[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tymczasem zagłębiał się w leśne bagno, tak samo jak inni powoli odczłowieczał własną osobowość.“To jednak prawda, że u Kondradta, choćby patyk wsadził w ziemię, drzewo zaraz wyrośnie, u mnie zaś jest tak wiele wypadów" - usprawiedliwiał się.Czuł się z tego powodu bardzo nieszczęśliwy i dlatego coś go bolało we wnętrzu.I to tak mocno, że o świcie ostrożnie wylazł spod kołdry, aby nie obudzić Malwiny, i nagi, chudy, przygarbiony stanął w oknie, które patrzyło na las.Dobrze znał Stęborek ten kawałek lasu przed swoją leśniczówką.Wystarczyło mu tylko rzucić okiem przez szybę w oknie, aby dostrzec, jak świt pobiela korony wysokich sosen.Potem mógł zamknąć oczy i widział pnie trzydziestoletnich sosen, pokręconych, z suchymi gałęziami przy ziemi, gdyż las ten posadzono na gruntach porolnych i nie potrafił się on sam oczyścić od dołu z suchych gałęzi.Deski z takich sosen byłyby poskręcane, pełne sęków, drewno nadawało się jedynie na papierówkę.Ale rosło tam dużo dzikich i słodkich malin, Stęborek lubił zbierać te maliny wraz z Malwina, trzymając dziecko na lewym ręku.Nie, to nie był prawdziwy las albo bór sosnowy, ot, nowy oddział na gruntach wydartych Horstowi Sobocie.Prawdziwy las zaczynał się trochę dalej, przeogromna i przepastna kraina buków, jesionów, dębów i świerków, które osłaniały ziemię przed słońcem, tak że nie ośmieliła się pod nimi wyrosnąć nawet trawka.Kto wie, czy to nie wśród owych potężnych świerków, w ich wiecznym mroku, tkwiły najważniejsze siły lasu.Świerków Stęborek nie lubił, najweselsze i najmilsze były dla niego modrzewie, lecz właśnie one nie chciały rosnąć na jego uprawach.Dlaczego? I czy teraz, po podpisaniu fałszywego świadectwa, przyjmą się w przyszłym roku nowe sadzonki modrzewia, pokryją się delikatną, jasną zielenią cienkich i miękkich igieł? Stęborek lubił modrzewie (jeśli było coś w lesie, co naprawdę choć trochę lubił), a dlaczego - nie wiedział.Raz czy dwa zdarzyło mu się nawet, że pogłaskał szarobrunatną, głęboko spękaną korowinę starego modrzewia, trochę radując się, że drewno, które kryje w sobie gruby pień, jest tak trudne w obróbce i odporne na działanie kwasów i zasad, twarde jak żelazo, a soki, które w nim krążyły, nazwano żywicą wenecką, której poszukiwali malarze i ceramicy.Modrzew przypominał mu samego siebie.On, Stęborek, też był twardy, odporny na kłopoty i choroby.Zamiast Malwiny uprawiał ogródek, niańczył dziecko, gotował obiady i zmywał naczynia, robił śniadania i kolacje, chodził do sklepu po zakupy.Tak więc ze wszystkich drzew lubił jedynie modrzewie, a przecież to właśnie modrzewie usychały na iego uprawach.Czy naprawdę powinien ulec tym wariackim radom, aby wziąć do lasu Malwinę i na uprawie wsadzić członek w jej pochwę, wypełnić Malwinę nasieniem? Nie, Malwina nigdy nie zgodzi się na coś takiego, gdyż jak to mówiono, posiada głębokie i tajemne życie wewnętrzne.“Ech, gdyby tak jeszcze można było urodzić dziecko za Malwinę" - pomyślał, dziwiąc się, że natura tak wyraźnie między kobietę i mężczyznę podzieliła zadania.Modrzew też miał kwiaty rozdzielnopłciowe, wiatropylne, ale na tej samej rosnące gałązce.Czy nie gniewał się na niego las, ponieważ za Malwinę gotował i zmywał naczynia, wszędzie ją wyprowadzał za rękę i gotów był za nią nawet urodzić?Zapragnął odetchnąć powietrzem lasu i leciutko uchylił okna.Zaskrzypiało głośno, bo było stare, spróchniałe, z zardzewiałymi zawiasami.Wysunął głowę na dwór i zobaczył mgłę poranną snującą się nisko w lesie, osrebrzoną świtem, który panował już w koronach drzew.Ta mgła co wieczór i rano podchodziła pod jego dom i zawsze zatrzymywała się na skraju lasu.Kiedyś jednak może przekroczyć drogę i pochłonie także leśniczówkę, wślizgnie się do pokojów przez spróchniałe okna, jak jęzorem liźnie Malwinę, dziecko, sprzęty w mieszkaniu.Co będzie wówczas? Czy można odgonić leśną mgłę? A może to nie była mgła, tylko nienawiść, którą las do niego odczuwał, nie wiadomo dlaczego.I co uczynić, aby przebłagać las?Malwinę obudziło skrzypienie otwieranego okna.Usłyszał jej oddech tuż za plecami.Wstała z łóżka w bardzo krótkiej koszuli, z prawie gołym podbrzuszem, i podeszła do niego.- Dlaczego nie śpisz? - zapytała szeptem.- I czego wypatrujesz w lesie?Nie odpowiedział, a ona zrozumiała, że ma jakieś zmartwienie.Nie obchodziło jej to jednak; ona też miała swoje zmartwienia, z których mu się nigdy nie chciała zwierzyć.Dwoma palcami, delikatnie, chwyciła jego obwisły i miękki członek, a potem zaczęła go leciutko ugniatać.Zazwyczaj prawie natychmiast stawał się duży i twardy.- Daj mi spokój - powiedział.- Kiedy ja chcę.- odrzekła z żalem w głosie.Miała pretensje, że w ten sposób musi ożywiać męskość Karola.Brodaty Łukta (przeklęty Łukta, który budował tartak tuż pod ich domem) miał na pewno w spodniach ciągle sterczącego członka i gdy na nią patrzył (wstrętny brodaty brudas), Malwinie robiło się gorąco.Bała się go, emanowała z niego straszliwa moc i siła.Ale przecież czasami jej się śniło, że okropny Łukta wchodzi do ich domu pod nieobecność Karola, goni ją po wszystkich pokojach, aż wreszcie przydusza w jakimś kącie, aż ona traci oddech pod ciężarem jego ciała, zarazem jednak ogarniają rozkosz, jakiej nigdy nie doznała, choć czuła, że taka rozkosz na świecie istnieje.Stęborek, wciąż patrząc w las, sięgnął ręką do podbrzusza Malwiny, namacał jej wyniosły i obficie obrośnięty wzgórek łonowy, natrafił palcami na to, co go w Malwinie zawsze podniecało - jak gdyby malutki języczek wysunięty z jej wilgotnych warg.Chwycił go i też delikatnie ucisnął palcami.Ale tym razem nie odczuł podniecenia, gdyż we wnętrzu wciąż go bolało.- Chcę mieć jeszcze jedno dziecko - oświadczyła Malwina.- Po co nam? Czy mało mam roboty z jednym?- Chcę mieć drugie dziecko, gdyż boję się, że każesz mi w przyszłości chodzić do sklepu między te okropne leśne kobiety.Jeśli będę miała drugie dziecko, nie zmusisz mnie do opuszczenia domu.- Nigdy ci nie pozwolę iść do sklepu - obiecał.Raptem przyszła mu do głowy przerażająca myśl: być może las żądał od niego największej ofiary: rozkazu, aby Malwina sama poszła do sklepu.Być może to właśnie Malwiny nie akceptował las, który kochał kobiety takie jak Weronika, silne i samodzielne, odważne i pracowite.- Boję się lasu, Malwino - wyszeptał.- Nie wiem dlaczego, ale czuję przed nim strach.Nie powinienem był zostać leśnikiem, a ty nie powinnaś mieszkać w leśniczówce.Objęła go ramieniem i pociągnęła na tapczan.Wezbrał mu członek, wszedł w jej wilgotną pochwę.Poruszając się na Malwinie, Stęborek powtarzał swoje zaklęcie: “Jestem szczęśliwy, szczęśliwy, szczęśliwy".Potem strzyknął w nią nasieniem i uradował się myślą, że jeśli nawet nie potrafi zasiać lasu, to być może znowu zasieje w Malwinie nowe ludzkie życie.Rankiem coś go pognało na uprawę.Zatrzymał harleya na linii działowej, w wysokiej i mokrej od rosy trawie, a potem przespacerował się po starym zrębie, gdzie rosły już młode drzewa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •