[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widocznie nieszczęście nie jest monopolem kalek, tak, jak szczęście,przywilejem tylko widzących.Nie wiem, jak długo czekałem z oczami utkwionym wdrewnianą trumnę.Obok mnie uklękła zbolała, szczelnie zasłonięta woalką kobieta.Domyśliłem się, to była matka Honoratki. Chodz ze mną powiedziała. Byłeś dla niej najbliższym. Nie pójdę.Nie ponowiła prośby.Klęczała obok, jakby uspokojona, utkwiła wzrok wpłaskorzezbie ostatniej stancji drogi krzyżowej Chrystusa.Biskup, wuj Honoratki,wygłaszał słowa wyuczone i puste, chłodne, jak było tu chłodne wszystko.Rozglądałsię niespokojnie za siostrą. Chodz ze mną powtórzyła błaganie prośbę matka Honoratki.Podniosłem się z klęczek i powędrowałem za nią, witany zaciekawionymszmerem.Gleba, która miała pokryć skromną, dębową trumnę, była czarna i ciężka.Rodzice Honoratki stali obok grobu bez ruchu, bez słowa, z zastygłymi twarzami.Nie ruszyli się z miejsca nawet wtedy, gdy trumnę ze zwłokami ukochanej córkispuszczono do dołu i zaczęła ją pokrywać rzucana garściami ziemia.Nagle ojciec Honoratki uchwycił w geście rozpaczy moje ręce. Przebacz, jeśli potrafisz.Przebacz mnie i żonie powiedział przygarbiony,posiwiały. Jestem winny.Odtrąciłem ją, kiedy potrzebowała pomocy.Spojrzałem na niego czegoś nie rozumiejąc. Wyklęliśmy Honoratę za to, że była w ciąży powiedział, nie podnoszącoczu.Ziemia uciekła mi z pod nóg.Byłem jak ogłuszony.W moim wnętrzu rozwarłasię bezdenna czeluść, której zapewne nigdy niczym nie da się zasklepić.Porwane irozwichrzone myśli i strzępy wspomnień zaczęły się układać w dramatyczny,logiczny ciąg.Mój przedłużający się pobyt, brak zaproszenia, obecność doktor Elżbiety, októrej nie sposób, aby czegoś nie zasłyszała.Kłopoty z zaliczeniem egzaminu,samotność, której żywiołowo nie znosiła.Wreszcie naiwne, i niefortunne zwierzeniesię rodzicom z tego, co jakże niesłusznie ukryła przede mną.Zresztą może myślała,że nie zaakceptuję tej ciąży? Może sądziła, że ta wiadomość wywrze zły wpływ naprzebieg mego leczenia? Takie myślenie było do niej podobne.Gdy odzyskałem oddech, dotarła do mnie miażdżąca prawda, że to, coskłonny byłem uważać za dziecinadę, dziecinadą z jej strony nie było.Pytała wszak,dlaczego się z nią nie ochajtnąłem.Prosiła wszak, abym ją posiadł, jak mąż żonę.Abyśmy, na koniec, przed moim wyjazdem, tak to właśnie robili.Moja słodkaHonorata! Nie byłaś mi przeznaczona.Twoja łódz, zanim ją zatopiono, musiałapokonać więcej niesprzyjających wiatrów i groznych uderzeń bocznych fal, niżpotrafiłem to przewidzieć i sobie wyobrazić.Nie miała szans pokonać ostatniegouderzenia.Obserwowano cię.Nieumyślnie wystawiłem cię na pierwszy ogień.Odwróciłem się od rodziców Honoraty, głucha wściekłość odebrała mi nachwile rozum i wolno od nich odszedłem.Gdybym tego nie zrobił, mógłbym zabić.Nie obchodził mnie ich ból, ani to, co o mnie pomyślą.Bałem się spojrzeć raz jeszczeza siebie, na świeżo usypaną mogiłę.To nie prawda, że ciebie nigdy nie widziałem Honoratko.Widziałem cię.Byłaśpiękna, wspaniała i jedyna.Mam w pamięci twój wizerunek, którego niestety jużnigdy nie będę mógł dotknąć.Zdobyłem cię i to była moja klęska.Kocham cię.Wybacz i żegnaj! Po szalonym napięciu i wyczerpaniu wszystkich sił w bezsilnejfurii wpadłem w stan całkowitego otępienia.Przesiadywałem całymi dniami i nocamiw domu, na wabia.Gdyby mnie napadnięto poza domem byłbym bez szans.W domuinspektor wbrew przepisom wręczył mi rewolwer. Może mnie za to nie wsadzą.To na wypadek, gdyby interwencja nasza sięprzedłużała powiedział.Tropiłem w mieszkaniu najdrobniejsze ślady obecności Honoratki.Chusteczki,książkę, którą czytała, kieliszek, z którego piliśmy wino.Znalazłem bursztynowynaszyjnik i upadłszy na kolana zalałem się łzami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]