[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc musimy ruszyć na wschód - rzekł Goodgulf, wskazując laską na czerwone słońce, zapadające w ocean chmur.Opodal przeleciała kaczka, głośno kwacząc.- Wilki! - jęknął Pepsi, nasłuchując cichnącego dźwięku.- Lepiej rozbijmy tu obóz na noc - rzekł Arrowroot, z ło­skotem rzucając plecak na ziemię i miażdżąc kobrę okularnika.- Jutro musimy znaleźć przełęcz, którą przejdziemy przez góry.Kilka minut później wędrowcy siedzieli na środku skrzyżowa­nia wokół trzaskającego ogniska, na którym wesoło piekł się jeden z królików - rekwizytów Goodgulfa.- W końcu mamy porządne ognisko - rzekł Spam, wrzuca­jąc do ognia grzechotnika.- Sądzę, że wilki pana Pepsi nie będą nas niepokoić tej nocy.Pepsi prychnął.- Wilk musiałby być naprawdę napalony, żeby dobierać się do takiego łazęgi jak ty - powiedział, ciskając w Spama kamieniem, chybiając o stopę i ogłuszając czającą się pumę.Krążącą wysoko nad ich głowami, niewidoczny dla wędrowców przywódca szpiegowskiego stada wron zerknął przez lornetkę i zaklął w chrapliwym języku swego gatunku, wypuszczając przy tym nie dojedzony ser.- Gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy? - zapytał Frito.- Jesteśmy na skrzyżowaniu - odparł Czarodziej, po czym wyjął zza pazuchy poobijany sekstans i wycelował go w księżyc kowbojski kapelusz Arrowroota oraz górną wargę Gimleta.- Wkrótce przejdziemy górę lub rzekę i dotrzemy do innej krainy! - rzekł.Arrowroot podszedł do Frita.- Nie obawiaj się - rzekł, siadając na wilku - bezpiecznie przeprowadzimy cię na drugą stronę.Wędrowcy nabrali otuchy, gdy następny dzień powitał ich jasnym i bezchmurnym porankiem, jak to często zdarza się, kiedy nie pada.Po skąpym śniadaniu złożonym z mleka i miodu, ruszyła rzędem za Arrowrootem i Goodgulfem, przy czym kawalkada zamykał Spam na swej jucznej owcy, do której przemawiał w czuły sposób, w jaki chochliki zawsze traktowały futrzaste zwierzątka.- Och, jaka byłabyś smaczna w sosie miętowym - biadolił.Przeszli wiele staj (staja to około trzy ósme mili, a może nieco mniej od hektara) wzdłuż szerokiej, wygodnej autostrada wiodącej na wschód, do cuchnących stóp Gór Mealey, a późnymi popołudniem dotarli do pierwszych krągłych wzgórków.Tam droga szybko zniknęła pod stertą kamieni i ruinami starożytnego posterunku poborców myta.Dalej wąska, głęboka i ciemna jak węgiel dolina ciągnęła się złowrogo aż do skalnych zboczy gór.Arrowroot gestem zatrzymał karawanę i wędrowcy zebrali się wokół niego, żeby popatrzeć na niegościnny krajobraz.- Obawiam się, że to niedobre miejsce - powiedział Arrow­root, ślizgając się na świeżej czarnej farbie, która pokrywała każdy cal ziemi.- To Czarna Dolina - rzekł poważnie Goodgulf.- Czy już jesteśmy w Fordorze? - zapytał Frito z nadzieją w głosie.- Nie wspominaj o tamtej mrocznej krainie w tej mrocznej krainie - ostrzegł ponuro Czarodziej.- Nie, to nie Fordor, lecz najwidoczniej i tu sięgnęła ręka Wroga Wszystkich Dobrych Ludzi.Gdy tak stali, patrząc na straszliwą dolinę, usłyszeli wycie wilków, ryk niedźwiedzi oraz wrzaski sępów.- Jak cicho - rzekł Gimlet.- Zbyt cicho - zauważył Legolam.- Nie możemy tu zostać - stwierdził Arrowroot.- Nie - przytaknął Bromosel, spoglądając na szarą płasz­czyznę strony i grubą część książki w prawej dłoni czytelnika.- Przed nami jeszcze daleka droga.Przetruchtawszy przez ponad godzinę stromym, usianym gła­zami zboczem, wędrowcy dotarli, zziajani i usmoleni, do długiej półki skalnej biegnącej między urwiskiem a stawem, którego całą powierzchnię pokrywała gruba warstwa oleistej mazi.Na ich oczach wielki, szerokoskrzydły wodny ptak z głośnym pluskiem opadł w paskudną ciecz i natychmiast rozpuścił się.- Chodźmy - rzekł Goodgulf.- Przełęcz nie może być daleko.Z tymi słowami powiódł ich wokół kamiennego występu sterczącego ze stawu przed nimi i zasłaniającego widok na resztę górskiego zbocza.Półka zwężała się w tym miejscu i wędrowcy musieli posuwać się cal po calu.Kiedy minęli zakręt, zobaczyli przed sobą wznoszące się na setki stóp urwisko.W ścianie skalnej było wykute wejście do jakiejś podziemnej jaskini, starannie zamknięte ogromnymi drewnianymi drzwiami z ogromnymi żelaznymi zawiasami i gigantyczną klamką.Drzwi były pokryte dziwną klątwą starannie wykaligrafowną runami krasnoludów i skonstruowane tak niezwykle starannie, że ze stukroków ni dało się dojrzeć szczeliny między drewnem a kamieniem.(sami sobie przeczytajcie S&C)Arrowroot westchnął.- Czarna Jama! - zawołał.- Tak - potwierdził Gimlet - legendarny Nikon - mojego przodka, Fergusa Fewmeta.- Straszna Andrea Doria, przekleństwo krzywych ludzi szepnął Legolam.- A gdzie jest przełęcz? - spytał Frito.- Oblicze tej ziemi zmieniło się, od kiedy po raz ostatni wyjechałem za granicę i odwiedziłem te strony - rzekł szybko Goodgulf - dlatego, może zrządzeniem Losu, trochę zboczyliśmy z drogi.- Sądzę, że byłoby mądrzej odszukać przełęcz - Arrowroot.- Nie może być daleko.- Trzysta kilometrów, plus minus szyling - stwierdził Goodgulf, trochę bez sensu, a w tejże chwili wąska półka, którą przybyli z doliny, z głuchym łoskotem zapadła się do stawu.- To przesądza sprawę - powiedział ze złością Bromosel.- Hej - ho! - zawołał.- Chodź tu i zjedz nas!A z oddali odpowiedział mu echem głuchy pomruk:- Ja zwierz, ja to zrobić.- Zaiste, przywiodło nas tutaj jakieś ponure zrządzenie Losu- rzekł Arrowroot - albo stuknięty Czarodziej.Goodgulf zachował spokój.- Musimy odgadnąć zaklęcie otwierające te drzwi i to szyb­ko.Już zapada zmrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •