[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzieciaki wysadzano z promu w Lochboisdale, a one stałyna nabrzeżu z tabliczkami na szyjach, na których wypisano nazwiska rodzin, i czekały, aż ktoś jeodbierze.Pełno ich było w szkole podstawowej.W pewnym momencie prawie setka.Fin nie krył szoku. Nie miałem o tym pojęcia.Morag zapaliła papierosa, a potem zaciągała się nim co chwila. Tak się działo aż do lat sześćdziesiątych.Słyszałam raz, jak ksiądz mówił, że to dobrzemieć na wyspie świeżą krew po tych wszystkich niezliczonych pokoleniach, które się rozmnażałymiędzy sobą.Chyba o to chodziło.Choć nie wszystkie dzieci były sierotami.Niektórepochodziły z rozbitych rodzin.Ale nie było powrotu.Jak już ktoś tu trafił, to zrywały sięwszelkie więzi z przeszłością.Kontakty z rodzicami albo bliskimi były zakazane.Biedne małebękarty.Niektóre były koszmarnie krzywdzone.Bite albo jeszcze gorzej.Większość traktowanojak darmową siłę roboczą.Nieliczne miały szczęście, tak jak ja. Fin uniósł zdumiony brwi. Była pani takim  domownikiem ? Byłam, panie Macleod.Mieszkałam u pewnej rodziny w Parks, po drugiej stroniewyspy.Wszyscy już nie żyją, oczywiście.Nie mieli własnych dzieci.Ale w przeciwieństwie doinnych dobrze wspominam lata, które tu spędziłam.Dlatego powrót nie był dla mnie trudny.Opróżniła szklankę. Muszę sobie dolać.A pan? Nie, dzięki  odparł Fin.Ledwie tknął swoje piwo.Morag zabrała Dina z kolan i wstała z kanapy. Oczywiście, nie tylko miejscowi zle traktowali dzieciaki.Przyjezdni także.GłównieAnglicy.Jak chociażby dyrektor szkoły w Daliburgh. Uśmiechnęła się. Uważał, że powiniennas cywilizować, a ghraidh, i zakazał Gillean Cullaig. Co to takiego? Tradycja sylwestrowa.Chłopcy obchodzili domy w przeddzień Nowego Roku,recytowali jakiś wiersz i dostawali za to chleb, ciasto i owoce.Wszystko to wrzucano do białychworków, które ze sobą nosili.Robiono tak od wieków, ale pan Bidgood uważał, że jest torównoznaczne z żebraniem, i wydał zarządzenie, że żadnemu z uczniów nie wolno wziąć w tymudziału. I wszyscy posłuchali? No cóż, większość, ale do mojej klasy chodził pewien chłopiec, Donald John.Też był domownikiem.Mieszkał u Gilliesów, brata i siostry, po drugiej stronie wzgórza.Sprzeciwił sięzakazowi i poszedł ze starszymi chłopcami.Kiedy Bidgood się o tym dowiedział, zlał gostraszliwie rzemieniem.Fin pokręcił głową. Nie miał prawa tego robić. Och, mieli wtedy prawo robić to, co im się podobało.Ale Donald Seamus, tak sięnazywał człowiek, u którego mieszkał Donald John, nie darował tego.Poszedł do szkoły i skopałdyrektorowi dupę.Przepraszam za wyrażenie.Jeszcze tego samego dnia zabrał Donalda Johna zeszkoły.Chłopak już nigdy tam nie wrócił. Uśmiechnęła się. Wiedliśmy w tamtych czasachbarwne życie.Fin rozejrzał się i pomyślał, że jego rozmówczyni wciąż wiedzie barwne życie. Wie pani może, co się stało z Ceit?Morag wzruszyła ramionami i znowu łyknęła ginu. Niestety, a ghraidh, nie mam pojęcia.Wyjechała z wyspy niedługo przede mną i o ilemi wiadomo, nigdy tu nie wróciła.Kolejna ślepa uliczka." " "Kiedy Fin zaczął się zbierać, nad zachodnią część zatoki nadciągnęły złowieszczochmury, a wiatr wzmógł się, niosąc ze sobą rzadkie jeszcze krople deszczu.Gdzieś dalej nazachodzie słońce zalewało ocean płynnym złotem, zmierzając ku horyzontowi. Lepiej odwiozę pana, a ghraidh  oznajmiła Morag. Bo złapie pana burza.Otworzętylko garaż, żebym od razu mogła do niego wjechać, jak wrócę.Wystukała kod w skrzynce obok bramy, która po chwili podjechała do góry.Kiedywsiadali do samochodu, Fin zauważył w głębi garażu stary kołowrotek. Przędzie pani wełnę?  spytał.Roześmiała się. Dobry Boże, skąd! Nigdy tego nie robiłam i nie będę robić. Dino wskoczył jej na kolana, a ona zatrzasnęła za nim drzwi, nie opuściła jednak dachu.Pies węszył, ujadał i ocierał się mokrym nosem o szybę, aż w końcu ją spuściła, on zaś zająłulubione miejsce na ręku swojej pani, żeby wysuwać pysk na zewnątrz.Ruszając w stronę drogi,powiedziała: Każę odnowić tę staroć.Będzie pasowała do jadalni.Pamiątka po dawnych czasach.Wszystkie kobiety przędły wełnę, kiedy byłam mała.Natłuszczały ją, a potem tkały z niej koce,skarpety i swetry dla mężczyzn, w większości rybaków, którzy spędzali na morzu pięć dniw tygodniu, a te swetry z Eriskay z wełny nasączonej olejem były równie dobre jak płaszczenieprzemakalne.Wszyscy je nosili. Zarzuciło samochodem, kiedy zaciągnęła się papierosem.Znowu ominęli słupek o centymetry. Wie pan, każda kobieta tkała według określonego wzoru,zwykle przekazywanego z matki na córkę.Tak charakterystycznego, że kiedy z morza wyciągano ciało jakiegoś mężczyzny, nawetw stanie silnego rozkładu, zawsze można go było zidentyfikować po ściegu swetra.Był równiedobry jak odcisk palca.Pomachała starszemu człowiekowi z psem, temu samemu, z którym Fin wcześniejrozmawiał, i mercedes niemal wylądował w rowie.Jednak ona chyba w ogóle tego niedostrzegła. Na wyspie mieszka stary emerytowany ksiądz, trochę historyk z zamiłowania.Roześmiała się. Człowiek przestrzegający celibatu nie ma tu wiele do roboty w długie zimowewieczory. Obdarzyła Fina figlarnym uśmiechem. Tak czy owak, jest ekspertem, jeśli chodzio miejscowe ściegi.Słyszałam, że zgromadził bogatą kolekcję zdjęć i rysunków.Podobnoz ostatnich stu lat.Kiedy dojechali na szczyt wzgórza, zerknęła z ciekawością na swojego pasażera. Niewiele pan mówi, panie Macleod.Finowi przyszło do głowy, że nawet gdyby chciał, byłoby mu trudno coś wtrącić. Z przyjemnością słuchałem pani opowieści, Morag. Dlaczego interesuje się pan ludzmi, którzy mieszkali w zagrodzie O Henleyów? spytała po chwili. Właściwie nie chodzi mi o tę kobietę, tylko o życiorys pewnego starego człowieka,który mieszka obecnie na Lewis.Myślę, że urodził się na Eriskay. No cóż, może go znam.Kto to taki? Na pewno pani o nim nie słyszała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •