[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo szybko wymęczyła biednego skurczybyka – miała nadzieję, że Ublala sprawi się lepiej – i potem już tylko jęczał i piszczał obrzydliwie.Gdy wybrzmiały ciche echa dzwonu, zapadła niczym niezmącona cisza.Wartownicy wrócili wkrótce po tym, jak Shurq wśliznęła się do izdebki Prista.Wysuwali głośno różne przypuszczenia i kłócili się ze złością, co świadczyło, że Ublali udało się uciec, choć wezwano domowego uzdrowiciela, co z kolei sugerowało, że doszło do jakichś starć.Od tego czasu wszystko się już uspokoiło.Przeszukano pobieżnie rezydencję, ale nikt nie zajrzał do kwater dla służby.Najwyraźniej domowym strażnikom nie wpadła do głowy możliwość, że celowo odwrócono ich uwagę, by dokonać infiltracji.Wykazali się nieostrożnością i brakiem wyobraźni, tak jak się tego spodziewała.Nie znoszący sprzeciwu pan zawsze tak działał na służbę.Okazywanie inicjatywy było niebezpieczne, gdyż groziło starciem z potężnym ego Geruna.Shurq uwolniła się z dziecinnego uścisku wyczerpanego Prista i wstała bezszelestnie, żeby się ubrać i zapiąć pas z bronią.Gerun z pewnością miał gabinet przylegający do prywatnych pokojów.Tego rodzaju ludzie zawsze mieli gabinety.To zaspokajało ich potrzebę prawomocności.Osłony bez wątpienia będą potężne, a magia kosztowna i skuteczna.Nie mogły być jednak tak skomplikowane, by zbić z tropu samego finadda.Również mechanizm ich dezaktywacji z pewnością będzie prosty.Musiała rzecz jasna wziąć pod uwagę fakt nieobecności Geruna.Było prawdopodobne, że finadd pozostawił dodatkowe osłony, których nie da się unieszkodliwić.Podejrzewała jednak, że ich aspektem będzie życie, ponieważ inne rodzaje zbyt łatwo byłoby uaktywnić przypadkowo.Wymknęła się cicho do korytarza.Słyszała wyłącznie oddechy śpiących.Usatysfakcjonowana Shurq wróciła do skrzyżowania w kształcie litery T i ruszyła w lewo.Wchodząc po schodach, uważała, by stawiać stopy na przemian na przeciwległych brzegach stopni, gdzie spoiny redukowały niebezpieczeństwo skrzypnięcia.Dotarła na pierwszy pomost, podeszła do drzwi i zatrzymała się.Zamarła w bezruchu.Zobaczyła rozciągnięty wzdłuż progu drut, pozostawiony tu przez ostatniego sługę, który korzystał z przejścia.Zdarzało się, że najprostsze alarmy skutkowały, podczas gdy bardziej skomplikowane zawodziły, tylko dlatego że złodziej oczekiwał komplikacji.Zwolniła drut i otworzyła drzwi.Znalazła się w następnym korytarzu dla służby, biegnącym równolegle do głównego.Najwyraźniej był to rozkład typowy dla posiadłości Geruna.Pojedyncze drzwi były tam, gdzie spodziewała się na nie natrafić: po prawej stronie przy końcu korytarza.Zwolniła kolejny drut i przeszła przez nie.W korytarzu nie zapalono światła, co było sprytnym posunięciem.Na drugim końcu znajdowało się troje drzwi.Za wszystkimi panowała ciemność.Była niemalże pewna, że trafiła do prywatnych pokoi Geruna Ebericta.Na najbliższych drzwiach dostrzegła, ledwie widoczne w półmroku, magiczne symbole.Shurq podeszła bliżej, by przyjrzeć się im uważniej.I zamarła w bezruchu, słysząc bezbarwny głos dobiegający z korytarza:– To była niekompetencja.Tak powiedział.Teraz muszę mu to wynagrodzić.Odwróciła się powoli.Siedziała tam jakaś postać.Wyciągała niedbale nogi, a głowa opadała jej na bok.– Nie żyjesz – rzekł mężczyzna.– To groźba czy stwierdzenie faktu?– Po prostu coś, co nas łączy – wyjaśnił.– To rzadko mi się teraz zdarza.– Wiem, co czujesz.A więc Gerun kazał ci strzec swoich pokoi.– To moja kara.– Za niekompetencję.– Tak.No wiesz, Gerun nie zwalnia ludzi z pracy.Zabija ich i, zależnie od tego, jak bardzo go rozgniewali, chowa ich albo zatrzymuje na pewien czas.Przypuszczam, że kiedyś w końcu mnie pochowa.– Nie uwolniwszy najpierw duszy?– O tym często zapomina.– Przyszłam tu, żeby ukraść wszystko, co ma.– Gdybyś była żywa, zabiłbym cię oczywiście w jakiś potworny, przerażający sposób.Wstałbym z tego krzesła i ruszył w twoją stronę, powłócząc nogami.Ręce wyciągnąłbym przed siebie, przeszywając pazurami powietrze.Wydawałbym z siebie zwierzęce odgłosy, jęki i syki, jakbym gorąco pragnął zatopić kły w twoim gardle.– To z pewnością wystarczyłoby, żeby odstraszyć złodzieja.To znaczy żywego.– Masz rację.Zapewne też miałbym dobrą zabawę.– Ale ja nie żyję, prawda?– Prawda.Muszę ci jednak zadać jedno pytanie.Ważne.– No dobra.Gadaj.– Skoro nie żyjesz, to dlaczego tak dobrze wyglądasz? Kto ostrzygł ci włosy? Dlaczego nie gnijesz, tak jak ja? Czy jesteś wypchana ziołami? Czy masz makijaż? Dlaczego białka twoich oczu są takie białe? A wargi tak błyszczą?Shurq milczała przez dłuższą chwilę.– Czy to było to twoje jedno pytanie? – zapytała wreszcie.– Tak.– Jeśli chcesz, mogę cię przedstawić ludziom odpowiedzialnym za mój nowy wygląd.Jestem pewna, że mogliby zrobić to samo dla ciebie.– Naprawdę? Łącznie z manikiurem?– Jak najbardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]