[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem wyśle bezpiecznie wiadomość, ale najpierw musi oczyścić dach.Zresztą i tak zamierza dorwać następnego bandziora.Uświadomił to sobie wyraźnie po wejściu do szybu, a być może ta konieczność zrodziła się w nim pod wpływem klaustrofobii? Czuł się tak, jakby go poniżono i pozbawiono godności.Cieszył się jednak, że jest żywy.Chciał zrobić coś, co da mu pewność, że będzie nadal żył.Pogoda się zmieniła.Nad górami widać było czyste niebo i wiał lekki, cieplejszy wietrzyk.Ośnieżone szczyty wznosiły się nad oświetlonymi drapaczami chmur w centrum miasta.Góry były oddalone o jakieś czterdzieści kilometrów.Przypomniał sobie, jak Ste-phanie mówiła mu, że Los Angeles ma najpiękniejsze na całym świecie położenie.Chyba miała rację.“Później będziesz miał czas na podziwianie krajobrazów”.Szedł schylony, okrążając wieżę windową w stronę pozycji, którą musiał zająć ktoś, kto obserwował wejście do szybu.W tych ciemnościach, pokryty czarną sadzą, był prawie niewidoczny.Cudownie.Zobaczył jakąś postać.Chłopak siedział na czymś, co przypominało aluminiową skrzynkę.Leland wyciągnął browning, odbezpieczył go i ruszył na palcach szybkim krokiem w stronę siedzącej postaci.Chłopak podniósł się i odwrócił głowę.Był to chudy, niewysoki szczeniak z gęstymi bokobrodami.Przez ułamek sekundy w jego oczach pojawiło się kompletne zaskoczenie i niewiara w to, co widzi.Leland przyłożył mu pistolet do klapy wojskowej marynarki, tak jak wcześniej Mały Tony zrobił z Riversem.Oczy szczeniaka rozwarły się szeroko.Niebieskie oczy.- Mówisz po angielsku?- Tak.- Co wy, skurwiele, tu robicie?Chłopak zawahał się, a jego oczy się rozjaśniły.Chciał być sprytny.Zamierzał zacząć rozmowę i argumentować.- Nie mam czasu na takie gówno - powiedział Leland i pociągnął za spust.Chłopak spadł z aluminiowego pudła.Wypuścił powietrze i szybko zesztywniał, patrząc nieruchomym wzrokiem do góry.- To już drugi! - Leland wydostał radio i nadał wiadomość na kanale dziewiątym, tak zwanym alarmowym, patrząc cały czas na drzwi prowadzące do budynku.Położył radio na dnie torby i wyjął z rąk nieboszczyka broń.Chłopak był chyba jeszcze młodszy niż poprzedni.Leland trzymał w ręku czeski automat.Obejrzał go dokładnie i zdecydował się zostać przy tym, co już ma.Może chłopak miał czekoladki.Nie było przy nim torby, a Leland nie chciał przeszukiwać mu kieszeni.“Do cholery z tym”.Czekoladki “Marsa”.Leland zawsze je lubił.Schował broń za pudełkiem, schwycił nieboszczyka za nadgarstki i posadził.Musiał go trzymać za kołnierz, żeby się nie przewrócił.- Gdybyś wiedział, co cię czeka, byłbyś zadowolony, że już nie żyjesz.Leland przerzucił go przez ramię i przeniósł w stronę Wilshire Boulevard.Obramowanie napisu KLAXON wystawało ponad jard w górę, ale Lelandowi udało się ułożyć na nim ciało.Musiał odpocząć.Nie zamierzał nic więcej podnosić.Kiedy jednak skończy to, co robi, nie będzie już zwracał na siebie uwagi.Popchnął ciało, które poleciało w dół.- Geronimo, pierdolący własną matkę!Musiał zobaczyć, gdzie upadnie.Ciągnąc ciało po dachu, ubrudził się na plecach i piersiach krwią.Chciał się upewnić, że przechodnie na ulicy będą mogli łatwo dostrzec zwłoki.Wysunął głowę zza litery napisu w chwili, gdy powykręcane, zniekształcone i jakby pozbawione szkieletu ciało spadło na schody i potoczyło się w stronę ulicy.Leland miał nadzieję, że jest za wysoko, aby cokolwiek usłyszeć, ale zaraz dobiegł go głośny, przerażający odgłos łamiących się kości.Poczuł, że zwymiotuje.Cofnął się na dach, przypominając sobie MacIvera i innych, którzy sami zrobili taki krok.Oni jeszcze zdążyli usłyszeć ten odgłos.Schylił się i podany w samolocie obiad wyleciał z niego w powietrze.Splunął i otarł brodę mankietem.Teraz musi odzyskać thompsona.Miał zamiar spróbować jeszcze raz.To była ostatnia rzecz, której spodziewali się po nim.Zszedł uważnie na czterdzieste piętro, a potem idąc ostrożnie korytarzem minął bibliotekę.Nie zatrzymując się, przeszedł zdecydowanie obok Riversa i trupa numer jeden.Ktoś znajdował się w pokoju konferencyjnym.Wyraźne odgłosy dobiegały zza ściany.Stanął po lewej stronie drzwi, wziął głęboki oddech i wskoczył do pokoju.Dziewczyna! Nosiła kurtkę wojskową i czapkę, ale nic więcej nie było w niej wojowniczego.Jej oczy przesunęły się z Lelanda w.stronę leżącego na stole pistoletu.Zawahała się i skoczyła w jego stronę.- Nie rób tego!Zatrzymała się na ułamek sekundy, ale gdy spojrzała na niego, ruszyła dalej, rzucając się jednym susem na stół i łapiąc w locie broń.Leland nacisnął spust, trafił ją w głowę i w piersi.Dziewczyna poleciała na ścianę, po której się osunęła.Wyprostował się, czując, jak wali mu serce.Nie miał czasu na zwłokę.Co ją tu przyciągnęło? Obiegł stół i wpadł do drugiego pokoju.To zupełnie proste - sejf.Olbrzymi, luksusowy, wbudowany w ścianę sejf, teraz ozdobiony czterema błyszczącymi dziurami, idealnie rozmieszczonymi wokół środka.Pod ścianą stały cztery szmaciane torby.Leland wiedział, czego chce, i tym razem nie były to czekoladki.Dwie pierwsze torby zawierały materiały wybuchowe.Wziął z nich trzy paczki plastyku.Następna torba zawierała detonatory, w tym spłonki.Zarzucił ją na ramię.Nagle usłyszał wjeżdżającą windę i pospiesznie wybiegł z pokoju, przebiegł korytarz i wpadł do biblioteki, starając się wsłuchać w odgłos jadącej na górę kabiny.Materiały wybuchowe i detonatory ważyły chyba ze dwadzieścia funtów.A właśnie przed chwilą obiecał sobie, że nie będzie nic więcej dźwigał.Kiedy zwymiotował, a później zabił tę dziewczynę, stracił coś z siebie samego, czegoś mu ubyło.Miała dwadzieścia trzy, a może dwadzieścia cztery lata, zupełne dziecko.“Jak ci się to podoba, chłopie? To wszystko twoje dzieło!”Zatrzymał się na zachodnim korytarzu.Głosy.Musi się gdzieś schować.Znajdował się w pobliżu północno-zachodnich schodów i sali konferencyjnej.Trzeba zaryzykować.Nie miał pojęcia, jak poszczególne pokoje były ze sobą połączone i czy przypadkiem któreś drzwi się za nim nie zatrzasną, jeśli nie będzie uważał.Przeszedł przez pokój wypoczynkowy, kierując się w stronę małych pokoików maszynistek.Drzwi od pokoju były otwarte na salę konferencyjną.Mógł ich teraz słyszeć wyraźnie, mówili po niemiecku, znajdował się jednak zbyt blisko i nie było to bezpieczne.Przymknął trochę drzwi i przyłożył do nich ucho.Starali się właśnie uspokoić Karla.Dziewczyna, którą Leland zastrzelił, miała na imię Erika.Wiedzieli już o chłopaku leżącym na Wilshire Boulevard.Karl chciał osobiście zabić Lelanda.Nie wierzył, że uda im się wykonać zadanie.Następnie powiedział coś istotnego: zostało ich tylko dziewięciu, tylko?! Co mógł zrobić w tej sytuacji?Wziąć nogi za pas!Przede wszystkim schowa detonatory.Jeśli złapią go z nimi, znowu wrócą do swojej roboty.Włożył torbę z zapalnikami do kosza na śmieci pod dużym biurkiem.Powinien się zorientować w jaki sposób zamierzają go szukać, i pomieszać im szyki.Znajdował się na trzydziestym szóstym piętrze i schodził niżej, kiedy usłyszał strzały na dachu.Terroryści wpadli na genialny pomysł, że wrócił do swojej kryjówki w szybie windowym.Nie, to nie będzie takie proste
[ Pobierz całość w formacie PDF ]