[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każde przebudzenie czyni Harry'e go Juniora silniejszym, a mnie - coraz mniej zdolnym do oporu.To jego ciało.Rządzi mną, nieomal mnie wchłania.Jego maleńki mózg zapełnia się własną wiedzą, wypierając mnie, a może nawet kondensując.Wkrótce będę musiał opuścić go na zawsze i nawet nie wiem, czy zdołam kiedykolwiek oblec się w jakieś ciało.Pomyślałem więc, że wpadnę do was, wracając od Tibora.Kyle czuł niemal, jak bliski szaleństwa jest Quint, uspokoił go spojrzeniem.- Rozmawiałeś ze Starym Stworem spoczywającym w ziemi? - zapytał.- Ale dlaczego, Harry? Czego od niego chciałeś?-Jest jednym z nich, wampirem, a przynajmniej nim był.Umarli nie zwracają na niego uwagi.Jest dla nich pariasem.We mnie ma, no, może nie przyjaciela, ale jednak kogoś, z kim może porozmawiać.Na tym polega nasz układ: ja z nim gawędzę, a on opowiada mi rzeczy, które chcę wiedzieć.Tyle że z Tiborem Ferenczym nic nie idzie gładko.Nawet jako martwy rozumuje perfidnie.Wie, że przeciągając sprawę, skłoni mnie do szybszego powrotu.Tej samej taktyki próbował z Dragosanim, pamiętasz?- Tak - potwierdził Kyle.- I pamiętam też, jak skończył Dragosani.Powinieneś uważać, Harry.- Tibor jest martwy, Alec - przypomniał mu Keogh.- Nie zrobi już krzywdy.To wszakże, co po sobie pozostawił, mogłoby.- Co po sobie pozostawił? Myślisz o Julianie Bodescu? Poleciłem mym ludziom obserwować posiadłość w Devonshire, aż będą gotowi do akcji przeciw niemu.Jak tylko upewnimy się co do jego zwyczajów i oszacujemy wszystko, co nam przyniesiesz, wkroczymy.- Nie myślałem jedynie o Julianie, choć niewątpliwie stanowi on część problemu.Powiadasz, że włączyłeś do akcji esperów? - Keogh wyglądał na zaniepokojonego.- Czy oni wiedzą, z czym mogą mieć do czynienia, jeśli zostaną wykryci? Czy wprowadziłeś ich we wszystko?- Tak, we wszystko.Dostali też sprzęt.O ile to jednak możliwe, powinniśmy dowiedzieć się nieco więcej.Pomimo wszystkiego, co nam powiedziałeś, wciąż wiemy bardzo mało.- A czy wiecie o George'u Lake? - zapytała wibrujące zjawa.Kyle poczuł, że włosy mu się jeżą.Podobnie Quint.- Wiemy - tym razem właśnie Quint odpowiedział - że nie ma go już w grobie na cmentarzu Blagdon, jeśli o to chodzi.Lekarze stwierdzili atak serca, a jego rodzina i oboje Bodescu byli na pogrzebie.Tyle sprawdziliśmy.Potem sami złożyliśmy wizytę na cmentarzu i odkryliśmy, że George'a Lake nie ma tam, gdzie powinien się znajdować.Sądzimy, że jest w domu, wraz z resztą.-O to mi właśnie chodziło - przytaknęło widmo Keogha.- Nie jest już martwy.I ten fakt uświadomił Julianowi Bodescu, jaką mocą włada! No, może nie dokładnie tak.W tej chwili Julian uważa już zapewne, że jest wampirem.Prawdę powiedziawszy, jest zaledwie półwampirem.George natomiast, to coś poważniejsze go! Umarł, a więc to, co weszło w niego, przejęło pełną kontrolę nad jego ciałem.- Co? - zdziwił się Kyle.- Ja nie.- Pozwól, że ci dopowiem historię Tibora - przerwał mu Keogh.-Zobaczymy, co z niej wyłowisz.Kyle mógł tylko skinąć głową.- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz Harry.W pokoju zrobiło się chłodniej.Kyle podał Quintowi koc, sam owinął się drugim.- Dobra, Harry - rzekł.- Scena należy do ciebie.Ostatnim obrazem, jaki zapamiętał Tibor, był zwierzęcy pysk Ferenczego, szczęki rozdziawione w potwornym śmiechu i szkarłatny, rozdwojony język, szalejący w niepojętej pasji, jak przyszpilony wąż.Pamiętał jeszcze i to, że został odurzony.Potem pogrążył się w nieposkromionym wirze, spadając coraz głębiej w mroczne czeluście bez iskry światła, z których powracał powoli, wśród koszmarów.Śnił o żółtookich wilkach, o bluźnierczym sztandarze z wizerunkiem diabelskiego łba o rozdwojonym, podobnie jak u Ferenczego, języku (tyle że z wyobrażonego na sztandarze ściekały krople krwi) , śnił o czarnym zamku pośród gór i o jego panu, który był czymś więcej niż człowiekiem.A teraz, skoro czuł, że śni, wiedział też, że się budzi."Ile z tego było snem, a ile rzeczywistością?" - zaraz zapytał siebie.Tibor odbierał chłód podziemi, odrętwienie wszystkich członków ciała i pulsowanie w skroniach, przywodzące na myśl gong wibrujący w jakiejś wysoko sklepionej grocie.Czuł kajdany na przegubach i kostkach nóg, oślizły chłód kamienia pod plecami oraz wilgotne krople, spadające z sykiem koło jego ucha i rozbryzgujące się w zagłębieniu jego obojczyka.Nagi i skuty w jakimś czarnym lochu, w zamku Ferenczego.Pytanie, ile w tym było ze snu, stało się zbędne.Wszystko jawiło się rzeczywistością.Tibor warcząc powrócił do życia, naparł z gigantyczną siłą na łańcuchy, które go więziły, nie zważając na huk w głowie oraz ból przeszywający całe jego ciało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]