[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Afisz na pobliskim teatrze zapowiadał przedstawienie “Duch w operze", które najwidoczniej zamierzano tam już zawsze wystawiać.- Dobra, powiem coś panu, szefie - odezwał się taksiarz.- Zawiozę was na Crouch End, zatrzymamy się pr.pierwszej budce telefonicznej i sprawdzisz pan w książce telefonicznej adres tego waszego znajomego.A wtedy odstawię was pod same drzwi.- Cudownie - ucieszyła się szczerze Doris.Byli w Londynie dopiero sześć dni, ale ona nie przypominała sobie miejsca, gdzie ludzie byliby tak uczynni, sympatyczni j cywilizowani jak w tym mieście.- Dzięki - odparł Lonnie, rozpierając się w fotelu.Objął Doris i dodał z uśmiechem: - Widzisz? I już po kłopocie.- Ale nie dzięki tobie - zakpiła i lekko szturchnęła go w żebra.- Co racja, to racja - przyznał taksiarz.- No to dalej, na Crouch End!Zbliżał się koniec sierpnia.Nieustanny, gorący wiatr toczył po ulicach śmieci i targał kurtkami mężczyzn i spódnicami kobiet wracających z pracy do domu.Słońce przygrzewało jeszcze mocno, ale gdy pojawiało się między budynkami, Doris widziała, że zaczyna już powoli nabierać czerwonawej barwy.Taksówkarz nucił coś pod nosem.Doris odprężyła się w objęciach Lonniego.Przez ostatnie sześć dni miała męża dla siebie częściej niż normalnie w ciągu całego roku i z zadowoleniem stwierdziła, że bardzo jej się to podoba.Nigdy dotąd nie wyjeżdżała z Ameryki, toteż teraz nieustannie musiała sobie przypominać, że jest w Anglii, i że czeka ją jeszcze Barcelona.Słońce skryło się właśnie za wysokie budynki, a ona prawie natychmiast straciła orientację.To ta jadąca przez Londyn taksówka - pomyślała.Miasto stanowiło istny labirynt, rozległe mrowisko pełne rozmaitych Road, Mew, Hill, Close (a nawet Inn) i zupełnie nie rozumiała, jak mieszkańcy miasta mogli się w nim nie gubić.Gdy dzień wcześniej podzieliła się tą refleksją z mężem, ten odparł, że wszyscy tutaj poruszają się bardzo ostrożnie.czy nie zauważyła, że w każdej taksówce pod tablicą rozdzielczą znajduje się umieszczony tam dyskretnie szczegółowy plan Londynu, London StreetfinderlByła to najdłuższa jazda taksówką, jaką odbyli w życiu.Zostawili za sobą modne dzielnice (chociaż mieli nieodparte uczucie, że krążą w kółko).Minęli rejony zabudowane monolitycznymi, piętrzącymi się nad nimi budynkami, które sprawiały wrażenie całkowicie wymarłych (nie - poprawiła się później podczas rozmowy z Yetterem i Farnhamem w małym, pomalowanym na biało pokoju: widziała jakiegoś chłopczyka, który siedział na krawężniku i pstrykał zapałkami), następnie przebyli rejon niewielkich, raczej nędznych sklepików i straganów warzywno-owocowych, a potem nagle - nic dziwnego, że jazda przez Londyn mogła tak przybyszom zamieszać w głowie - znów znaleźli się w eleganckiej dzielnicy.- Był tam nawet McDonald's - oświadczyła Yetterowi i Farnhamowi Doris tonem, jakim zazwyczaj mówi się o Sfinksie i Wiszących Ogrodach.- Naprawdę? - zainteresował się Yetter ze stosownym zdziwieniem i szacunkiem.Kobieta odzyskała już w dużym stopniu pamięć, a on chciał utrzymać ją w tym nastroju aż do chwili, kiedy powie im wszystko, co wie.Zostawili za sobą elegancką dzielnicę, której serce stanowił McDonald's.Przez chwilę posuwali się okolicą zabudowaną niskimi domkami, gdzie spostrzegli, że wiszące nisko nad horyzontem słońce stanowi już wielką, pomarańczową kulę zalewającą ulice dziwacznym światłem.W jego blasku wszyscy przechodnie wyglądali tak, jakby lada chwila mieli stanąć w płomieniach.- I wtedy wszystko zaczęło się zmieniać - oświadczyła Doris.Głos jej się załamał, dłonie ponownie zaczęły drżeć.Yetter pochylił się czujnie.- Zmieniać? Jak? W jaki sposób wszystko zaczęło się zmieniać, pani Freeman?Powiedziała, że mijali właśnie kiosk z gazetami, a na wywieszonej nad nim tablicy z najważniejszymi wiadomościami dostrzegli napis: SZEŚĆDZIESIĄT OSÓB ZAGINĘŁO PODCZAS HORRORU W METRZE.- Lonnie, spójrz na to!- Na co? - Odwrócił się, ale sklep z gazetami został już za nimi.- Tam było napisane: “Sześćdziesiąt osób zaginęło podczas horroru w metrze".Czy metro to to samo co kolej podziemna?- Tak.potocznie rura.Czy to wykoleiły się wagony?- Nie wiem.- Pochyliła się do szofera.- Panie kierowco,czy słyszał pan coś o tej katastrofie? Czy to kolizja w kolei podziemnej?- Zderzenie, proszę pani.Ale nic więcej mi o tym niewiadomo.- Czy ma pan radio?.- Mam, ale nie w samochodzie.- Lonnie?- Hmmm?Lonnie jednak stracił już zainteresowanie wypadkiem.Znów przetrząsał kieszenie (a ponieważ był w trzyczęściowym garniturze, miał ich wiele do sprawdzenia), podejmując kolejną próbę odnalezienia kartki z adresem Johna Sąualesa.Doris ciągle miała w pamięci wypisaną kredą na tablicy ogłoszeniowej wiadomość.Powinno być: SZEŚĆDZIESIĄT OSÓB ZGINĘŁO PODCZAS HORRORU W RURZE; tak właśnie powinno być napisane.Ale.SZEŚĆDZIESIĄT OSÓB ZAGINĘŁO PODCZAS HORRORU W METRZE? Słowa te budziły w niej niepokój.Napis głosił “zaginęło", tak jak w dawnych czasach mówiło się o marynarzach, którzy utonęli w morzu, a nie “zginęło".HORROR W METRZE.Bardzo się to jej nie podobało.Przywodziło na myśl cmentarze, kanały, białe, flakowate, odrażające stwory, które wyrajają[6] się nagle z tunelu metra, chwytają ramionami (zapewne są to macki) nieszczęsnych pasażerów stojących na peronach i wloką ich w mrok.Skręcili w prawo.Na rogu stały zaparkowane trzy motocykle, a obok nich gawędzili trzej chłopcy w skórach.Spoglądali przez chwilę na taksówkę.Promienie zachodzącego słońca padały im na twarze pod takim kątem, iż wydawało się, że motocykliści nie mają ludzkich głów.Przez ułamek sekundy Doris miała straszną pewność, że nad skórzanymi kurtkami, na karkach chłopaków siedzą smukłe głowy szczurów, które czarnymi oczyma śledzą przejeżdżające auto.W chwilę później światło zmieniło odrobinę kąt padania i Doris zrozumiała swój błąd.Przy motorach stało trzech młodych ludzi, paliło papierosy, a za plecami mieli angielski odpowiednik amerykańskiego sklepiku ze słodyczami.- Jesteśmy na miejscu - oświadczył Lonnie, wskazując Palcem za okno.Mijali właśnie tabliczkę z napisem “Crouch Hill Road"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]