[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hot Dog, ty "pratiwpołożno" -popisał się znajomością rosyjskiego.Żołnierze rozbiegli się do swoich zadań.Nakładali w biegu chińskie noktowizory.Nie żeby tu było przesadnie ciemno, ale noktowizor można było przestawić na podczerwień, a to pozwalało szybko wykryć wszyst­ko, co żyje.-Pięć obiektów na godzinie szóstej! Jeden obiekt na godzinie czwartej, druga ćwiartka na górze, dużo obiektów na dwunastej, lewo góra, poru­szają się.- posypały się meldunki.Strasznie ciężko było określić kieru­nek we wnętrzu gigantycznego walca."Pana Browna" i trzech inżynierów wyciągnięto na linie.- Gdzie teraz? - zapytał Dante.Jeden z inżynierów usiłował wyzerować żyroskopowy system napro­wadzania.Potem niezbyt pewnie wskazał kierunek.- Dawać mi tu psa!!! - zawyła nagle Maybe Not do mikrofonu.- Da­wać tu psa, szybko!!!Toy runęła biegiem, nie czekając na rozkaz dowódcy.Nie wiedziała, co oznacza jej jedna dotychczasowa nagana, ale.chyba nie wysoką premię.- Niżej łeb! ! ! - opieprzono ją w słuchawkach.Schyliła się, a potem zaczęła pełznąć przez spore pole dojrzałej pszeni­cy.Dotarła do Maybe Not i Mobutu leżących przed przydrożnym rowem.Nie wystawiały głów z pszenicy, dla noktowizorów nie była to przeszko­da.- Kurde - Mobutu zaczęła montować na twarzy Toy jakieś urządzenie.= Dante jest genialny.- Jaja se robisz? - warknęła Maybe Not.- Tylko on mógł skądś wytrzasnąć tego piekielnie dobrze wyszkolone­go maluszka - palnęła przyjacielsko Toy w głowę.Murzynka miała ze dwa metry wzrostu.Głowa Toy odskoczyła jak walnięta kafarem.- Aaaa.tak.Psy to on umie wyszukać - lekki kuksaniec w wątrobę.Jezu.Maybe Not miała jakiś metr dziewięćdziesiąt i mięśnie jak męż­czyzna.Wątroba zaczęła rwać momentalnie.Skąd Dante bierze te wielkie babska???- OK.Ktoś idzie drogą.-- Mobutu skończyła okręcać jej taśmę wokół głowy.Przykleiła wizjer urządzenia do jej okularów.- Jesteś mała, więc pójdziesz pierwsza, żeby go nie wystraszyć.Tu w wizjerze będziesz mia­ła wszystkie wykresy.Zobaczysz, czy kłamie, czy się boi i w ogóle, co z nim.- No.Zapierdalaj pies.Obie popchnęły ją naraz.O mało nie przeleciała nad rowem.- Spoko, słaniamy cię.Wyszła na drogę.- Tu Clash - rozległo się w słuchawkach.- Jestem po drugiej stronie, piesku - szepnął uspokajająco.- Powiedz tylko słowo, a on rozpylony będzie na pojedyncze atomy.- zażartował.Dopiero teraz zauważyła człowieka, o którym mówili tamci.Niezbyt wysoki mężczyzna, ubrany w coś, co wydało jej się długim płaszczem, szedł w jej kierunku.Na ramieniu miał wielki drąg z przyczepionym nakońcu kawałkiem metalu o kształcie księżyca w ostatniej kwadrze.Gdzieś już widziała coś takiego.Na jakimś filmie.Nie mogła sobie przypomnieć.Mężczyzna też ją zauważył.Co najmniej trzy wykresy podskoczyły na maksimum w wizjerze.Strach 100%.Adrenalina 100%.Mocznik 100%.Jeeeezzzuuuu.Facet najwyraźniej był przestraszony do granic możliwo­ści.Uśmiechnęła się, ale niczego nie widział zza jej mikrofonu i tego pie­kielnego, europejskiego urządzenia, które miała przyklejone na twarzy.Zarepetowała kałasznikowa.Drgnął.Puściła broń na pasek i pokazała mu puste dłonie.- Spokojnie, Maluszek - szeptał uspokajająco Clash w słuchawkach.- Jak tylko kichnie, to go rozpylę.Spokojnie, piesku!Mężczyzna na drodze miał jakieś czterdzieści - czterdzieści pięć lat.Widać było, że jest silny, wytrenowany, niezbyt inteligentny.Nagle drgnęła, bo przypomniała sobie, co to jest.ten drąg z metalowym ostrzem.To kosa!- Strzelać piesku: - szepnął Clash.- Nie.Zrobiła kilka kroków, ciągle pokazując tamtemu puste dłonie.Wykresy w wizjerze skakały, pokazując coraz to nowe wartości.Facet był napraw­dę śmiertelnie przerażony.- Powiedz coś, piesek - szepnęła Mobutu.- Kim jesteś?Mężczyzna zrobił ruch, jakby chciał się rzucić do ucieczki.- Clash! Nie strzelaj ! - krzyknęła Toy.- Mobutu, Maybe Not, spokoj­nie.Mężczyzna na drodze powiedział coś w śpiewnym języku.- Nie rozumiem.Znasz angielski?Powiedział coś.Nagle rozpoznała.To był angielski.Dziwny, śpiewny, z akcentem, przy którym trudno było wychwycić znaczenie słów.On spy­tał "Kim jesteś?".Tak jak ona.Ale się nie rozumieli.- Jestem Toy - powiedziała wyraźnie i powoli.To było idiotyczne, ale na nic innego nie wpadła.- "Zabawka"? - spytał.Równie powoli i wyraźnie.Wychwyciła sens.- Nie.To tylko ksywa - wykresy europejskiego urządzenia pokazały jej, że on nic nie rozumie.- Takie imię.- Cześć, Toy - powiedział.- Cześć.Zrobiła krok do przodu.- Możesz zrobić jeszcze trzy - szepnął Clash w słuchawkach.- Potem wejdziesz mi na linię ognia.- Ty chłop? - spytał mężczyzna.- Nie.Baba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •