[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.oboje nie wyrażali głośno odczuwanej goryczy, ale oboje zawsze byli tego bliscy.Chciała, by powrócił na łono anonimowych alkoholików.Nie owijając w bawełnę, oznajmiła, że jeśli tego nie zrobi, prędzej czy później znów zacznie pić, a kiedy już zacznie pić, niewątpliwie zacznie też zażywać narkotyki.Powiedziała, iż to tak pewne jak fakt, że po nocy wstaje dzień.Johnny odparł na to, że nie ma zamiaru spędzić reszty życia wysiadując w podziemiach jakiegoś kościoła w towarzystwie bandy pijaków, wszystkich opowiadających o tym, jak to cudownie mieć więcej siły woli niż oni.a potem wsiadających do używa­nych samochodów i wracających do pustych domów, by nakarmić koty.“Anonimowi alkoholicy to w zasadzie ludzie złamani - po­wiedział Terry.- Nie rozumieją, że poświęcili życie pustemu konceptowi, ideałowi, który dawno zdążył się skompromitować.Możesz mi wierzyć, byłem anonimowym alkoholikiem.Jeśli wo­lisz, zamiast mnie możesz uwierzyć Johnowi Cheeverowi.O tym pisał wyjątkowo dobrze”.“John Cheever niewiele ostatnio pisuje - odparła Terry.- Mam wrażenie, że wiesz dlaczego”.Nie ma najmniejszych wątpliwości - jeśli chciała, Terry po­trafiła być cholernie irytująca.Pomysł podsunęła mu przed trzema miesiącami.Rzuciła go w zwykłej rozmowie na wszystkie możliwe tematy, co u dzieci, co u niej, no i oczywiście co u niego.U niego.cóż, niewiele.Przez całą pierwszą część roku zmagał się z pierwszymi dwustoma stronami powieści historycznej o Jayu Gouldzie*.Zmagał się z nią, nim przejrzał na oczy, uświadomił sobie, z czym właściwie ma do czynienia - podgrzanym Gore'em Vidalem - i zrezyg­nował pewien, że nigdy nikomu o niczym nie powie.Z hukiem, w szale urażonej dumy wrzucił dyskietki komputerowe z tekstem powieści do kuchenki mikrofalowej, a następnie nastawił ją na dziesięć minut, moc maksymalna.Smród był z tego potworny, smród wylał się z kuchni jak złowrogi kolczasty potwór, no i trzeba było wymienić mikrofalówkę.Johnny ze zdumieniem uświadomił sobie, że właśnie opowie­dział Terry całą tę historię.Skończył i siedział w gabinecie, zagłębiony w fotelu, ze słuchawką przy uchu i zamkniętymi oczami.Czekał, by Terry powiedziała mu, że anonimowi alkoho­licy już wcale się nie liczą, że mniejsza o narkotyki, ale powinien udać się do psychiatry, i to jak najszybciej.Nic z tego.Jego była pouczyła go tylko, że należało włożyć dyskietki do naczynia na zapiekankę i użyć normalnego piecyka.Johnny zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że żartowała - i że przynajmniej w części żartowała sobie jego kosztem - lecz sam fakt, że akceptuje go takim, jakim jest ze wszystkimi tego konsekwencjami w rodzaju ewidentnie szaleńczych zachowań, był niczym chłodna dłoń na rozgrzanym, spoconym czole.Nie aprobowała go.ale i nie aprobaty u niej szukał.“Oczywiście w kuchni nigdy nie nadawałeś się do niczego - powiedziała tak spokojnie i rzeczowo, że aż musiał się roze­śmiać.- No więc co masz zamiar robić teraz, Johnny? Jakieś pomysły?”“Nie mam żadnego pomysłu”.“Powinieneś dać sobie spokój z fikcją literacką.Powinieneś w ogóle odpuścić sobie pomysły na powieść”.“Głupia uwaga, Terry.Przecież wiesz, że nie potrafię pisać literatury faktu”.“Co takiego? Nie potrafisz? A skąd mam to wiedzieć? - odparła Terry ostrym tonem sugerującym, że ma do czynienia z głupcem.Nikt dziś nie przemawiał do niego tym tonem, a przede wszystkim nie jego agent.Im bardziej wygłupiał się Johnny, tym bardziej usłużny.nie, służalczy był Bili Harris.- Podczas pierwszych dwóch lat naszego małżeństwa napisałeś co najmniej kilkanaście esejów.I opublikowałeś je dla pieniędzy.Life, Harper's, parę ukazało się nawet w The New Yorker, Łatwo ci było zapomnieć, bo nie ty płaciłeś rachunki i nie ty robiłeś zakupy.Ja kochałam te drobiazgi”.“A.! Aha! »Eseje z Serca Ameryki«? Rzeczywiście.Nie za­pomniałem o nich, Terry, po prostu wolałem ich nie pamiętać.Płaciły rachunki, kiedy skończyła się forsa z fundacji Guggenheima.po to właściwie były.Nigdy nie wydałem ich w książce”.“Nie pozwoliłeś na ich wydanie w książce - poprawiła go jego była.- Nie pasowały do twego pomysłu na nieśmiertelność”.Tę rewelację Johnny pominął milczeniem.Czasami wręcz nie­nawidził pamięci swej niegdysiejszej lepszej połowy.Jego nie­gdysiejsza lepsza nie potrafiła sklecić dwóch trzymających się kupy zdań, choć, a jakże, na seminarium humanistycznym na pierwszym roku, kiedy ją poznał, pisywała coś obrzydliwego; od tego czasu oprócz listów do wydawcy nie napisała nawet jednego przyzwoitego zdania, ale jeśli chodzi o gromadzenie danych była fenomenalna.To trzeba jej było przyznać.“Johnny, jesteś tam?”“Jestem, jestem”.“Zawsze wiem, kiedy powiedziałam ci coś, czego niechętnie słuchasz - stwierdziła rześko Terry.- Bo wtedy, cud nad cuda, wreszcie się zamykasz i popadasz w humory”.“No cóż, nadal cię słucham” - odparł Johnny nieco beznadziej­nie i znów zamilkł, wbrew zdrowemu rozsądkowi spodziewając się, że Terry może zmieni temat.Oczywiście ani jej to w głowie nie postało.“Trzy czy cztery napisałeś na zamówienie, nie pamiętam czyje.”Ale dziwo - pomyślał Johnny - czegoś nie pamięta.“.i jestem właściwie pewna, że na tym byś poprzestał, gdyby nie to, że wydawcy zaczęli ci zadawać pytania.Wcale mnie to nie zaskoczyło.Twoje eseje były naprawdę dobre!”Johnny powitał tę rewelację milczeniem nie dlatego, by wyrazić nim brak zainteresowania lub niezgodę na to twierdzenie, lecz dlatego, że próbował przypomnieć sobie, czy te eseje rzeczywiście do czegoś się nadawały.Terry nie sposób było zaufać na sto procent, przynajmniej jeśli chodzi o pochwały, ale też jej po­chwałom nie sposób było nie wyznaczyć drugiego sądowego przesłuchania.Jeśli chodzi o twórczość oryginalną, należała do pisarzy ze szkoły “o świcie wzleciał ptak, a mnie lżej się zrobiło na sercu”, jako krytyk jednak, gdy była w swej najlepszej formie, widziała rzeczy, których nie sposób dostrzec, nie posiadając talentu telepatii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •