[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jazda Gulussy idzie przodem.– Widzę!– Walczyłem, póki mogłem, wodzu! Straciłem dwudziestu ludzi!– Nie trzeba było walczyć.Miałeś nas tylko ostrzec przed zbliżaniem się Rzymian.Tymczasem prędzej od ciebie byli już w mieście uciekinierzy z Tunesu! Odprowadź teraz swych ludzi na spoczynek!– Na spoczynek? Wodzu, będzie na pewno szturm! – rzucił się urażony, zawsze gorliwy i zapalny Maharbal.– Masz spoczywać! Nic po przemęczonych ludziach przy odpieraniu szturmu.Zresztą.zresztą szturmu nie będzie! Takiego miasta, jak Kart Hadaszt, nie szturmuje się bez długich przygotowań!Zdawało się jednak, że Hasdrubal mylił się.Kolumny rzymskie nadciągały wszystkimi drogami, a traktem do Utyki prowadzono ciężkie machiny.Rzymianie musieli mieć dokładnie rozdzielone zadania, gdyż bez żadnej zwłoki rozstawiali się naprzeciw murów i podtaczali ruchome zasłony, zza których łucznicy rzymscy poczęli pracować szybko i sprawnie.Kartagińczycy jęli odpowiadać, początkowo kryjąc się za strzelnicami, ale szybko, uniesieni zapałem, jęli wychylać się, odsłaniać, byle tylko lepiej móc celować.Hasdrubal, obserwujący planowe czynności Rzymian, zagradzających pośpiesznie dostęp do wszystkich trzech bram, rozkazywał gniewnie Gerastartowi, który dowodził na głównych murach:– Roześlij gońców z moim rozkazem: nie wychylać się! Szczędzić strzał! Czekać!– To coś zbyt jawne, zbyt nagłe poczynania! – Kadmos przyglądał się ruchom rzymskich oddziałów podejrzliwie.– Czy to aby nie chęć odwrócenia naszej uwagi?– Od czego? – Hasdrubal przerwał lekceważąco.– Nie mogą podejść z innej strony! Raczej chcą nas tylko postraszyć!– Gdzie roszesz szaliszym Hasdrubal? – jakiś kobiecy głos pytał nad murami pośpiesznie, jakby rozpaczliwie.– Prędko! Gdzie Hasdrubal?– Keriza! – wykrzyknął zdumiony Kadmos, gdy dziewczyna wbiegła po szerokich schodach, przeznaczonych do wynoszenia na mury kotłów z wrzącą wodą, smołą czy oliwą, potrzebnych do odpierania szturmu.Ale ona nie zwróciła nań żadnej uwagi, dopadając wprost do Hasdrubala.– Wodzu! – dyszała z pośpiechu i podniecenia.– Przysyła mnie Eonos! Zza Przylądka Kamart wypływa flota rzymska! Kilkadziesiąt galer!– Miałeś rację, Kadmosie! – wódz zrozumiał plan Rzymian i znów prawie z podziwem pomyślał o młodym człowieku.Przecież nie jest wojownikiem z zawodu, a tak trafnie przewidział posunięcie wroga.– Tutaj to tylko odwracanie naszej uwagi! Atak będzie na port! Co za szczęście, że tam prawie wszystkie machiny są już zaopatrzone w liny! Czy znasz ją? – zapytał z uśmiechem wskazując na dziewczynę.Zauważył, że ten wykrzyknął imię pięknej posłanki, gdy tylko ukazała się na platformie baszty.– To moja przyszła żona, wodzu!– O? Doskonale! Hm, w porcie trzeba wzmocnić załogę.Na wszelki wypadek, gdyby jakiejś galerze udało się przerwać łańcuch! Weź więc swoją lochę, prowadź do portu i obsadź mocno wybrzeże.– Obsadzę wybrzeże! Żaden wieprz rzymski nie postawi tam kopyta!Ciężki pocisk przeciął powietrze i z trzaskiem uderzył o głaz.Za nim natychmiast drugi, trzeci.– Aha, podprowadzili już katapulty – spokojnie stwierdził Hasdrubal.Spojrzał na dziewczynę i ze zdumieniem zauważył, że na jej twarzy widać raczej tylko zaciekawienie niż strach.– Nie boisz się? – zapytał mimo woli i szybko dodał: – To się chwali.No, Kadmos, zabieraj swą dziewczynę i pędź do portu.A tam ją ukryj gdzieś w osłoniętym miejscu, bo może być gorąco!Straszny jęk, przechodzący w skowyt, dobiegający od strony niższego odcinka murów dowiódł, że pociski rzymskie poczynają trafiać.Hasdrubal ruszył spokojnie w tamtą stronę, aby obecnością swą dodać otuchy nie zaprawionym jeszcze w walkach ludziom.– Płyną wolno, ostrożnie, jakby bali się jakiegoś podstępu! Tak mówił Eonos.Jest gotowy na ich przyjęcie! – mówiła Keriza, idąc spiesznie obok Kadmosa, na czele twardo, równo maszerującego oddziału.Hasdrubal miał rację, mówiąc, że będzie to wyborowa mora.Oddział składał się z wyćwiczonych i pełnych zapału żołnierzy, więc Kadmos był pewny, że pełnemu legionowi rzymskiemu dałby radę w otwartym boju.Ludzie, przeważnie Italikowie zbiegli z rzymskich szeregów w pierwszej bitwie, zachowali rzymskie zbroje, tylko hełmy mieli już wszyscy punickie, niskie, bez kit.Szli wspaniale, równym krokiem, twardym marszem pewnych siebie zwycięzców, budząc echo w wąskich uliczkach, a drżenie serc u kobiet.Keriza obejrzała się raz i drugi na kolumnie.Prowadzący pierwszą lochę Idibaal uśmiechnął się do niej.– Hej, Kerizo, ta twoja uroczysta szata przeszkadza ci w marszu! – zaśmiał się wesoło.„Uroczysta szata” była zwykłą chlamidą z grubego materiału, tyle tylko, że długą aż do stóp.Bez wahania Keriza uniosła ją powyżej kolan i wyrównała krok do kroku żołnierskiego.– Masz rację! Teraz lepiej!– I nam przyjemniej! – wrzasnął któryś z żołnierzy.Już większość z nich nieźle rozumiała i mówiła po punicku.Kadmos udał, że nie słyszy, ale gniewnie zerknął na nogi Kerizy i przyśpieszył kroku.Rozstawił swe oddziały przy wjeździe do portu i w miejscach, gdzie możliwe było lądowanie, a sam pośpieszył na potężny występ murów, skąd widać było najlepiej i gdzie stały najcięższe machiny bojowe.Właśnie gdy z Keriza wbiegali na szczyt, Malkus, zasapany, ale radosny, donosił Eonosowi:– Gotowe! Te nowe liny zaciągnięte.„Milkat” może już działać!– To wielki onager, który tak nazwali nasi ludzie! Może twoje właśnie włosy, Kerizo, są w tej linie, co wyrzuci pocisk! – śmiał się Eonos.– Ty dowodzisz? – pytał pośpiesznie Kadmos.– Ja.Antarikosa przygniotła belka przed paru dniami, krwią pluje i ruszać się nie może.A moje okręty jeszcze całkiem do niczego, więc Hasdrubal zlecił mi komendę nad murami, od portu do Megary.– Przyprowadziłem ci moich ludzi do pomocy.Obsadziłem wjazd i port.– Dzięki, ale myślę, że nie będzie potrzeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •