[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sam pan przecież tak powiedział.Zamykaćczłowieka, który nie może być skazany, to oczywisteszaleństwo.Dlatego, że paczka głupców postanowiła podjąćdecyzję niezgodną z prawem i zdrowym rozsądkiem. Co, pije pan do nas? domagał się gwałtownie wyjaśnieńprzewodniczący ławników zeskakując z podium.Koroner szybko odwrócił się. Panowie przysięgli, bądzcie uprzejmi udać się do są-siedniego pokoju i zaczekać tam na mnie.Chciałbym zamienićz wami kilka słów.Proszę, nie sprzeczajcie się ze mną, alespełnijcie moją prośbę.Nie zajmę panom dużo czasu.PaniePennik, nie mogę już dłużej z panem dyskutować.Nadinspektorze, zostawiam więznia pod pana opieką.Pennik zaczął nieomal krzyczeć. Kiedy odbędzie się proces? Jak długo będziecie trzymalimnie w więzieniu!? Tego nie mogę dokładnie powiedzieć.Teraz mamypoczątek maja.Najprawdopodobniej pana proces odbędzie siępod koniec lipca w Kingston.Naprawdę, trudno mi podać panudokładniejsze informacje. Trzy miesiące! Coś około tego.Pomimo że Pennik był barczystym mężczyzną, Sanders nieuwierzyłby nigdy, że aż tyle jest w nim siły.Skoczył z takąszybkością, że Masters zdążył zaledwie musnąć palcamiwierzch płaszcza.Pennik uniósł wysoko ciężki, dębowy stół iopuściłby go jak kamienną płytę na głowę koronera, gdyby nieto, że skręcił nogę w kostce.Stół za- kołysał się w powietrzu; wmgnieniu oka nadinspektor rzucił się na Pennika chwytając gożelaznym uściskiem w pasie.Dwóch policjantów pospieszyło zpomocą.Stół jeszcze przez sekundę kołysał się w dłoniachPennika, po czym opadł z ciężkim łoskotem na kamiennąposadzkę.Koroner blady na twarzy dotknął palcem okularów, tak jakgdyby chciał się upewnić, że znajdują się jeszcze na jego nosie. Myślę, że to wystarczy.Trzyma go pan dobrze,inspektorze? Jeszcze jak, sir. Uważam, że lepiej nie ryzykować niczego.Po wybuchutego rodzaju zdaję całkowicie na pana wybór odpowiedniej celidla aresztowanego.Prosił pan zwrócił się do Pennika odokładne trzymanie się przepisów prawnych.Postępujemyzgodnie z nimi.Zauważyłem, że nie odpowiada panu smaklekarstwa, które chciał pan zaaplikować innym.Panowieprzysięgli, może udacie się za mną?.Wśród ogólnego hałasu, ponaglani przez koronera, ławnicyprzeszli do sąsiedniego pokoju.W mrocznej sali pozostałjedynie pokonany jasnowidz i jego pogromcy.Narastającą ciszę przerwał drżący głos Pennika: Boże w niebiosach wyszeptał, przykładając zaciśniętepięści do oczu nie możecie tego zrobić.To jest potworne.Brutalne.Przecież to czysta tortura.Trzy miesiące w celi, trzymiesiące zamknięcia, trzy miesiące, żeby zwariować.Ja tegonie wytrzymam! Domagam się sprawiedliwości!Sir Henry przytłumionym głosem wydał jakieś rozkazy.Ruszył naprzód prawie bez szmeru, co było zadziwiające przyjego tuszy, i zatrzymał się przy Penniku.Wziął krzesło iprzesunął je do przodu. Siadaj, synu powiedział.ROZDZIAA XVIIIDzielnicowy Leonard Riddle miał swoją stałą trasę, która,prawdę powiedziawszy, należała do najbardziej spokojnych wokolicy.I Riddle był bardzo z tego zadowolony.Lubił tę trasę nie tylko dlatego, że reprezentowała sobąstateczne, a zarazem urozmaicone życie: znajomość zeszlachetnie urodzonymi mieszkańcami tej dzielnicy łechtałaprzyjemnie jego próżność.Znajdował się poniekąd za kulisami,ale w ten sposób, chociaż niewidocznie, pomagał przecież wstrzeżeniu larów i penatów możnych tego świata.Trasa jegoprzebiegała przez Park Lane, następnie wzdłuż Mount Streetdo Berkeley Square, skręcała w Curzon Street i z powrotem doPark Lare.Zabawne, jak wiele informacji można było zebrać oludziach, chociaż zdawali się oni wcale nie zwracać uwagi nasolidną postać policjanta.Wiedział dobrze, co się dzieje w jegodzielnicy.Gdzie kto-poszedł, jakie kto ma kłopoty domowe iwiele innych rzeczy o tych, dla których istniał jedynie jakofragment krajobrazu londyńskiej ulicy; jednakże jako żywyfragment, któremu wieczorem rzucało się kilka uprzejmychsłów pożegnania.Riddle miał swoje ulubione odcinki trasy, tak samo jak miałfaworytów wśród mieszkańców.Znał nazwiska kilku z nich,większość szoferów, należała do jego przyjaciół.Jednak wstosunku do dużej części swoich podopiecznych postępował jakwykwalifikowany szatniarz, który miał zarejestrowane numerkiw mózgu i nigdy, nawet w największym tłoku, nie pomylił sięprzy wydaniu odpowiedniego kapelusza.Czuł się trochę jakdobry Bóg czuwający nad zbłąkanymi owieczkami.A kiedyzdarzyło się, że ; ktoś mu powiedział, iż jest znawcą ludzkiejnatury, sprawiło mu to większą przyjemność niż trzy kufle jegoulubionego piwa.Określenie znawca ludzkiej natury zostało mu nadaneprzez jeden z jego numerów.Kiedyś, o trzeciej nad ranem,numer jedenasty z D Orsay'Street (junior a nie starszy pan)wracał do domu z cocktail-party
[ Pobierz całość w formacie PDF ]