[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygotowania do wyprawy nie zajęły zbyt wiele czasu.Nie była to bowiem wyprawa do Krainy Deszczowców ani też ekspedycja mająca na.celu odnalezienie siedziby mypin-gów.Chodziło tylko o miłe spędzenie dwóch tygodni urlopu.Teraz już wiemy, dlaczego nasza czwórka znalazła się w okolicy Zagórza.Wytrawni podróżnicy przyjechali pociągiem do Sanoka, a następnie przesiedli się na rowery.Odtąd jedynym środkiem komunikacji miały być dla każdego z nich dwa kółka.- Nie ma to jak rower - cieszył się profesor.- Jedziesz sobie, człowieku, po dobrej drodze, rozglądasz się dokoła i słuchasz, jak ptaszki śpiewają.A najważniejsze, że się nie śpieszysz.Pośpiech to największe utrapienie ludzkości.- Baltazarek nawet na wycieczce myśli o ludzkości - zażartował dr Krak.(Uwaga dla pana składacza: Autor wcale się nie pomylił stawiając te dwie skromne, ale jakże wymowne literki „dr”.Trzeba bowiem wiedzieć, iż Krak zaledwie przed trzema dniami otrzymał promocje doktorską na Uniwersytecie Jagiellońskim.W dzisiejszych czasach doktorat ma znacznie większe znaczenie niż godność książęca).- Cóż w tym dziwnego? - odparł Gąbka.- Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie może mi być obojętne.Było późne popołudnie.Promienie słońca złociły bliskie już mury klasztoru, nad którymi wisiało kilka obłoków, podobnych do owiec pasących się na lazurowej łące nieba.Powietrze pachniało nagrzaną żywicą sosen, miętą i macierzanką.Z pobliskiego gospodarstwa dolatywało gdakanie kury, ogłaszającej ważny fakt zniesienia jajka.Od czasu do czasu porykiwały krowy pasące się na zboczu wzgórza.Bartolini oparł rower o pień drzewa.- Na kolację będzie jajecznica i gorące mleczko! Jesteście głodni?- Jeszcze jak - odparł Smok.Było to, jak wiemy, jego ulubione powiedzenie.Profesor z uczuciem ulgi wyciągnął się na miękkiej trawie.- Marzę tylko o tym, żeby po kąpieli pójść na siano.- Jeśli mam być szczery - Bartolini łypnął okiem w kierunku przyjaciela - to mógłbym jeszcze jechać przez dwie godziny.- Dobrze ci tak mówić, bo z nas wszystkich masz największy trening.- Dzięki któremu - dokończył Bartłomiej - straciłem już pięć kilogramów! A po skończonej wyprawie będę wyglądał jak Apollo.- Oj, to niedobrze - zażartował Krak.- Twój wygląd był dotychczas doskonałą reklamą restauracji, a gdy schudniesz, możesz stracić klientelę.Tymczasem na podwórko zajechał wielki wóz wyładowany sianem.Gospodarz wprowadził wóz do stodoły i wyprzągł konie, aby je napoić w korycie obok studni.Wydelegowany przez towarzyszy książę podszedł do gospodarza z prośbą o nocleg.Po krótkiej rozmowie wrócił z radosną nowiną:- Wszystko w porządku.Możemy spać na sianie, a na kolację dostaniemy mleko, ser i jajka.Gospodarz nazywa się Michał Brzoza.To bardzo miły człowiek.Powiedziałem mu, że jest z nami Smok, ale się wcale nie przestraszył.Po chwili rowery znalazły się w stodole.- Nigdy nie myślałem, że będę gościć prawdziwego smoka - rzekł uradowany gospodarz.- Widziałem pana w telewizji.Moje dzieci, Marysia i Józek, pasą jeszcze krowy nad rzeką.Spotkacie je może, gdy pójdziecie się kąpać.Opisywanie przyjemności kąpieli byłoby podobne do ponownego odkrywania Ameryki.Każdy przecież wie, jak smakuje kąpiel w słoneczny i upalny dzień.Dlatego też nie wspomnę o tym, że nikomu nie chciało się wychodzić z wody, bo jest to sprawa tak zrozumiała jak wschód lub zachód słońca.Właśnie zachód słońca stał się sygnałem do powrotu.Z komina domu Michała Brzozy unosiła się smuga dymu pachnącego bukowym drewnem.- Spójrzcie - powiedział Gąbka.- Dym leci prosto do góry, a to znaczy, że jutro też będzie pogoda.Okazało się, że Marysia i Józek przygnali już krowy z pastwiska.Gospodyni, która niedawno wróciła z pola, poszła do stajenki, aby je wydoić.Dzieci, wiedząc od ojca o przyjeździe Smoka, nie wykazały żadnego strachu.- Czy ty jesteś smokiem Telesforem? - zapytała Marysia, wpatrując się w niezwykłego gościa oczami przypominającymi niezapominajki.- Nie.Jestem Smokiem Wawelskim.- Wiem! - krzyknął Józek.- To ty byłeś w Krainie Deszczowców, żeby uwolnić profesora Gąbkę!Smok uśmiechnął się zadowoleniem.- Tak jest.Czuję, że zostaniemy przyjaciółmi.Chodzicie do szkoły?- Pewnie że chodzimy - powiedziała Marysia.- Ja do czwartej klasy, a Józek do piątej, bo on jest o rok starszy ode mnie.- Ale teraz macie wakacje - wtrącił profesor.- Jeszcze tylko dwa dni - powiedział gospodarz.- W czwartek zaczyna się już nauka.- A za dwa lata pójdę do technikum w Sanoku - pochwalił się Józek.- Będę mechanikiem.Ja już teraz umiem jeździć na komarze!Gąbka złapał się za głowę:- Ojejku! Na komarze?- To jest taki motorower - wyjaśnił chłopiec.- Mój wujek kupił go niedawno i jeździ na nim do pracy w Sanoku.Tam jest wielka fabryka autobusów.- Ach tak - rzekł uspokojony profesor.- Od razu sobie pomyślałem, że taki duży chłopiec nie dałby rady dosiąść prawdziwego komara.Zaraz po kolacji gospodarz zaprowadził gości do stodoły.- Tu macie słomę - powiedział - a tu siano.Śpijcie, gdzie wam będzie lepiej.- Na sianie, oczywiście - odparł książę.- Za wiązkę siana jestem gotów odstąpić najwspanialsze książęce łoże!Przez otwarte wrota zajrzał do stodoły sierp młodziutkiego księżyca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •