mu nie odpowiedział.- Mówię warn, zapomnijmy o całej sprawie - ciągnął Runcible.- Lepiej nie budzić licha.Nie mam racji? Widzicie jakiś sens w tej całej cholernej głupocie? Mówię warn, jeśli mamy trochę rozumu, a wiem, że mamy, powinniśmy czym prędzej zabrać się stąd w diabły.Zgadzacie się ze mną? Wracacie za mną? Przestańmy biegać z wywieszonymi językami jak banda wygłodniałych wilków.- A ta twoja gazeta - zwrócił się do Setha Faul-ka - nie stanie się przez to ani większa, ani lepsza.Ani trochę nie przysłużysz się miejscowej społeczności, drukując mnóstwo sensacyjnego gówna o wodociągach i smo-luchu, który chce nas wytruć.Komu to potrzebne? Są sposoby i sposoby.Mówię warn, takie rzeczy najlepiej załatwia się po cichu.- Na razie mamy tylko opinię jednej starej kobiety - zauważył spokojnie Wharton.- Nie dysponujemy żadnymi dowodami, że to ma, lub miało, coś wspólnego z wodą.- A widzisz - stwierdził Runcible, rozkładając w ciemności ręce.- Jakaś stara jędza wciska warn kit.Mój Boże, założę się, że przez trzydzieści pięć lat wkuwała te bujdy.Uważacie, że to nauka? Powiem warn, co to jest: bujdy na resorach.Nie sądzicie? - zwrócił się do pozostałych pięciu pasażerów samochodu.- Dla dobra ogółu lepiej pewnych rzeczy nie nagłaśniać - zgodził się weterynarz.- O to właśnie mi chodzi- potwierdził Runcible.- Spójrzmy prawdzie w oczy.Jesteśmy dorosłymi ludźmi, dorosłymi mężczyznami, czy nie? Nie zachowujmy się jak te dupy wołowe z Donkey Hall, które robią gówniar-skie kawały, wkładając kobietom pod spódnicę elektryczne patki.Wszyscy wiemy, że od wielu lat w Kalifornii panuje epidemia dżumy.Ale władze to zatuszowały.Wy też musicie zatuszować tę sprawę.Mieszkamy w tej okolicy.Mamy tu swoje domy.Nasze dzieci chodzą tutaj do szkoły.Nie mam racji?Wcześniej, gdy siedział sam w samochodzie, miał wrażenie, że te argumenty brzmią bardzo rozsądnie.Mamy tu swoje rodziny i firmy, powiedział im.Mówił to swoim najbardziej dojrzałym, przekonującym tonem, którego używał w krytycznych chwilach w swojej pracy, gdy klienci zaczynali się wahać i transakcja wisiała na włosku.Gdy się zastanawiali, czy podpisać umowę, czy nie.- Mamy obowiązki wobec tutejszych kupców, mieszkańców i farmerów - powiedział.- Wobec tego miejsca.- Wtedy zobaczył w ciemności Sharpa, jego sylwetkę rysującą się na tle okna, i pomyślał: Mój Boże, racja.Ten sukinsyn tutaj nie mieszka.Jest spoza hrabstwa.- Co pan na to, Sharp? - zwrócił się do niego z pytaniem.Antropolog nie odpowiedział.- No, mów pan - drążył Runcible.- Czy chce pan rozgrywać jakąś swoją wielką grę, czy też weźmie pan pod uwagę żywych ludzi, którzy tu pracują i mieszkają?- Ta sprawa winna być zbadana - odparł Sharp.- Dlaczego? - zapytał Runcible.- Bo może dostarczyć cennych naukowych informacji.- Chce pan powiedzieć, że może pan na niej zbudować swój śmierdzący autorytet, czy tak?Mężczyzna milczał.- Dobra.Rób pan, jak chcesz.Sprowadź pan tutaj podobnych sobie durniów i razem szwendajcie się po okolicy i grzebcie w ziemi.Kto wie, może nawet coś wykopiecie? Może w końcu udowodnicie, że na przełomie stuleci mieszkała tutaj banda degeneratów, którzy cierpieli na jakąś chorobę kości, bo pracowali w kamieniołomach.Górnicy chorują.A także robotnicy w fabrykach.Może zdoła pan nawet udowodnić, że to gówno, które wywołało tę chorobę, wciąż jest obecne w naszej wodzie, z tym że w mniejszej ilości, gdyż mamy teraz wodociąg zamiast studni.I może nawet powstrzyma pan ludzi od przeprowadzenia się tutaj, bo przecież nikt nie będzie chciał obudzić się pewnego ranka i odkryć, że ma opuchniętą i zniekształconą twarz, że nie może jeść i mówić i że wygląda jak jakiś stwór z Britanniki, który chodził po ziemi przed czterdziestoma milionami albo tysiącami lat, czy ile ich tam było.- Runcible ma wiele racji w tym, co mówi - stwierdził szeryf.- Prawda - zgodził się Sharp.- Możemy przeprowadzić ciche dochodzenie.Nie musimy go nagłaśniać.- Myśli pan, że te śmierdzące gazety, te żółte brukowce z San Francisco goniące za sensacją pozwolą na to? - zapytał Runcible.- Przekonamy się - stwierdził Sharp.- Ty gnoju.- Spokojnie - wtrącił się weterynarz.- Uspokójcie się.Wszyscy jesteście gnojami, pomyślał Runcible.Wszyscy jesteście na mojej liście gnojków i przysięgam, na Boga, że musi upłynąć następnych czterdzieści milionów lat, zanim was z niej skreślę.Każdego z was to dotyczy.Całej piątki.Pies was drapał.Kiedy przejechali przez góry i zbliżali się do autostrady, Runcible przerwał milczenie i powiedział:- Nie zmartwię się, jeśli będę się musiał stąd wyprowadzić.Zrobiłem cholernie dużo dobrego dla tego miejsca, ale jestem zmęczony.Do diabła z tym, mam już powyżej uszu tych wiejskich ćwoków nurzających się po pas w owczym gównie.Przez jakiś czas nikt się nie odzywał i dopiero Seth Faulk przerwał milczenie:- Pewnie, co ci szkodzi.Zawsze możesz się stąd wyprowadzić i założyć biuro nieruchomości gdzie indziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]