[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł się ogarnięty przyjemnym ciepłem dobrego samopoczucia.Dał małej tajskiej dziewczynie dwudziestodolarowy napiwek, poklepał ją z uczuciem po pośladku i wyszedł w zakurzone słońce Manhattanu.Leonia Danziger była w wystudiowany sposób ożywiona i metodyczna.Zajęła się już materiałami pomocniczymi do artykułu o Madeleine Bayard.Wręczyła Matherowi dwie zaklejone taśmą teczki.- Ta zawiera notatki z wywiadów z głównym oficerem śledczym okręgu.Nie może pan go cytować bezpośrednio, ale da to panu jasne wyobrażenie o policyjnej wersji morderstwa.Diagramy, to nie potrzebujące wyjaśnień fotokopie.- Jak pani to zdobyła?- Długa praktyka i niezależna dziennikarka o dużym wdzięku.Nowojorski departament policji ma sekcję public relations, więc naopowiadała im o przygotowywanej wystawie, artykule, który pan pisze dla Belvedere i nieuniknionym ożywieniu spekulacji prasowych o nie rozwiązanej sprawie morderstwa.Przydzielili jej miłego, młodego człowieka, który zabrał ją do okręgu.Ona postawiła lunch oficerom sprawy.voila! Oni nie udostępnili jej żadnych fotografii, ale skierowali ją do agencji Czarna Gwiazda, której fotograf był na miejscu kilka minut po policji.Wszystko to kosztowało mnie trzysta pięćdziesiąt dolców, płatne czekiem albo gotówką.- Myślę, że zasłużyła pani na premię.- Przyjmę ją również.Wyciągnął mały przedmiot, owinięty w tkaninę.Gdy Leonia odwinęła ją, znalazła małą figurkę tancerki tarantelli w antycznym capodimonte.Jej oczy rozbłysły z radością, ale podziękowanie było ostrożne i opanowane.- Jest piękna - a pan jest bardzo uprzejmy, Max.Dziękuję.Wypisał czek na trzysta pięćdziesiąt dolarów i wręczył jej.- Wyślę pani egzemplarz, jak tylko będę mógł najprędzej.To, co proponuję w tym momencie, to portret Madeleine Bayard takiej, jaka ukazuje mi się z jej obrazów, ze słyszenia, w zapisie o jej życiu i śmierci.- I tym razem - Leonia Danziger powiedziała łagodnie - zrobi pan to z troską i oddaniem, dobrze? Żadnej fuszerki, żadnego pisania nie całkiem przemyślanych rzeczy.- Tak jest, pani nauczycielko - zakpił.- O której rano pan wyjeżdża?- Concordem Air France.Dziesiąta trzydzieści.Przylot wieczorem.Seldes umówił mnie z Henrim Berchmansem następnego dnia rano w Paryżu.Potem jadę do Zurychu.- Proszę mi nic więcej nie mówić.Zazdrość mnie zjada.Czy pan uwierzy, że nigdy nie przekroczyłam Atlantyku - miss Manhattanu to ja! Wszystko, co zarobiłam, włożyłam w to mieszkanie i elementy wykształcenia intelektualistki.Miał komunał na końcu języka.Powstrzymał się jednak i zamiast tego zapytał:- Będzie pani centrum komunikacyjnym, gdy mnie nie będzie? Na warunkach handlowych, oczywiście.- Jestem całkowicie na usługi.Przy okazji, proszę przeczytać bardzo dokładnie materiał policyjny, a potem przestudiować fotografie.Otwierają szerokie pole do spekulacji.- Co to znaczy?- To znaczy, że oszołomiony narkotykiem zabójca jest makietą dla publiczności.Policja uważa, że zna prawdziwego zabójcę, ale brak jej dostatecznych dowodów, aby mu to dowieść.- Świetny pomysł.- Tak, prawda?Nastąpił moment niezręcznej ciszy; po czym, ciągle z oficjalną skrupulatnością, podała mu rękę.- Bezpiecznej podróży, Max.Nie wiem, jakie są pana plany, ale życzę panu jak najwięcej szczęścia na świecie.- Niech pani też uważa na siebie.Ja życzę tylko.Położyła palec na ustach, uciszając go.- Gdyby życzenia były końmi, jeźdźcami byliby żebracy.- Tak, cóż - niech pani też uważa na siebie.Zadzwonię z Zurychu.ROZDZIAŁ 8Henri Charles Berchmans Starszy przyjął go, nie siląc się na grzeczność, w galeriach Berchmans et Cie, niedaleko Quai des Orfevres.Była niedziela rano, jeden z tych dżdżystych dni, gdy Paryż i jego mieszkańcy wyglądają nędznie, nieszczęśliwie, a twarze mają ściągnięte wokół ust.Oprócz nich w galeriach obecni byli jedynie trzej strażnicy, wyglądający jak roboty w średnim wieku.Spotkanie miało miejsce w zaniedbanym, pozbawionym ozdób biurze, które w dni powszednie było zapewne zajmowane przez jakiegoś niższego urzędnika.Berchmans, niski, krępy facet o żelaziście szarych włosach, twardych oczach i nieustannie zaciskających się nerwowo dłoniach, doprowadził nieuprzejmość do poziomu sztuki.Mather, którego odlot z Nowego Jorku został opóźniony o dwie godziny, na skutek czego rezerwacja hotelu została anulowana i który został z tego powodu zmuszony do spędzenia nocy w pokoju nie większym i niewiele czystszym niż szafka na miotły, nie był ubawiony.Pierwsze pytanie Berchmansa, po francusku, było wszechogarniające.- A więc, panie Mather, co chce mi pan powiedzieć?- Nic panie Berchmans.Odwiedziłem pana na prośbę Harmona Seldesa.Zadałem sobie trud, aby to zrobić.Oczekuję, że pan postawi mi pytanie, które umotywuje tę niedogodność.- Bardzo dobrze.- Berchmans był zupełnie niezmieszany.- Dlaczego Rafael, co? Dlaczego nie Caravaggio, Bellini, Boldini? Definitywnie i ostatecznie Rafael
[ Pobierz całość w formacie PDF ]