[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przy takim wietrze i piszczeniu obracających się w nocy kurków.Roześmiał się, a ja usłyszałem szczękanie, gdy nalewał sobie trochę więcej bourbonaz butelki na podłodze. Nikt tego nie ukradnie, Richie - rzekł.- A ka\dy ćpun, którywłamie się do Agincourt, zobaczy rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie widział.Wypiłswojego drinka, ja zaś zorientowałem się, \e robi się senny. Tylko jedna osoba nacałym świecie mo\e dotknąć tej rzeczy, ale ona nigdy nawet się do niej nie zbli\y,Rich.Mogę ci to zagwarantować.Interesuje mnie jeszcze jedno: to coś wygląda taksamo po drugiej stronie.Nie zmienia się - przynajmniej o ile wiem.Chciałbym tomieć, lecz nawet nie zamierzam próbować tego zdobyć.Przynajmniej na razie, amo\e nigdy.Mógłbym z tym czymś dokonać wielkich rzeczy - mo\esz się zało\yć! -jednak ogólnie rzecz biorąc, myślę, \e najlepiej jest, jeśli to coś le\y tam, gdzie w tejchwili.Samemu chciało mu się coraz bardziej spać, ale zapytałem go, czym jest tocoś, o czym mówił.- I co odpowiedział? - spytał z zaschniętymi ustami Jack.- Nazwał to.- Richard zawahał się i zmarszczył z namysłem czoło.- Nazwałto osią wszystkich mo\liwych światów.Potem się roześmiał.Potem nazwał toinaczej.Nie spodobałoby ci się.- Czyli jak?- Wściekniesz się.- No, Richard, wykrztuś to.- Nazwał to.no.nazwał to szaleństwem Phila Sawyera.Jack poczuł nie gniew, ale przypływ palącego, przyprawiającego o zawrótgłowy podniecenia.Tak właśnie było, zgoda; tym właśnie był Talizman.Osiąwszystkich mo\liwych światów.Ilu? Bóg jeden raczył wiedzieć.AmerykańskichTerytoriów, samych Terytoriów, hipotetycznych Terytoriów Terytoriów i tak dalej -jak rozwijające się bez końca paski z obracającego się cyruliczego słupa.Uniwersumświatów, wielowymiarowy makrokosmos światów - a w nich wszystkich tylko jednarzecz pozostawała zawsze taka sama, jedna jednocząca, niezaprzeczalnie dobra siła,nawet jeśli w tej chwili była uwięziona w złym miejscu: Talizman, oś wszystkichmo\liwych światów.Czy był równie\ przedmiotem szaleństwa Phila Sawyera?Zapewne tak.Szaleństwem Phila.szaleństwem Jacka.Morgana Sloata.Gardenera.i oczywiście nadzieją dwóch Królowych.- To coś więcej ni\ Dwójnicy - powiedział Jack ściszonym głosem.Richard brnął naprzód, przyglądając się, jak przegniłe podkłady znikają podjego stopami.Podniósł nerwowo wzrok na Jacka.- To coś więcej ni\ Dwójnicy, bo istnieją więcej ni\ dwa światy.Istniejątrójnicy.czwórnicy.kto wie? Morgan Sloat tutaj, Morgan z Orris po drugiejstronie; mo\e Morgan, ksią\ę Azreelu gdzieś indziej.Ale nigdy nie wszedł do środkahotelu!- Nie wiem, o czym ty mówisz - odparł zrezygnowanym głosem Richard.Ale jestem pewien, \e na tym nie poprzestaniesz, mówił ten ton.Przejdziesz odnonsensów do otwartych wariactw.Wszyscy pasa\erowie na Seabrook Island -wsiadać!- Nie mo\e wejść do środka.To znaczy, Morgan z Kalifornii nie mo\e - iwiesz dlaczego? Bo Morgan z Orris nie mo\e.A Morgan z Orris nie mo\e, boMorgan z Kalifornii nie mo\e.Je\eli którakolwiek z jego wersji nie mo\e dostać siędo czarnego hotelu w swoim świecie, to \adna z nich nie mo\e tego zrobić.Rozumiesz?- Nie.Rozgorączkowany po dokonaniu tego odkrycia Jack w ogóle nie usłyszałodpowiedzi Richarda.- Dwaj Morganowie czy ich dziesiątki - niewa\ne.Dwie Lily czy ich dziesiątki- dziesiątki Królowych w dziesiątkach światów, Richard, pomyśl tylko! Nie robi ci towody z mózgu? Dziesiątki czarnych hoteli - tyle \e w niektórych światach mogą tobyć czarne wesołe miasteczka.albo czarne place domów na kółkach.albo sam niewiem, co.Ale, Richard.Urwał, chwycił Richarda za ramiona i utkwił w nim spojrzenie gorejącychoczu.Przyjaciel próbował przez chwilę się cofnąć, po czym znieruchomiał,zahipnotyzowany ognistym pięknem w twarzy Jacka.Nagle przez moment Richarduwierzył, \e to wszystko jest mo\liwe.Nagle przez moment poczuł się uzdrowiony.- Co? - szepnął.- Niektóre rzeczy mogą się tam dostać.Niektórzy ludzie mogą wejść dośrodka.Są.no.mają pojedynczą naturę.Nie potrafię nijak inaczej tego określić.Sąjak on - Talizman.Mają pojedynczą naturę.Jak ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]